Reklama

Geopolityka

Wizyta Theresy May w USA. Apel o "wspólne przywództwo"

Fot. Rt Hon Theresa May MP, Home Secretary, UK/Wikimedia Commons
Fot. Rt Hon Theresa May MP, Home Secretary, UK/Wikimedia Commons

Brytyjska premier spotka się z Donaldem Trumpem, będąc tym samym pierwszym zagranicznym przywódcą, który złoży oficjalną wizytę nowo wybranemu prezydentowi USA. 

Brytyjska premier Theresa May, która przybyła w czwartek do USA na rozmowy z Donaldem Trumpem, zaapelowała w Filadelfii o odnowienie "specjalnych stosunków" między obu krajami i "wspólne przywództwo" świata. Oficjalne rozmowy polityków odbędą się w piątek, 27 stycznia.

May, która spotkała się w Filadelfii z republikańskimi kongresmenami, oświadczyła, że przywódcy obu krajów powinni wspólnie stawić czoła nowym wyzwaniom, takim jak wzrost gospodarek krajów Azji, które "mogą przyćmić Zachód", zagrożenie islamskim ekstremizmem i agresywne poczynania Rosji.

Zdaniem brytyjskiej premier Wielka Brytania poza UE i USA pod kierownictwem Trumpa "mogą znów przewodzić światu" podobnie jak w przeszłości kiedy wspólnie powołały ONZ, NATO i inne organizacje międzynarodowe. Zaapelowała o "sprawiedliwe porozumienie o wolnym handlu" między Wielką Brytanią i USA, po tym jak Brytania wyjdzie z UE.

May podkreśliła jednak, że Londyn opowiada się za silną Unią Europejską i NATO, które jest "ostoją światowego bezpieczeństwa".

"Na naszych dwóch krajach spoczywa odpowiedzialność przewodzenia, ponieważ inni zajmują nasze miejsca, kiedy my się wycofujemy, nie jest to dobre dla Ameryki, dla Brytanii i świata" - powiedziała May.

Brytyjska premier podkreśliła jednak, że "nie może to oznaczać powrotu do przeszłości kiedy Brytania i Ameryka interweniowały i suwerennych państwach usiłując przekształcić świat na nasze podobieństwo". "To jest przeszłość. Ale nie możemy również stać z boku i nic nie robić" - dodała.

W trwającym ok. pół godziny wystąpieniu May zdecydowanie nie zgodziła się z sugestiami Trumpa, że stosowanie tortur może być w pewnych przypadkach usprawiedliwione. Zdystansowała się też od niektórych innych jego poglądów, jak np. czasowego zakazu imigracji muzułmanów do USA.

W rozmowie z dziennikarzami na pokładzie samolotu lecącego do USA May, mówiąc o różnicach w cechach charakteru i osobowości jej i Trumpa, zauważyła z uśmiechem, że "przeciwieństwa czasem się przyciągają".

Reuters zauważa, że zawarte w słowach premier zerwanie z polityką interwencji, która doprowadziła do wojen w Iraku i Afganistanie, sygnalizuje zmianę w polityce światowej. Jest też zgodne z polityką Trumpa opartej na zasadzie "Najpierw Ameryka" i nastrojami Brytyjczyków obawiających się skutków globalizacji.

Amerykańska Associated Press podkreśla natomiast, że słowa May o zerwaniu z interwencjonizmem wpisują się w krytykę Trumpa polityki poprzedniej demokratycznej administracji Baracka Obamy. AP zauważyła też, że May usilnie zabiegała, by być pierwszym przywódcą innego państwa, którego przyjmie Trump.

Wystąpienie brytyjskiej premier zostało dobrze przyjęte przez Republikanów. Po spotkaniu May spotkała się z czołowymi politykami partii, m.in. Paulem Rayanem, spikerem Izby Reprezentantów. 

Wizyta May pokazuje, jak ważny dla Wielkiej Brytanii jest tradycyjny sojusz łączący ją ze Stanami Zjednoczonymi, szczególnie po podjęciu decyzji o opuszczeniu Unii Europejskiej. Wielka Brytania stoi w obliczu redefiniowania swojej polityki zagranicznej szczególnie w kwestiach bezpieczeństwa. Dotychczas Londyn pełnił rolę pomostu między USA i Europą. W konsekwencji czerwcowego referendum dotychczasowa pozycja Wielkiej Brytanii w strukturach sojuszu może ulec zmianie.

PAP/LG

Reklama

Komentarze (2)

  1. Jac

    Brytyjczycy i Ich tak zwany "syndrom upadłego imperium". Niech wreszcie zrozumieją, że są tylko marnym cieniem tego czym byli w epoce wiktoriańskiej. Obecnie głównymi graczami na arenie międzynarodowej są USA, Chiny, Rosja, Niemcy i Francja. GB zostanie odstawiona na "bocznicę". Trump jest rekinem, nie będzie dogadywał się z makrelą.

    1. Kolo

      Francja?? To chyba żart....

  2. Dana

    Rule, Britannia...to se nevrátí. Londyn w rządzeniu światem może uczestniczyć tylko jako ten który nosi parasol nad szefem i realizuje z zapałem jego polecenia. O żadnym "wspólnym przywództwie" mowy nie ma. Londyn który właśnie cieszy się jak dziecko z końcówki nowego Jedwabnego Szlaku będzie musiał zgodzić się dla Donalda na większe wyrzeczenia niż sobie wyobraża. A jako że jest już praktycznie poza Unią jego pozycja tradycyjnego rękodajnego dla Ameryki zostanie zaklepana na tym poziomie na stałe.

Reklama