- Analiza
- Wiadomości
Rozpoznawcze aerostaty dla Wojska Polskiego. Przeciwko Kalibrom
Wojsko Polskie planuje zakup systemu rozpoznania przestrzeni powietrznej i obszarów morskich na aerostatach. Inspektorat Uzbrojenia poinformował o zamiarze przeprowadzenia dialogu technicznego w tym zakresie.
Zgodnie z komunikatem IU celem dialogu, dotyczącego „systemu radiolokacyjnego rozpoznania przestrzeni powietrznej i nawodnej bazującego na aerostacie” ma być ocena możliwości spełnienia przez oferowany sprzęt wojskowy wstępnie określonych wymagań, oszacowanie kosztów cyklu życia, harmonogramu dostaw, uwarunkowań dotyczących zabezpieczenia logistycznego, bezpieczeństwa dostaw oraz szkolenia jak i zasad odbioru jakościowego sprzętu.
Procedura ma być prowadzona od stycznia do lutego 2018 roku, a zgłoszenia będą przyjmowane do 8 grudnia br. Termin dialogu może ulec wydłużeniu, gdy jego cele nie zostaną osiągnięte.
Czytaj więcej: Rosyjska „prawda” o systemie S-400
Chęć pozyskania systemów rozpoznania bazujących na aerostatach można powiązać z rekomendacjami Strategicznego Przeglądu Obronnego, związanymi z wzmocnieniem świadomości sytuacyjnej Wojska Polskiego. Podstawową zaletą aerostatów jest umieszczenie systemów radiolokacyjnych na dużej wysokości.
Czytaj więcej: Ambitne plany MON. Koncepcja Obronna przełomem ilościowym i jakościowym? [ANALIZA]
W praktyce bowiem zasięg wykrywania przez klasyczne naziemne radary obiektów poruszających się na powierzchni wody (jak okręty nawodne), czy na niewielkiej wysokości (np. rzędu 100 m – jak w wypadku rakiet manewrujących) ograniczony jest do kilkudziesięciu kilometrów. Z tym problemem boryka się zresztą Wojsko Polskie, gdyż zasięg radarów stanowiących podstawowy środek wskazywania celów Morskiej Jednostce Rakietowej jest znacznie niższy, niż pocisków NSM, których ogień mają koordynować.
Horyzont radiolokacyjny był też prawdopodobnie jedną z przyczyn, dla których rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-400 nie mogły ostrzelać rakiet Tomahawk, odpalonych na początku roku przez Amerykanów na syryjską bazę Chmejnim. Pozwala on „ukryć” się statkom powietrznym przed naziemnymi radarami, szczególnie wtedy gdy lot wykonywany jest zgodnie z rzeźbą terenu.
System ostrzegania oparty na aerostacie, znajdującym się na pewnej wysokości może być zdolny do wykrywania celów odległych nawet o kilkaset kilometrów. Przykładowo, amerykański JLENS miał według danych zamieszczonych przez Missile Defense Advocacy zasięg wykrywania celów powietrznych 340 mil (ok. 540 km), a pojazdów – 140 mil (ok. 220 km).
Z drugiej jednak strony, podobne rozwiązania nie są zbyt rozpowszechnione. Wspomniany JLENS borykał się z problemami, nad jednym z aerostatów rozmieszczonych w regionie Waszyngtonu utracono nawet kontrolę, przez co Kongres zdecydował ostatecznie o zamknięciu programu.
Czytaj więcej: Atak na Syrię zaskoczeniem dla NATO. Zmiana w doktrynie rakietowej Sojuszu?
Część amerykańskich ekspertów uznaje tą decyzję za niefortunną, bo klasyczne lądowe systemy nie dają podobnych możliwości wykrywania rakiet cruise, a użycie kilku samolotów AWACS, w sposób ciągły, jest kosztowne i trudne, ponadto w NATO czy nawet w Stanach Zjednoczonych nie ma tylu samolotów, aby zapewnić ciągłą ochronę zagrożonych obszarów. A zagrożenie ze strony rakiet manewrujących, jak choćby rosyjskie Kalibry, prawdopodobnie odpalane też z wyrzutni lądowych, będzie tylko rosło. Pociski podobnej klasy lecąc na niskiej wysokości stają się trudne do wykrycia, a co za tym idzie zniszczenia. Nawet jeżeli zostaną zauważone przez radary, ma to miejsce znacznie później niż w wypadku, gdyby wykonywały lot na przykład na pułapie kilku kilometrów, co skraca czas na reakcję.
Ponadto, również inne państwa używają systemów ostrzegania opartych na aerostatach. Przykładowo, izraelski EL/M 2083 firmy IAI, opisywany przez producenta jako „operacyjnie sprawdzony” może wykrywać cele wielkości samolotu myśliwskiego z dystansu około 250 km, dysponuje też radarem AESA i możliwością śledzenia do 500 celów jednocześnie.
Zaletą podobnych systemów jest możliwość wskazania bateriom przeciwlotniczym czy nawet myśliwcom niskolecących celów, których nie „widzą” ich własne radary.
W wypadku dysponowania pociskami naprowadzanymi inercjalnie (jak m.in. PAC-3/MSE, CAMM/-ER, SkyCeptor czy AMRAAM itd.) i odpowiednim systemem dowodzenia pozwalającym na użycie informacji ze źródła zewnętrznego, dane z aerostatu mogą nawet zostać użyte do bezpośredniego wskazania obiektu przeznaczonego do przechwycenia przez rakiety.
W Stanach Zjednoczonych od przełomu lat 70. i 80. wykorzystywany jest zresztą prostszy niż JLENS Tethered Aerostat Radar System, służący do wykrywania naruszeń przestrzeni powietrznej i wód terytorialnych m.in. w rejonie Cieśniny Florydzkiej i granicy z Meksykiem. Obecnie jest on obsługiwany przez służby podległe Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego, wcześniej był w gestii USAF. Według oświadczenia przekazanego Kongresowi przez kierownictwo Customs and Border Patrol 1 marca 2016 roku, w ciągu lat fiskalnych 2014 i 2015, system zarejestrował niemal tysiąc prawdopodobnych prób przekroczenia granicy przez „niekomercyjne” statki powietrzne.
Czytaj więcej: Co wygra w Rosji? Desant kontra dywersja
Inspektorat Uzbrojenia chce też, aby pozyskiwany system był zdolny do wykrywania celów nawodnych. Rozwiązanie bazujące na aerostatach mogłoby więc wskazywać obiekty przeznaczone do zwalczania przez Morską Jednostkę Rakietową, ale też – co jest nie mniej ważne – wykrywać niewielkie jednostki, mogące służyć na przykład do dywersji morskiej bądź nawet przemytu.
Należy pamiętać, że po dialogu technicznym wymagania mogą ulec zmianie, a samo prowadzenie takiej procedury wcale nie musi przełożyć się na zakup systemu uzbrojenia. Nie zmienia to faktu, że „powietrzny” system rozpoznania celów, oparty o o aerostaty, mógłby stanowić wartościowe uzupełnienie systemów zapewniających świadomość sytuacyjną polskim przeciwlotnikom, jak i jednostkom Marynarki Wojennej.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS