Reklama

Siły zbrojne

USA: Przeciwlotnicy wracają do dywizji, armia - do klasycznej obrony [KOMENTARZ]

Fot. Sgt. 1st Class Alejandro Sias
Fot. Sgt. 1st Class Alejandro Sias

Armia amerykańska ujawniła, że planuje odtworzenie batalionów przeciwlotniczych, przeznaczonych do współdziałania z dywizjami wojsk lądowych. Wojska Stanów Zjednoczonych rezygnują więc z części zmian, wprowadzonych na podstawie doświadczeń z misji ekspedycyjnych w Iraku i Afganistanie. Celem jest przygotowanie do udziału w konflikcie o dużej intensywności.

W wydanym kilka dni temu komunikacie przedstawiciele US Army obszernie opisali proces szkolenia obsług przenośnych zestawów przeciwlotniczych Stinger. Wyrzutnie tego typu są ponownie wdrażane do brygad US Army, aby zapewnić im choćby podstawową zdolność obrony przeciwlotniczej. Jako jedni z pierwszych na Stingerach szkolą się żołnierze jednostek stacjonujących na stałe w Europie, jak 2 Pułk Kawalerii (wydzielający pododdziały do grupy batalionowej w Polsce) czy bazująca we Włoszech 173 Brygada Powietrznodesantowa.

Ppłk Aaron Felter zaznaczył jednak, że jednocześnie formowane są dodatkowe bataliony obrony przeciwlotniczej bardzo krótkiego zasięgu (SHORAD), przeznaczone do współdziałania z każdą z dywizji wojsk lądowych. W praktyce oznacza to odwrót od zmian strukturalnych, wprowadzanych na podstawie doświadczeń z działań ekspedycyjnych w Iraku i Afganistanie.

Obecnie bowiem amerykańskie wojska lądowe, nawet na szczeblu dywizji, mają bardzo ograniczony potencjał, jeżeli chodzi o obronę przeciwlotniczą. Zdecydowana większość jednostek bezpośredniej OPL wojsk została po prostu rozformowana, dywizje jak i brygady co do zasady nie dysponują "organiczną" obroną. Na podstawie doświadczeń z operacji ekspedycyjnych uznano bowiem, że nie ma większego zagrożenia z powietrza. Oczywiście istotną rolę odegrały też cięcia budżetowe.

Wojska lądowe USA posiadają na wyposażeniu jedynie zestawy Stinger i Avenger (na bazie HMMWV), w zdecydowanej większości w Gwardii Narodowej. Te jednostki mają jednak szereg różnych zadań, włącznie z osłoną obszaru stolicy Stanów Zjednoczonych. Nie ma natomiast w zasadzie w ogóle systemów przeciwlotniczych na podwoziu kołowych transporterów opancerzonych, czy pojazdów gąsienicowych.

Po wybuchu wojny na Ukrainie okazało się jednak, że zagrożenie z powietrza dla wojsk amerykańskich jest realne, a użycie przez potencjalnego przeciwnika systemów przeciwlotniczych dalekiego zasięgu może wyłączyć własne lotnictwo z działania. Nie bez znaczenia jest też możliwość użycia przez nieprzyjaciela dronów, które są wykorzystywane coraz powszechniej, nawet przez ugrupowania rebelianckie (jak choćby w Syrii).

W odpowiedzi armia amerykańska zdecydowała się na odtworzenie jednostek OPL. Już wiadomo, że w Europie ma być sformowany jeden batalion (dywizjon), nie jest wykluczone, że będą tworzone również kolejne podobne jednostki na kontynencie. Amerykanie chcą też w ramach pilnej potrzeby operacyjnej kupić 72 zestawy przeciwlotnicze na podwoziu KTO Stryker, do bezpośredniej osłony wojsk lądowych w najbardziej zagrożonych obszarach. 

Wzmocnienie obrony przeciwlotniczej będzie mieć jednak szerszy i bardziej długofalowy charakter, o czym świadczy plan formowania batalionów OPL przeznaczonych do współpracy z wszystkimi dywizjami. Oczywiście będzie to rozciągnięte w czasie i zależne na przykład od funduszy przyznawanych przez Kongres, ale kierunkowe decyzje zostały już podjęte.

Odbudowa jednostek przeciwlotniczych to sygnał odwrotu od struktur sił zbrojnych budowanych przede wszystkim myślą o misjach ekspedycyjnych. Jest to też dowód, że amerykańscy dowódcy są coraz bardziej świadomi zagrożenia z powietrza dla własnych wojsk, choć przez ostatnie lata armia USA w zasadzie zawsze walczyła w warunkach panowania w powietrzu.

Podobne zmiany strukturalne wprowadzono w wielu krajach zachodnich. Z kolei w Rosji jednostki przeciwlotnicze wojsk lądowych są mocno rozbudowane. Rosjanie jeszcze w czasach Zimnej Wojny obawiali się bowiem przewagi lotnictwa NATO i jego ataków na własne ugrupowania pancerno-zmechanizowane, z czym wiązało się (i wiąże się nadal) ciągła modernizacja systemów OPL.

Reklama

Komentarze (1)

  1. Nieździwiony

    Czyli nasza Wisła nie wystarczy jak by co ? A może okazać się , że za późno lub może Narew też nie będzie na czas. Na to wychodzi, że jak chcą mieć ochronę Amerykańcy to muszą nam sprzedać taniej i szybciej, wtedy ich ochronimy za nasze- coś za coś

Reklama