Reklama

Geopolityka

Wybory w Turcji: część 2 - wewnętrzne i regionalne konsekwencje

Fot. W. Repetowicz
Fot. W. Repetowicz

Wybory parlamentarne, które odbędą się 7 czerwca br. w Turcji mogą doprowadzić do poważnych zmian w polityce wewnętrznej i zagranicznej tego kraju. Jednym z kluczowych problemów jest w tym kontekście kwestia kurdyjska. Wynik wyborów może też zmienić układ sił na całym Bliskim Wschodzie – pisze Witold Repetowicz w swojej analizie dla Defence24.pl.

Wszystkie 4 główne ugrupowania startujące w wyborach (rządząca, islamistyczna AKP; nacjonalistyczna MHP; kemalistowska CHP oraz lewicowo-kurdyjska HDP)  różnią się całkowicie swoimi wizjami polityki zagranicznej Turcji oraz podejściem do uregulowania kwestii kurdyjskiej. Najprościej można przy tym podsumować program MHP, dla której głównym punktem programu jest przerwanie negocjacji z kurdyjską guerillą - PKK i jej uwięzionym liderem Ocalanem. Jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, MHP ma program tylko nieco mniej schizofreniczny niż rządząca AKP. Wizja tej partii opiera się bowiem na panturkizmie, czyli budowaniu wspólnoty, czy wręcz unifikacji wszystkich krajów turkojęzycznych oraz obszarów pozostających w obszarze oddziaływania kulturowego Turcji w okresie postotomańskim. Oznacza to Wielką Turcję od Bałkanów po chińską Ujgurię. Jakkolwiek fantastycznie by to nie brzmiało, rząd AKP również, do pewnego stopnia, realizuje tę ideę. Jednak MHP jednocześnie krytykuje AKP  za ingerowanie w wewnętrzne sprawy innych państw. Zresztą stanowisko MHP w sprawie kurdyjskiej również jest tylko pozornie jednoznaczne ze względu na pozamerytoryczny element tzw. „państwa równoległego”. Według niektórych ekspertów, ex-sojusznik Erdogana, a teraz jego największy wróg – Fethullah Gullen, wspiera jednocześnie MHP i HDP. Bez znaczenia jest tu to, że Gullen zawsze był przeciwnikiem rozmów pokojowych z PKK rozpoczętych przez Erdogana, a jego islamizm kłóci się z laickością HDP. Ani HDP ani MHP nie będą bowiem (raczej) mieć decydującego wpływu na tworzenie nowego rządu tureckiego po wyborach, a Gullenowi chodzi wyłącznie o wojnę z Erdoganem. Niemniej przejawem wpływu Gullena na te dwie partie jest ograniczone zawieszenie broni między nimi. Widać to było np. po ostatnich atakach bombowych na biura HDP w Mersin i Adanie, gdy MHP pośpieszyło z oświadczeniem, iż nie ponosi za nie odpowiedzialności, a lider HDP Demirtas stwierdził, iż ufa tym zapewnieniom.

 

W dość prawdopodobnym, choć wcale nie pewnym scenariuszu (i obecne sondaże na niego nie wskazują), iż AKP wygra wybory i będzie mogła sformować rząd samodzielnie, mimo iż do parlamentu wejdą wszystkie 4 partie, można założyć, iż niewiele zmieni się w dość schizofrenicznej polityce obecnego rządu. To rozdwojenie jaźni widać najlepiej na przykładzie relacji turecko-rosyjskich, turecko-irańskich oraz kwestii kurdyjskiej. W wymiarze regionalnym, prawie w każdym aspekcie turecka i rosyjska polityka zagraniczna znajduje się w ostrym konflikcie. W Syrii można nawet mówić o turecko-rosyjskiej wojnie proxy. W kwestii konfliktu armeńsko-azerskiego sytuacja jest tylko o tyle lepsza, gdyż konflikt ten jest zamrożony. Turcja i Rosja mają również sprzeczne interesy w odniesieniu do Cypru i eksploatacji przez Turcję złóż gazu na Morzu Śródziemnym. Ostatnim obszarem konfliktu interesów tureckich i rosyjskich stał się Krym, a w zasadzie powinien się stać, gdyż rząd Davatoglu zachował się niezwykle powściągliwie w odniesieniu do aneksji Krymu przez Rosję i masowych prześladowań tamtejszych Tatarów. Warto przy tym pamiętać, że relacje turecko-tatarskie mają wymiar nie tylko historyczno-symboliczny, gdyż w Turcji mieszka kilka milionów osób pochodzenia tatarskiego, którzy wyemigrowali z Krymu w XIX w. Parę miesięcy temu na Krym pojechała turecka delegacja, która miała zbadać sytuację Tatarów. Według przecieków, wnioski są bardzo dla Rosji niekorzystne i raport mówi wręcz o terrorze w stosunku do krymskich Tatarów, niemniej raport póki co nie został opublikowany. Również rosyjskie stanowisko w sprawie ludobójstwa Ormian nie wywołało takich tradycyjnych połajanek Erdogana pod adresem Rosji jak pod adresem Europy przy podobnych okazjach. Drugą stroną medalu są bowiem silne relacje ekonomiczne turecko-rosyjskie, głównie w dziedzinie energetycznej, choć nie tylko. Większość gazu Turcja sprowadza z Rosji, a projekt Turkish Stream ma umocnić ten kierunek importu. Dzieje się tak choć Turcja ma alternatywę – może kupować gaz z Iranu (który jednak jest droższy) lub z basenu Morza Kaspijskiego. Jeszcze bardziej kontrowersyjne w tym aspekcie są tureckie plany zakupu przez Turcję rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej. Rosoboronexport wygrał we wrześniu 2013 r. przetarg i mimo sprzeciwów NATO, a w szczególności USA, ostrzegających, iż ze względu na bezpieczeństwo informacyjne, rosyjski system nie będzie mógł być zintegrowany z systemami NATO, Turcja ciągle ani nie wycofała się ani też nie sfinalizowała tego kontraktu. W tym jednak wypadku, większość ekspertów uważa, że ruchy Turcji (która negocjowała też zakup takiego systemu z Chinami) to blef, obliczony na obniżenie ceny ofert europejskich i amerykańskich. Inną płaszczyzną związków gospodarczych między Turcją a Rosją jest jednak turystyka i nałożone na Rosję embargo wpłynęło już w zeszłym roku na spadek dochodów tureckich hoteli i restauracji.

 

Również w stosunkach z Iranem widać taką schizofrenię, gdyż z jednej strony Erdogan poparł saudyjską interwencję w Jemenie oskarżając Iran o destabilizację regionu, a z drugiej strony rząd planuje kilkukrotne zwiększenie obrotów handlowych z Iranem w tym roku.

 

Najbardziej niekonsekwentne są jednak działania rządu AKP w kwestii kurdyjskiej. Z jednej strony to właśnie Erdogan rozpoczął rozmowy z Ocalanem i PKK oraz doprowadził do szeregu ustępstw wobec Kurdów. Z drugiej jednak strony, wzrastające poparcie dla HDP (związanego z PKK) spowodowało, iż ostatnio Erdogan zaczął kwestionować finalizację procesu rozpoczętego przez niego samego i przyjął retorykę nacjonalistyczną, bliską MHP. Najostrzejszy konflikt między działaniami rządu i interesami tureckich Kurdów ma jednak miejsce w sprawie syryjskiego Kurdystanu, zamknięcia granicy z Rożawą (terenami opanowanymi w Syrii przez Kurdów) oraz cichego wspierania przez władze tureckie Państwa Islamskiego oraz związanej z Al.-Kaidą Nusry.

 

Trudno powiedzieć na ile jest to przedwyborcza retoryka, a na ile zwrot w polityce AKP związany z utratą znacznej części elektoratu kurdyjskiego. W przypadku utrzymania przez AKP bezwzględnej większości prawdopodobny jest powrót do wcześniejszej polityki. Niektórzy twierdzą też, iż  przypadku uzyskania konstytucyjnej większości umożliwiającej przyznanie prezydentowi pełni władzy wykonawczej Erdogan może pójść va bank i proklamować autonomię kurdyjską, a następnie ogłosić nowe wybory parlamentarne. Ponadto w takiej sytuacji Turcja może jeszcze bardziej zintensyfikować swoje działania w Syrii i Iraku, których celem jest obalenie Assada i osłabienie wpływów szyickich i irańskich w Iraku.

 

Ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, gdyż może nastąpić tylko, jeśli HDP nie wejdzie do parlamentu a to może mieć miejsce tylko w wyniku masowych fałszerstw. Problem w tym, że w takim wypadku najprawdopodobniej dojdzie do masowego rozlewu krwi. Do niedawna spekulowano również o możliwości dealu AKP-HDP polegającym na wsparciu przez HDP zmian w konstytucji w zamian za ustępstwa wobec Kurdów (zamianę więzienia Ocalana na areszt domowy, otwarcia granicy z Rożawą i uznania oficjalnego charakteru języka kurdyjskiego w tureckim Kurdystanie). Jednak ostatnia retoryka liderów AKP i HDP powoduje, iż jest to mało prawdopodobne.

 

Wizja HDP przyszłości Turcji jest całkowicie rewolucyjna i choć nie ma szans na implementację w najbliższej przyszłości to warta jest przypomnienia. HDP bowiem planuje być konsekwentną opozycją i wierzy, iż w dalszej perspektywie będzie w stanie przekonać większość obywateli tureckich do proponowanych przez siebie zmian, a wejście do parlamentu w tym roku ma być pierwszym krokiem. HDP chce całkowitej decentralizacji władzy w Turcji i przekształcenia jej w konfederację wielojęzycznych i wieloetnicznych kantonów. Byłoby to całkowite zburzenie ataturkowskiej koncepcji jednego narodu tureckiego, przy czym ten proces budzenia się świadomości różnych etniczno-religijnych komponentów demograficznych Turcji już się rozpoczął i nie jest już możliwe jego zatrzymanie. Nie dotyczy on wyłącznie Kurdów ale też Czerkiesów, Gruzinów, Ormian, Tatarów, Alawitów itp. W dalszej perspektywie HDP chce zresztą rozszerzenia tej konfederacji na całą Mezopotamię co oznacza zburzenie dotychczasowego układu granic na Bliskim Wschodzie i likwidację takich państw jak Syria czy Irak.

 

W bardzo mało prawdopodobnym wariancie zwycięstwa wyborczego CHP, którego jednak nie można całkowicie wykluczyć, można by się natomiast spodziewać całkowitej zmiany polityki zagranicznej Turcji tj. przywrócenia jej tradycyjnych wektorów. Oznaczałoby to pełną neutralność w stosunku do wojny w Syrii i wstrzymanie wsparcia dla jakichkolwiek rebeliantów. W szerszym wymiarze konsekwencją byłoby w ogóle wycofanie się Turcji z wojny szyicko-sunnickiej co byłoby ogromnym ciosem dla bloku sunnickiego pod przywództwem Arabii Saudyjskiej. Z drugiej strony można by się spodziewać normalizacji stosunków Turcji z Egiptem oraz Izraelem, a także zwrotu w kierunku Europy, NATO i USA. W kwestii kurdyjskiej CHP mogłaby być jednak mniej elastyczna, zwłaszcza gdyby stworzyła koalicję z MHP. Mogłoby to oznaczać wzrost napięć w tureckim Kurdystanie a nawet wznowienie działań zbrojnych.

 

Najbardziej prawdopodobne są jednak następujące dwa scenariusze: utrata większości przez AKP i stworzenie przez nią koalicji z MHP lub sfałszowanie wyborów w celu nie dopuszczenia HDP do parlamentu. W tym drugim wypadku można się spodziewać wybuchu protestów na ogromną skalę i rozlewu krwi. W celu pacyfikacji sytuacji władze mogą użyć nie tylko policji i wojska ale też komórek dżihadystów w tym Państwa Islamskiego. Według lidera HDP S. Demirtasa, ostatnie ataki bombowe w Adanie i Mersin były dokonane przez IS z inspiracji AKP lub tajnych służb. Przy takim rozwoju wypadków również PKK może wznowić walkę na pełną skalę, zwłaszcza, że sztab PKK w górach Qandil nie w pełni podziela wiarę kierownictwa PKK w ewolucyjny proces zmian na drodze politycznej. Możliwe jest też proklamowanie przez PKK autonomii kurdyjskiej w Turcji i powołanie parlamentu kurdyjskiego na bazie samorządów. Z kolei wykorzystanie przez władze dzihadystycznych terrorystów przeciw PKK (co w przeszłości miało już miejsce) może mieć nieobliczalne konsekwencje dla Turcji ze względu na niemożność utrzymania kontroli nad terrorystami IS w dłuższej perspektywie.

 

Witold Repetowicz

 

Zobacz także: Wybory w Turcji – część I: przełom i wielka niewiadoma

Reklama

Komentarze (2)

  1. BRZDĄC

    jeśli Turcja "wewnętrznie zmientknie" wtedy będzie pożywką dla patologii religijnej ..ona potrzebuje silnych militarnych rządów ..wtedy będzie istnieć i dla siebie i dla nas jako bufor przed "oszołomami religijnymi , politycznymi mający wizje świata " ..

  2. Wspaniałe_Stulecie

    Przywrócić Sultana

Reklama