Reklama

Geopolityka

Zamachy w Paryżu: Bruksela centrum islamskiego terroryzmu w Europie

Fot. defense.gouv.fr
Fot. defense.gouv.fr

Styczniowy zamach na redakcję tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo” oraz żydowski supermarket w Paryżu miał być, zdaniem amerykańskiego wywiadu, początkiem fali krwawych zdarzeń mającej zalać całą Europę. Francja nie musiała czekać długo, bo w ataku przeprowadzonym przez terrorystów z Państwa Islamskiego w ubiegły weekend zginęło co najmniej 120 osób. Analitycy w Polsce i na Zachodzie uważają, że  może dojść do rywalizacji pomiędzy fanatykami islamskimi, bowiem Al-Kaida w ostatnim czasie została przyćmiona przez Państwo Islamskie. Ale dotychczasowe ustalenia dotyczące paryskich zamachowców mogą temu przeczyć. Europa pogrąża się w największym kryzysie bezpieczeństwa od zakończenia II wojny światowej - pisze w analizie dla Defence24.pl Marek Połoński.

Wszystkie trzy zamachy, które przeprowadzono w Belgii i Francji, mają co najmniej kilka cech wspólnych. Najważniejszą jest miejsce, z którego pochodzi źródło zamachów. Wszystko wskazuje na to, że Bruksela stała się europejską siedzibą największej grupy terrorystycznej na świecie. W pierwszej kolejności cofnijmy się jednak do wydarzeń, jakie miały miejsce w Belgii w ubiegłym roku.

W sobotnie popołudnie 24 maja 2014 r. do Muzeum Żydowskiego w historycznym centrum Brukseli wtargnął francuski obywatel, który zaczął strzelać do znajdujących się tam turystów, po czym szybko odjechał z miejsca zdarzenia. Wśród ofiar było dwóch obywateli Izraela i Francuzka. Zdarzenie, jakie miało miejsce w Belgii, łączy z zamachami w Paryżu kilka istotnych faktów, które mogą świadczyć o powiązaniach uczestniczących w nich osób. 

Z więzienia na dżihad

Francuz algierskiego pochodzenia Mehdi Nemmouche, który był sprawcą brukselskiego zamachu, miał za sobą przeszłość kryminalną i do 2012 r. przebywał w więzieniu. Zdaniem francuskich służb miał on powiązania z radykalnymi grupami muzułmańskimi. W 2013 r. przebywał w Syrii wśród dżihadystów, gdzie pilnował zagranicznych zakładników złapanych w tym kraju i torturował ich, wykazując się szczególnym okrucieństwem. Z informacji francuskiego wywiadu wynika, że 29-latek jest jednym z tych młodych muzułmanów, wychowanych na Zachodzie, którzy wyjechali walczyć do Syrii. Miał zostać zwerbowany przez dżihadystów z Państwa Islamskiego. Jest podejrzany o to, że wziął do niewoli amerykańskiego dziennikarza Jamesa Folleya, ściętego w sierpniu 2014r. 

Zamachowcy z Paryża (również algierskiego pochodzenia) przeszli podobną drogę. Starszy z dwóch braci, którzy mieli przeprowadzić zamach na redakcję „Charlie Hebdo”, najprawdopodobniej przeszedł przeszkolenie na Bliskim Wschodzie. Said Kouachi miał w 2011 r. spędzić kilka miesięcy w Jemenie, gdzie był szkolony przez Al-Kaidę Półwyspu Arabskiego, najaktywniejszą i najbardziej zdeterminowaną komórkę tej globalnej organizacji. Po powrocie z Bliskiego Wschodu trafił pod obserwację francuskiego kontrwywiadu. Podobnie kontrolowany był jego młodszy o dwa lata brat Cherif, który w 2004 r. został skazany na 18 lat więzienia za próbę wyjazdu do Iraku celem przyłączenia się do radykalnych bojówek walczących z wojskami NATO.

Jednak po powrocie Saida z Jemenu obaj bracia mieli zaprzestać wszelkiej działalności, która mogłaby budzić podejrzenia francuskich służb. Jeden ze sprawców zamachu, jaki miał miejsce w Paryżu w ubiegły weekend – Omar Ismael Mostefai – również ma za sobą pobyt w Syrii (prawdopodobnie w latach 2012-2013). Podobnie jak sprawcy zamachu na „Charlie Hebdo”, również ma korzenie algierskie. On także miał problemy z prawem, chociaż do więzienia nigdy nie trafił. Był oznaczony przez służby francuskie jako „podatny na radykalizację”, ale pod ścisłą obserwację nie trafił. Sprawcy obu francuskich zamachów nie byli traktowani priorytetowo i kontrwywiad nie poświęcał im dużej uwagi. Może to świadczyć o skali zagrożenia we Francji, bowiem liczba osób budzących zainteresowanie służb bezpieczeństwa jest tak duża, że pod ciągłą obserwację brane są osoby typowane za najbardziej niebezpieczne.

Ponadto we Francji trwa reforma służb bezpieczeństwa wewnętrznego, która ma doprowadzić do powstania nowej agencji scalającej różne funkcjonujące dotychczas osobno służby. Bracia Kouachi, podobnie jak Mehdi Nemmouche, mieli znajdować się w dwóch niejawnych bazach danych prowadzonych przez służby amerykańskie. Pierwsza z nich, nazywana TIDE, zawiera dane około 1,2 miliona osób traktowanych jako potencjalne cele dla kontrwywiadu. Natomiast druga, zawierająca znacznie mniej nazwisk, jest listą osób objętych zakazem lotów. Wkrótce dowiemy się, czy sprawcy ostatniego zamachu również byli na jednej z list.

Problem masowej radykalizacji w europejskich więzieniach wielokrotnie był podnoszony przez unijnego koordynatora ds. walki z terroryzmem Gillesa de Kerchove. Wskazał on, że podejrzani o udział w walkach na Bliskim Wschodzie trafiają do więzień, gdzie jeszcze bardziej radykalizują się i inspirują innych, dla których weteran walk w Syrii czy Iraku jest bohaterem. Mohamed Merah, autor serii zamachów w marcu 2012 roku w Tuluzie, sprawca zamachu w Brukseli - Mehdi Memmouche oraz Amedy Coulibaly, jeden z trzech styczniowych zamachowców w Paryżu, zradykalizowali się w więzieniu.

Problem dostępu do broni

Sprawców z Brukseli oraz Paryża (obu zamachów) łączy broń, jakiej używali podczas zamachów. Użyli m.in. kilku karabinów AK-47, strzelby „shotgun” oraz granatnika przeciwpancernego. Nasuwa się pytanie, jak było możliwe pozyskanie przez nich broni we Francji, która posiada jedne z najbardziej rygorystycznych przepisów dotyczących handlu bronią?

Od początku 2014 r. służby wywiadowcze Francji, Belgii czy Wielkiej Brytanii opracowują nowe metody mające na celu zabezpieczyć kontynent przed zradykalizowanymi muzułmanami powracającymi z walk na Bliskim Wschodzie. Właściwie całkowicie pomija się jednak kwestię dostępu do broni, która do dzisiaj w Europie nie jest wystarczająco uregulowana. Obecnie szacuje się, że na terenie Unii znajduje się co najmniej 500 tysięcy zagubionych sztuk broni, tzn. takiej, która została legalnie kupiona i zarejestrowana, jednak z czasem jej właściciel ją utracił. Przez ostatnie dwie dekady Unię zalało uzbrojenie pochodzące z Bałkanów i byłego bloku wschodniego, trafiając do zorganizowanych grup przestępczych Europy Zachodniej.

W samej tylko Francji znajduje się 10 mln sztuk nielegalnej broni, czyli takiej, która trafiła do kraju bez wiedzy władz. Jak donosi Bloomberg, wykorzystane w czasie zamachów we Francji popularne AK-47 są dostępne na europejskim rynku już w cenie 400 dolarów. We Francji za taki karabin trzeba zapłacić między 1100 a 1800 dolarów. Kałasznikow jest dla światowego terroryzmu bronią symboliczną. Jak długo jest produkowana, tak długo znajduje się w rękach grup terrorystycznych. Przez lata była dostarczana przez kraje byłego Układu Warszawskiego, w tym Polskę. Broń użyta przez zamachowców w Paryżu w styczniu 2015 r. zdaniem francuskich mediów mogła pochodzić z Bułgarii.

W kilku wcześniejszych publikacjach wskazywałem na zagrożenia płynące wraz z falą tysięcy uchodźców syryjskich, przekraczających granicę turecko-bułgarską. W Bułgarii żyje duża społeczność muzułmańska, co daje duże możliwości operacyjne różnym grupom terrorystycznym. Duża część uchodźców trafia do Bośni czy Albanii, w których sprzedają często swoje dokumenty. O skali tego procederu również od co najmniej roku informują służby niemieckie i brytyjskie. Najprawdopodobniej przez Bułgarię do Turcji, a następnie do Syrii udała się Hayat Boumeddiene, która może być kluczem powiązań braci Kouachi z Amedy Coulibaly, czyli Al-Kaidy z Państwem Islamskim.

Al-Kaida i Państwo Islamskie ramię w ramię

Do przeprowadzenia zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” w Paryżu przyznała się Al-Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP). Jej szef Nasr al-Ansi w jedenastominutowym filmie pochwalił sprawców za przeprowadzenie ataku na siedzibę pisma, który był „zemstą Proroka”. Jednocześnie ostrzegł przed jeszcze bardziej spektakularnymi zamachami. „Oddziały Al-Kaidy” wybrały cele, przygotowały plany i sfinansowały operacje”. Al-Ansi wezwał muzułmańską młodzież do powstania i przeprowadzenia ataków, które będą punktem zwrotnym w historii.

Europejscy analitycy powołując się na portal „Al-Monitor”, specjalizujący się w informacjach z Bliskiego Wschodu oraz analizach sytuacji w tym regionie sugerują, że pomiędzy Al-Kaidą a Państwem Islamskim trwa rywalizacja o dominację w światowym dżihadzie oraz werbowanie nowych członków. Owszem, Al-Kaida od dłuższego czasu ostrzegała zachodni świat przed terrorem. Ale warto przypomnieć, że w lipcu ubiegłego roku samozwańczy kalif Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Bagdadi zwrócił się do ekstremistów, którzy brali udział w operacjach wojskowych i terrorystycznych w Syrii i Iraku, aby każdy z nich już teraz zajął się werbunkiem ochotników do przyszłych działań na terenie Europy. Natomiast latem ubiegłego roku Ajman Al-Zawahiri wezwał do pojednania obu grup. Należy przy tym podkreślić, że obie grupy mają wspólne cele i wiele wskazuje na to, że połączyły szyki. Powiązany z Al-Kaidą Front al Nusra wspólnie z IS prowadzi operacje w Syrii, a także w Libanie. Wszystko wskazuje na to, że wspólne komórki działają w Europie, a pierwszą ujawnioną są sprawcy zamachu w styczniu b.r.

Amedy Coulibaly przysięgał lojalność Kalifowi Baghdadiemu, a jego wspólniczka Hayat Boumeddienne uciekła do Turcji, a następnie przekroczyła granicę Syrii, co może świadczyć, że jest aktualnie pod ochroną IS. Pozostali dwaj napastnicy z Paryża, Cherif i Said Kouachi byli przeszkoleni i finansowani przez jemeńską komórkę Al-Kaidy. Zamachowcy z Paryża (styczeń 2015 r.) oraz Brukseli również w Europie rekrutowali bojowników do Syrii i Iraku. Działania antyterrorystyczne prowadzone po zamachu na „Charlie Hebdo” we Francji i Belgii miały na celu rozbicie tej siatki. Piątkowy zamach świadczy o tym, że operacja ta nie udała się.

Niemiecki tabloid „Bild am Sonntag”, powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie podał, że National Security Agency (NSA) udało się tuż po morderczych zamachach w Paryżu w styczniu 2015 r. podsłuchać rozmowy czołowych dowódców Państwa Islamskiego, którzy mieli dyskutować o planowanych zamachach terrorystycznych w całej Europie. Z podsłuchanych rozmów wynika, że Paryż był sygnałem, który miał zwrócić uwagę na serię zamachów także w innych stolicach. Amerykański wywiad dysponuje informacjami o tym, że bracia Kouachi mieli także kontakt z dżihadystami w Holandii.

Belgia „mekką” dżihadystów

Jakże dramatyczny dla europejskiego społeczeństwa jest fakt, że Bruksela kojarzona każdemu obywatelowi z instytucjami UE i NATO, jest również miejscem, w którym przygotowywane są operacje terrorystyczne skierowane przeciwko zwykłym mieszkańcom. Już wyżej wspominałem o związkach poprzednich dwóch zamachów z Belgią. Podobnie jest i teraz. W dniu przygotowania niniejszej analizy wiadomo, że co najmniej trzech zamachowców do Paryża przyjechało z Belgii. Jednym z pojazdów jest zarejestrowany w tym kraju przez francuskiego obywatela VW Polo.

Sprawcy piątkowego zamachu, jak i dwóch wcześniejszych w Paryżu i Brukseli mieli przez dłuższy czas przebywać w brukselskiej dzielnicy Molenbeek Saint Jean zamieszkałej przez imigrantów z krajów arabskich, w dużej części zradykalizowanych. Dzielnica ta jest niezwykle trudna do obserwacji, bowiem jej mieszkańcy stanowią bardzo hermetyczną grupę społeczną. Każdy wjazd osoby nie będącej mieszkańcem tej dzielnicy jest ściśle monitorowany przez grupy przestępcze pilnujące tam porządku. W Brukseli nikt nie ukrywa, że radiowozy policyjne omijają tę dzielnicę szerokim łukiem. Wiadomo, że z tej dzielnicy jej mieszkańcy bardzo często podróżują do innych krajów Europy, m.in. do Niemiec, Holandii czy Danii.

Rośnie zagrożenie w całej Europie

Wobec paryskich wydarzeń - podobnie jak w styczniu - europejskie kraje podniosły poziom zagrożenia terroryzmem. Także w Belgii ( tak jak po zamachu na „Charlie Hebdo”) prowadzona jest operacja antyterrorystyczna i są już pierwsze zatrzymania, a na ulicach władze rozlokowały wojsko we wrażliwych miejscach kraju, głównie w Brukseli oraz w zamieszkiwanej przez dużą społeczność żydowską Antwerpii.  

W styczniu 2015 r. (po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”) w  Berlinie w wyniku akcji policji i służb specjalnych aresztowano dwóch mężczyzn pod zarzutem rekrutacji w szeregi Państwa Islamskiego. Do akcji zaangażowano 250 funkcjonariuszy i przeszukano 11 domów.

Jak informuje "Bild am Sonntag", Federalna Służba Wywiadowcza (BND) oraz niemiecki kontrwywiad - Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) otrzymają blisko 500 dodatkowych etatów. Wywiad zatrudni 225 agentów, z których 125 zajmie się wyłącznie zwalczaniem terroryzmu. W kontrwywiadzie zostanie ustanowiony urząd drugiego wiceprzewodniczącego i przyjmie się do pracy 250 funkcjonariuszy. Zwraca uwagę fakt, że 150 z nich otrzyma zadanie zajęcia się zagrożeniem ze strony prawicowego ekstremizmu. Prawie jedna trzecia, bo 43 nowych pracowników kontrwywiadu, będzie pełnić zadania obserwacyjne.

Decyzję w tej sprawie podjęła w ubiegły czwartek specjalna komisja Bundestagu, tzw. Gremium Zaufania (Vetrauensgremium), stanowiąca w istocie rzeczy podkomisję Komisji Budżetowej niemieckiego parlamentu. Gremium Zaufania obraduje w sposób niejawny, a jego decyzje dotyczą wydatków na tajne służby w sytuacjach wyjątkowych.

Po serii zamachów terrorystycznych w Paryżu rząd w Berlinie postanowił drastycznie zaostrzyć środki bezpieczeństwa na obszarze całych Niemiec. Jak poinformował minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière, obejmują one, między innymi, zwiększoną obecność wyposażonych w broń maszynową patroli policyjnych na dworcach kolejowych i lotniskach, oraz nasilenie kontroli osobowej na granicy niemiecko-francuskiej.

Trzeba podkreślić, że już w lutym bieżącego roku szef brytyjskiego kontrwywiadu MI5 Andrew Parker ostrzegał przed bardzo prawdopodobnymi atakami terrorystycznymi ze strony grupy Al-Kaida na główne systemy transportowe oraz inne kluczowe cele nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale również  w całej zachodniej Europie.

Śmiertelny atak na francuskie czasopismo satyryczne „Charlie Hebdo” oraz piątkowy zamach z pewnością miały na celu - oprócz ofiar śmiertelnych - pogorszenie stosunków między obywatelami Europy Zachodniej a muzułmańskimi społecznościami, zwłaszcza w obliczu problemów, jakie ma Europa w związku z imigrantami. Zamiarem terrorystów jest sianie kryzysu, który ma kształtować politykę krajów europejskich, które będą zmuszone do podjęcia radykalnych działań wobec muzułmanów.

W dalszej perspektywie pozwoli to na werbowanie nowych bojowników, radykalizację mniejszości muzułmańskich, w szczególności w biedniejszych dzielnicach dużych europejskich miast. Po każdym zamachu, czy to w Brukseli czy w Paryżu, następowały protesty antyislamskie. Z pewnością będzie to potęgowało nienawiść po obu stronach. Przykładem jest rozwój ruchów prawicowego nacjonalizmu, szczególnie w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Pozwoli to osiągnąć cel propagandowy, prowadzić narrację, że Zachód toczy wojnę z islamem i muzułmanami.

Europejscy politycy prowadzą debatę, jak zwalczyć rodzący się w Europie ekstremizm. Zwracają uwagę na konieczność identyfikowania ludzi, którzy rekrutują terrorystów, śledzenia ich. Mówi się o potrzebie PNR (Passenger Name Record) – wspólnego systemu wymiany informacji o pasażerach linii lotniczych czy zmianie zasad dotyczących przekraczania granic Strefy Schengen, aby móc systematycznie kontrolować wszystkie wyjazdy i przyjazdy europejskich obywateli. Ale czy mieszkańcy Unii, ceniący sobie wolność, demokrację, gotowi są na wprowadzenie europejskiej wersji „Patriot Act”?

Szef PZPN Zbigniew Boniek twierdzi, że przyszłoroczne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej są niezagrożone. Owszem, służby francuskie będą w stanie przygotować strefy ochrony na stadionach czy w miasteczkach kibiców. Ale czy są w stanie zapewnić ochronę kibicom podróżującym do Francji na to piłkarskie święto?

Czytaj też: Przed Francją i całą Europą czas decyzji. Pierwsze wnioski po zamachu terrorystycznym w Paryżu

Czytaj też: Po zamachach w Paryżu – będą zmiany w polityce bezpieczeństwa wewnętrznego

Czytaj też: Szengal, Hawl, Paryż – wspólna sprawa? "Ogromny cios dla terrorystów" [Relacja]

Reklama

Komentarze (1)

  1. Niezaskoczony

    Nie jest możliwe monitorowanie 6 mln. "obywateli" wyznających islam. to oni są zapleczem dla terrorystów. Sami też stają się nimi. Francja jest stracona. Bez radykalnej decyzji o wydaleniu części społeczeństwa.

Reklama