Reklama

Geopolityka

Bezpieczeństwo regionalne po wyborach w Turcji. Trzy aspekty [ANALIZA]

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Tureckie wybory prezydenckie oraz parlamentarne przykuły w ostatnich dniach uwagę niemal całego świata. Najwięcej wątpliwości i niepokoju budził kierunek polityki obrany przez Recep Tayyip Erdoğan i jego partię AKP w kontekście zmian systemu politycznego w kraju. Ostatecznie, nie bez problemów, znalazł on de facto swoje ukoronowanie w ostatecznym „oficjalnym” wyniku elekcji z 2018 r. 

Wyniki wyborów umocniły po raz pierwszy pozycję samodzielnego ośrodka decyzyjnego, jakim stał się prezydent - w tym przypadku Erdoğan. Pojawiają się przy tym pytania o możliwość dalszej marginalizacji przeciwników politycznych rządzących, a więc z jednej strony opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej, a z drugiej - strzegącego dotychczas status quo w państwie - wojska. Pytania te budzą szczególny niepokój w kontekście coraz większych obaw o stan zaplecza ekonomicznego Turcji.

Podkreślić należy, że wszystko to dzieje się w jednym z najważniejszych państw regionu, gdzie stykają się interesy europejskie z bliskowschodnimi, gdzie Zachód coraz aktywniej konfrontuje się ze Wschodem, itd. W tym kontekście, sama debata o przekraczaniu granic pomiędzy systemem demokratycznym i autorytarnym nie powinna stać się jedyną osią analizy efektów tureckich wyborów. Istnieje bowiem potrzeba skupienia uwagi na trzech równie istotnych aspektach, a więc możliwości wywoływania niestabilności w regionie, relacji Turcji z NATO oraz poszczególnymi sojusznikami w perspektywie działań Rosji, a także możliwości aktywnych działań Turcji względem UE oraz państw europejskich.

  1. Turcja patrzy do wewnątrz, działając na zewnątrz

Czy prezydent Erdoğan, a także jego zaplecze w parlamencie (AKP plus koalicjant), będą skłonni do dalszego aktywnego angażowania się w działania w regionie? - to pierwsze strategiczne pytanie, które musi zostać postawione po wyborach w Turcji. Mamy bowiem do czynienia, z jednej strony, z coraz bardziej antagonistycznie nastawionymi do siebie blokami państw arabskich i Iranu (gdzie w tle pojawia się jeszcze czynnik izraelski), kontynuacją konfliktu syryjskiego, a także problemem działań wymierzonych w Kurdów znajdujących się poza samą Turcją. Do tej pory Ankara była skłonna m.in. do prowadzenia bardzo kontrowersyjnych operacji bojowych poza granicami swojego państwa. Jednocześnie zwracano uwagę na olbrzymie, motywowane ideologicznie, aspiracje do uzyskania pozycji lidera regionalnego. Stąd pytania o to, czy z jednej strony konsolidacja władzy prezydenckiej, a z drugiej coraz głośniejsze problemy ekonomiczne kraju mogą przyczynić się do zmiany kursu Ankary.

Próbując sformułować jakąś diagnozę, należy zauważyć, że niezależnie od tego czy chodziło o Erdoğana, czy też niektórych jego poprzedników, wiele głośnych kroków podejmowanych w relacjach międzynarodowych było i jest skierowanych ostatecznie "do wewnątrz" Turcji. Chociaż są one odbierane jako ekspansywna polityka regionalna, to czynione są tak naprawdę na potrzeby tamtejszych rozgrywek politycznych. Można się więc spodziewać, że po ostatnich wyborach Erdoğan oraz AKP (+ koalicjant MHP) będą dążyli do umocnienia wizji "mocarstwa regionalnego" - dysponującego nie tylko samymi aspiracjami do kształtowania sytuacji na takich kierunkach jak Syria, Irak, a nawet Grecja/Cypr, ale również realizującymi konkretne działania.

Niezależnie od tego, jak oceniamy Erdoğana i sam proces wyborczy, z jego perspektywy uzyskał on po raz kolejny mandat do prowadzenia twardej polityki przynoszącej dotychczas sukcesy. Tureccy decydenci nie zrezygnują więc zapewne z posiadania swojej strefy wpływów w ogarniętej konfliktem Syrii - niezależnie od tego, jak na płaszczyźnie taktycznej i operacyjnej prezentowały się dotychczasowe działania militarne tureckich wojsk na terytorium syryjskim. Ankara chce mieć mocne karty przetargowe w relacjach nie tyle z samym Damaszkiem, co raczej z Rosją, Iranem, Stanami Zjednoczonymi oraz wszystkimi państwami w regionie, które w jakiś sposób uczestniczą w działaniach w tym kraju - w myśl zasady „nic w Syrii bez nas”. Szczególnie, że od 2011 r. śmiało można stwierdzić, że wszystkie kluczowe gry geostrategiczne skupiają się także na wielowymiarowym działaniu w Syrii.

Niestety, samo zwycięstwo Erdoğana to de facto również bardzo realna groźba, że właśnie w politykę regionalną będzie inwestowany kapitał polityczny, który może zostać nadwątlony przez wspomniane i szeroko omawiane problemy ekonomiczne państwa. Można wysunąć hipotezę, że Turcja pod rządami prezydenta Erdoğana będzie bardziej skłonna do toczenia zastępczych konfliktów mogących wpływać na destabilizację regionu oraz pogorszenie się relacji z państwami ościennymi. Szczególnie, że Ankara używała już narzędzi znanych dotychczas bardzo dobrze z polityki rosyjskiej, częstokroć upraszczanych do bardzo obrazowego hasła: eskalacja i deeskalacja. Tym bardziej, że - jak zostało wskazane - obszarów do możliwej eskalacji i późniejszej deeskalacji Turcy mają obecnie aż nadto.

Oprócz Syrii, jest to również możliwość prowadzenia działań w Iraku, gdzie pojawia się wątek relacji turecko-kurdyjskich. Przy czym działania w Iraku są zawsze powiązane z siecią zależności Bagdadu z Iranem oraz Arabią Saudyjską i państwami arabskimi. Tym samym, analogiczne operacje mogą przybrać zupełnie inny, mniej kontrolowalny wymiar niż w latach walki z tzw. Państwem Islamskim (Da`ish). Turcji mogą również wykorzystać relacje z Izraelem na płaszczyźnie palestyńskiej. Kontrakty obu krajów to istna sinusoida, zaś Erdoğan może niestety przyczynić się do kolejnych kryzysów na tym kierunku. Niepewny pozostaje również jest status Tureckiej Republiki Cypru Północnego oraz relacji z Grecją, które niejako programowo można odtworzyć i wykorzystać do gier regionalnych.

Za każdym razem, w tego typu sporach, napięciach czy też otwartych konfliktach ważne będzie odczytywanie nie tylko elementów związanych z polityką mocarstwową (quasi ideologia „neoimperialna”), ale również czynników wewnętrznych. Władze w Ankarze przyzwyczaiły obserwatorów ich  ruchów do tego, że ideologią niejednokrotnie maskują pewne działania pragmatyczne.

Turcja z racji potencjalnej niestabilności ekonomicznej w państwie może więc być bardziej skłonna do przenoszenia ciężaru dyskusji na problemy poza swoimi granicami, mogąc tym samym wytwarzać obszary niestabilności. Jednakże, najważniejsi aktorzy regionalni i światowi zapewne już bardzo dobrze rozumieją ograniczenia strony tureckiej, a także jej znaczne skoncentrowanie na problemach wewnętrznych - co może, bardzo pragmatycznie, ułatwiać deeskalację w relacjach z Ankarą. Szczególnie, że wraz ze słabnięciem zagrożenia terroryzmem ze strony tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish) interesy kluczowych państw w regionie będą oscylowały wokół stworzenia nowej siatki wpływów, co będzie przekładało się na ograniczenie dotychczasowej swobody strony tureckiej np. w Iraku.

  1. NATO-wskie dylematy w cieniu Incirlik

Jak będzie konstruowana postawa Turcji względem NATO? - to drugie pytanie, które należy zadać, biorąc pod uwagę jego istotę dla interesów Polski. Jest to bowiem dyskusja przede wszystkim o stan wspólnych natowskich wartości, którymi zachwiała w ostatnim okresie postawa Turcji. Jeżeli analizujemy strukturę budowania współczesnych sojuszy obronnych, to nie można pominąć tego, że oprócz pragmatyzmu tzw. „artykułów 5” (umownego zapewnienia o wzajemnej pomocy), leżą za nim także kwestie mniej dostrzegalne w wymiarze aksjologicznym. Turcja po wyborach to przecież wątpliwości, co do przekształcenia systemu politycznego w system autorytarny, to przecież pytanie jak bardzo strona turecka chce wspierać politykę sojuszniczą wobec Rosji, a nawet na ile jest skłonna realizować pewne zobowiązania względem natowskiego kierunku determinowanego szczytami w Walii oraz w Polsce?

Abstrahując od wypowiedzi polityków oraz kluczowych wojskowych, tą niepewność i liczne znaki zapytania oddają coraz częstsze rozważania dotyczące samej możliwość wykluczenia jakiegoś państwa z NATO, pojawiające się raz po raz w przestrzeni medialnej oraz podczas debat akademickich czy think tanków. Oczywiście nie zawsze mówi się w nich o Turcji, ale przecież od nieudanego wojskowego zamachu i o takich debatach można było usłyszeć. Nie zmienia to jednak stanu faktycznego, w którym Turcja jest pełnoprawnym członkiem NATO z dostępem do wszystkich najważniejszych informacji, a także partycypującym w procesie podejmowania najważniejszych decyzji sojuszniczych.

Turcja dla NATO była i nadal jest kluczowa. Nie zmienią tego żadne wątpliwości co do systemu politycznego państwa. I nie chodzi w tym przypadku nawet o częstokroć powtarzany slogan, dotyczący „drugiej armii lądowej NATO”. Przede wszystkim mówimy o geostrategicznym ulokowaniu samej Turcji - zarówno w konfliktogennym, ale jakże istotnym regionie dla bezpieczeństwa świata, a więc de facto u bram Bliskiego Wschodu, jak i Morza Śródziemnego oraz Morza Czarnego. Klasycznym przykładem jest sprawa bazy Incirlik, potrzebnej nie tylko do prowadzenia działań przeciwko terrorystom, ale w dłuższej perspektywie do zabezpieczenia całej południowej flanki. Stąd dziś mówi się o problematycznym rozlokowaniu w bazie amerykańskiej broni atomowej. Tym bardziej, że - jak dobrze wiemy po tzw. Arabskiej Wiośnie  - NATO musi na poważnie brać pod uwagę permanentną rosyjską obecność militarną w Syrii na południowej flance. Obecność opierającą się już nie tylko na infrastrukturze portu w Tartus, ale z uwzględnieniem szerzej omawianej koncepcji A2/AD i połączeniu z nią kluczowych systemów rakietowych, samolotów bojowych, systemów radarowych, etc. i infrastruktury bazy Humajmim.

Nie da się ukryć, że od pewnego czasu, a szczególnie po nieudanym wojskowym zamachu stanu w 2016 r., relacje turecko-natowskie są, delikatnie rzecz ujmując, dalekie od ideału. W głównej mierze ze względu na stanowisko strony tureckiej uznającej, iż postawa sojuszników wobec zbuntowania się części tureckich sił zbrojnych była w najlepszym razie dwuznaczna, a w najgorszym realizowana przy wiedzy/pomocy/zgodzie części zachodnich rządów (pojawiające się narracje w przestrzeni medialnej w Turcji). Dlatego trudno oczekiwać, że nagle prezydent Erdoğan drastycznie zmieni swoje nastawienie, tym bardziej gdy doprowadził do konsolidacji władzy. Władze w Ankarze raczej nie wycofają się z NATO, bo nadal jest to ważna strategiczna gwarancja dla ich państwa, ale zapewne podejmą jakąś grę - szczególnie w przestrzeni działań informacyjnych, albowiem te mogą pomagać w rozgrywkach politycznych na wewnętrznej arenie, jak i w relacjach regionalnych. Jednakże, w tle pogarszających się relacji może nadal istnieć przekonanie o potrzebie utrzymania stosunków z obu stron.

W kontekście tego dwustronnego pragmatyzmu, przypomnieć można sprawę głośnego przetargu na zakup systemów obrony powietrznej w Turcji. Jak w soczewce ogniskuje on gry podejmowane przez stronę turecką wobec jej natowskich sojuszników - począwszy od flirtu z Chinami, aż na uwypuklaniu relacji zbrojeniowych z Rosją kończąc. Co ciekawe, należy przypomnieć, że po incydencie z zestrzeleniem rosyjskiej maszyny Su-24 (2015 r.) przez tureckie F-16, to właśnie państwa NATO wsparły realnie Turcję, m.in. dyslokując baterie rakiet wzmacniających ochronę jej przestrzeni powietrznej. Tym samym NATO pokazało, że jest w stanie zrealizować zobowiązania względem tego kraju.

Dziś jednak coraz częściej stawia się pytania, na ile tego rodzaju zobowiązania działają lub działałyby w drugą stronę. Nie może więc zaskakiwać, że pojawiają się głosy krytyczne wobec pozycji Turcji w NATO. Co więcej, przy temperamencie administracji w Waszyngtonie, kolejne testowanie więzów sojuszniczych przez Ankarę może przynieść bardzo niepokojące i nieprzewidywalne efekty. Wystarczy założyć, że doszłoby chociażby do takiego kryzysu, jak wtedy, gdy w 2016 roku "otoczona" została wspomniana baza w Incirlik. Nowe władze w Waszyngtonie mogłyby zachować się inaczej niż administracja Obamy i nie przystać na scenariusz rozpisany przez stronę turecką. Przypomnijmy, że to właśnie po tych wydarzeniach pojawiły się realne obawy co do potencjału amerykańskiej taktycznej broni atomowej, składowanej w tym rejonie. Waszyngton nadal rozumie potrzebę prowadzenia odpowiedniej gry z Turkami, ale nowy Biały Dom może być mniej skłonny do przystania na zbyt radykalne posunięcia samej Turcji.

W aspekcie wojskowym, nie można również zapominać, że Turcja nadal boryka się z wynikami represji związanych z nieudanym wojskowym zamachem stanu. Raz po raz słyszymy o kolejnych zatrzymaniach, wydaleniach z sił zbrojnych, i podobnych działaniach represyjnych wymierzonych przede wszystkim w wojsko oraz służby porządkowe. Niewątpliwie osłabia to w znaczny sposób relację z partnerami z NATO. Z jednej strony Tureccy decydenci pokazują, że nie wierzą kadrze najwyższych oficerów, częstokroć szkolonych poza granicami kraju przez sojuszników, a z drugiej strony wątpliwości co do prawdziwych możliwości sił zbrojnych Turcji mają inni członkowie NATO.

Z pragmatycznego punktu widzenia, Turcja w znacznym stopniu "przetrąciła kręgosłup" swoich sił zbrojnych, a przynajmniej kadry najbardziej doświadczonych dowódców. Wyszkolenie nowych oficerów, którzy mieliby zaufanie władz oraz dysponowali odpowiednim aparatem do prowadzenia działań na szczeblu operacyjnym czy też strategicznym (a nawet taktycznym) trwa całe lata. W okresie poprzedzającym uzyskanie nowych, odpowiednich stanów osobowych, zauważalne będą braki - jak te w trakcie operacji prowadzonych np. w Syrii. To zaś zawsze jest skorelowane z możliwościami wystąpienia znacznie większych strat w ludziach i sprzęcie. Niestety wszystkiego nie zakamufluje ideologia oraz ciągłe odwoływanie się do potrzeby walki z puczystami lub "ukrytym państwem". Nie wspominając o innych, trudno mierzalnych, ale nader istotnych czynnikach jak morale, a także komfort i pewność służby.

Ważne będą także już nadmienione zawirowania wokół zakupów uzbrojenia oraz współpracy tureckiego przemysłu zbrojeniowego z partnerami zagranicznymi. Turcja przez ostatnie lata zbudowała podwaliny pod skuteczny oraz perspektywiczny segment krajowego przemysłu obronnego, co można było dostrzec chociażby kilkukrotnie na polskim MSPO w Kielcach. Jednocześnie, jako ważny członek NATO, miała realną możliwość kooperacji technologicznej -zarówno z partnerami europejskimi, jak i amerykańskimi. Obecnie, gry polityczne wokół relacji turecko-rosyjskich mogą skutkować - w najlepszym wydaniu - ostrożnością wobec współpracy technologicznej, a w najgorszym - powolnym odcinaniem się od możliwości szerszej kooperacji lub dokonywania zakupów (np. już głośna sprawa kontrowersji w Stanach Zjednoczonych wokół dostaw samolotu Lockheed Martin F-35 Lightning II do Turcji). Pytania pojawiają się także w temacie relacji z przemysłem izraelskim. Wszystko to, w połączeniu z problemami ekonomicznymi kraju, może skutkować osłabieniem dynamiki zmian modernizacyjnych w siłach zbrojnych i utrudniać pozyskiwanie kontraktów zewnętrznych.

NATO i Turcja przeżywają jeden z najtrudniejszych okresów w historii. Obie strony rozumieją jednak wzajemne zależności, np. wynikające z gwarancji artykułu 5. Traktatu, a także z geostrategicznego wymiaru ulokowania terytorium Turcji. Jednakże, sytuacja wewnątrz sił zbrojnych Turcji może znacząco obniżać pewność co do ich zdolności sojuszniczych, wprowadzając w dotychczasowe relacje czynnik niepewności, czy też niestabilności. W dodatku, Stany Zjednoczone pod rządami Donalda Trumpa oraz przy obecnym układzie sił w Kongresie nie muszą być przychylne prowadzeniu de facto podwójnej gry Ankary z NATO – w sferze realnego wymiaru obronnego oraz w sferze działań informacyjnych. Szczególnie, że Rosja będzie zapewne próbowała działać na rozbicie relacji turecko-natowskich, wykorzystując wszelkie możliwości w przestrzeni dyplomatycznej, technologicznej, ideologicznej, etc. W tym kontekście wielką rolę ma do odegrania Sekretarz Generalny NATO oraz aparat instytucjonalny, wspierający jego działania, gdyż kluczowa będzie zakulisowa praca na rzecz utrzymania jedności sojuszniczej.

  1. Ogólnoświatowy pościgi za PKK oraz Fethullahem Gülenem i widmo presji migracyjnej

W kontekście bezpieczeństwa pojawia się również pytanie o dalsze działania tureckich służb specjalnych poza samym terytorium Turcji. Chodzi chociażby o prowadzenie operacji wymierzonych w organizacje kurdyjskie, które są oskarżane o wspieranie np. uznawanej za organizację terrorystyczną PKK. Chociażby w ostatnim raporcie Europolu pojawiają się wzmianki o aktywności logistycznej, rekrutacyjnej itp. PKK w Europie, co zapewne wpływa bezpośrednio na działania tureckiego wywiadu.

Do tego, szczególnie po wydarzeniach z 2016 r., dochodzi walka ze zwolennikami Fethullaha Gülena oraz powiązanymi z nim instytucjami FETÖ. Turecki MİT jest od wielu lat oskarżany o prowadzenie licznych operacji na terytorium państw europejskich, a od kilku lat zakres oraz skala operacji zauważalnie wzrosły. W takim przypadku, wręcz niezwykle prawdopodobne jest wystąpienie sytuacji kryzysowej na linii Turcja-poszczególne państwa europejskie, z racji działań ich kontrwywiadów. Dotyczy to nawet państw nie będących członkami UE czy też NATO, a np. znajdujących się na pograniczu granic interesów kluczowych państw kontynentu. Zmiany w systemie politycznym Turcji mogą przyczynić się do zwiększenia liczby tego rodzaju operacji, zarówno na potrzeby zwalczania opozycji względem rządzących, jak i propagandowych działań wobec Kurdów poza granicami Turcji. Co więcej, należy spodziewać się, że usłyszeć możemy nie tylko o typowych działaniach wywiadowczych bazujących na pozyskiwaniu informacji, ale również o prowadzeniu tajnych operacji (w tym możliwość zastosowania takich metod jak porwania) i działań dezintegrujących – przestrzeń informacyjna, finansowa, etc. W przypadku tych ostatnich, część państw europejskich (np. Niemcy, Holandia) już doświadczyła możliwości wykorzystywania tureckich diaspor do przenoszenia tureckiej polityki na ulice ich miast w kontekście niedawnych zmian w systemie politycznym Turcji (referendum w 2017 roku i wybory w 2018 roku).

Oprócz wzmożonej aktywności wywiadowczej, skutkiem wzmocnienia się pozycji Erdoğana po wyborach może być ponowne użycie karty „kryzysu migracyjnego”. Turcja raz zastosowała presję migracyjną, ukierunkowaną bezpośrednio na Grecję, Niemcy oraz całą UE. Efektem było dość specyficzne porozumienie, które tak naprawdę nie rozwiązało przyczyn ówczesnego kryzysu. Wręcz przeciwnie, ukazało skuteczność nowych możliwości Ankary w wymuszaniu konkretnych decyzji po stronie UE, będąc w pozycji podmiotu słabszego politycznie i ekonomicznie.

Turcy od tego czasu niejednokrotnie wysyłali sygnały testowe względem UE, wskazując np. na niewywiązywanie się strony europejskiej z warunków umowy. Można więc śmiało zakładać, że wraz z pojawiającymi się problemami ekonomicznymi władze w Ankarze mogą zastosować presję migracyjną na rzecz uzyskania znacznej pomocy finansowej, de facto znajdując się w lepszej pozycji niż nawet ogarnięte swego czasu kryzysem Grecja czy też Hiszpania. Turcja bowiem nie znajduje się w UE i nie będzie musiała podlegać szczególnej kontroli ze strony Brukseli. Pytanie na ile UE, ciągle debatująca o systemie relokacji nielegalnych imigrantów, będzie w stanie połączyć możliwość wielce prawdopodobnego kryzysu ekonomicznego w Turcji z prawdopodobnym zastosowaniem presji migracyjnej do uzyskania pomocy finansowej przez Ankarę. Co więcej, tego rodzaju działania mogą być łatwo wspierane np. przez stronę rosyjską, która zawsze w odpowiednim momencie może zwiększyć pomoc militarną dla reżimu w Damaszku, tym samym generując kolejny napływ uchodźców do Turcji, i dalej do Europy.

Dla służb specjalnych kluczowych państw europejskich, zapewne jasnym jest, że strona turecka coraz częściej będzie próbowała aktywnie działać na ich terytoriach. Pytaniem otwartym pozostaje, jak najważniejsi europejscy politycy będą wyznaczać granice Turkom, właśnie w zakresie działań wymierzonych przede wszystkim w szeroko ujmowane FETÖ oraz struktury diaspory kurdyjskiej. Jednocześnie należy uznać, że już teraz wypadałoby przygotować konkretne scenariusze działań w zakresie zarządzania kryzysowego na potrzeby przeciwdziałania hipotetycznej presji migracyjnej ze strony Turcji, w przypadku problemów finansowych tego kraju. Chodzi przede wszystkim o wyjście poza schemat myślenia o umowie z Turcją, która miała zaradzić kryzysowi z 2015 r.

Nieobliczalna Turcja

Turcja po wyborach z 2018 r. nie stała się nagle największym wrogiem Zachodu i nie pogrążyła się w chaosie wewnętrznym. Wskazuje na to sam proces wyborczy. Pojawiają się bowiem zarzuty co do jego transparentności, wartości demokratycznych itp., ale jednocześnie nawet najwięksi pesymiści zauważają pewne ważne zmiany po stronie skuteczności opozycji. Nie zmienia to jednak diagnozy, że proces zmian wewnątrz tego państwa rodzi realne obawy co do możliwych scenariuszy destabilizacji w wymiarze regionalnym. Bez Turcji nie da się bowiem układać procesu stabilizacji w rejonie Bliskiego Wschodu, a także nie można pominąć jej znaczenia dla całej flanki południowej NATO. Zaś w przypadku UE pojawiają się pytania np. o presję migracyjną, stanowiącą kartę przetargową we wzajemnych relacjach.

Same władze w Ankarze nie ułatwiają oczywiście politykom i dyplomatom z Zachodu ich pracy, próbując dokonywać różnych gwałtownych zwrotów z wykorzystaniem np. czynnika rosyjskiego. Stąd też, obecnie największym wyzwaniem w relacjach z Turcją jest zakulisowe wypracowanie jakiegoś długoterminowego formatu współpracy z tym krajem, uwzględniającego jej system władzy, interesy NATO oraz UE. Jednego można być pewnym, nie ma powrotu do narzędzi sprawdzonych we wcześniejszych latach w tego rodzaju relacjach. Warto też zaznaczyć, że jakiekolwiek pomijanie Turcji, tylko i wyłącznie ze względu na Erdoğana, byłoby groźne i zapewne finalnie nieskuteczne w wymiarze strategicznym.

W przypadku Polski należy tym mocniej monitorować sytuację w tym zakresie, gdyż zarówno wymiar polityczny, jak i ekonomiczny, migracyjny oraz militarny przeobrażeń w Turcji będzie znacząco wpływał na nasze bezpieczeństwo.  

 

Reklama

Komentarze (7)

  1. Darek S.

    Srata pierdata. Turcja zauważyła, i to dokładnie po wkroczeniu Rosji na Krym, że NATO to kolos na glinianych nogach, niezdolny do żadnej kolektywnej obrony wszystkich swoich członków, dlatego w sposób racjonalny zmierza do odwrócenia sojuszy. Teraz mamy okres przejściowy. Turcja oficjalnie jest w NATO ( nie wiem czy nadal na jej terytorium są składowane amerykańskie B61) Turcja na legalu i bez przeszkód pozyskuje zachodnie technologie. Turcy przeprowadzili czystki w swoim kraju ( wiezienia wydalenia z kraju) wszelkich osób które pobierały jakiekolwiek pieniądze od zachodnich fundacji stowarzyszeń lub Think tank-ów. Osoby te w naturalny sposób próbowały utrzymywać więź Turcji ze Światem Zachodu. Teraz się skończyło. Sami Turcy decydują o tym co jest dla nich dobre, a co jest dla nich złe. Turków jest już stać na niezależną własną władzę, a nie na marionetki skorumpowane przez Wielkich tego Świata. Ciekawe ile jeszcze lat upłynie i Polska dorobi się tego samego ? Albo Rosjanie, albo Niemcy, albo Amerykanie, a nawet Żydzi dyktują nam jakie mamy uchwalać ustawy, a jakich nam nie wolno.

  2. dim

    @halny... (c.d.) - Napisałeś też, cytuję \" a Turcja stabilizuje resztę\". - Rozumiem, że jako stabilizację rozumiesz rabunki mienia ruchomego i nieruchomości plus czystki etniczne ? W sumie... rozumiem cię. Przecież to jest właśnie standard rosyjskiej historii.

  3. dk.

    @halny - Może przegapiłeś, ale prezydent Putin już wiele razy twierdził, że Rosjanie wycofują się z operacji w Syrii. Po czym okazywało się to co zawsze...

  4. halny

    \"Prezydent Putin potwierdził nieoficjalne informacje mediów społecznościowych o trwającej od kilku dni operacji wycofywania dużej części kontyngentu rosyjskiego z Syrii. Do Rosji wróciło 14 śmigłowców, wśród nich wszystkie 5 Ka-52 Aligator i 13 samolotów oraz 1100 żołnierzy, w tym obsługa techniczna warsztatów polowych lotniska oraz szpital. Syryjczycy informują o zakończeniu oczyszczania pustynnych terenów w Deir ez Zor z sił ISIS o powierzchni 5400 km kwadratowych.\" ------------- czyli Rosjanie wykonali swoja pracę, a Turcja stabilizuje resztę. Brawo Rosja, tylko czemu o tym nikt nie pisze, co kłuje w oczy mainstream czy nie pasuje to do politycznej poprawności...

  5. SOWIZDRZAŁ

    bez emocji......wierność to istota honoru .....wszak za tym idą pieniądze...a honor bez pieniędzy to tylko choroba ...a Turcja tak gra....jej wierność i honor będzie wprost proporcjonalny do kwot jaki jej płaci USA i UE ... Turcja to stan dualizmu ....swoistej schizofrenii ...a inteligencja psychopaty jest nieobliczalna ..

  6. dim

    Zupełnie nie wiem na co liczy Europa w kwestii tureckiej polityki, w wyadku przejęcia władzy przez turecką opozycję ? Ich wypowiedzi, w ubiegłym roku, były jeszcze daleko bardziej \"jastrzębie\", niż Erdogana. W szczególności, parlamentarne \"obietnice\" w kwestii niezwłocznego \"wyzwolenia wysp Morza Egejskiego, spod nielegalnej greckiej okupacji\" - według ówczesnych oświadczeń, w roku 2019 miały już \"wrócić\" do Turcji. I chodzi o pół tego morza, czyli normalna wojna z Grecją, nie incydent. Otóż od tamtej pory, w gorących momentach, kilkakrotnie interweniował już zespół okrętów USA, \"odbywając ćwiczenia\" z marynarką i lotnictwem greckim. A nawet - choć to poza NATO, dwukrotnie \"ćwiczył\" już w Grecji egipski śmigłowcowiec, tuż przy tureckim lądzie. M.in. bodaj w zeszłym miesiącu. Gdyż Grecja, Cypr, Egipt i Izrael zaczynają mieć na wschodnim śródziemnym swe wspólne interesy, obronne przed zaborczością Turcji.

  7. yaro

    Mówiąc krótko, bezpieczeństwo regionalne znacznie wzrosło, Amerykanie tracą sojusznika przez swoją beznadziejną politykę, ich wpływy destabilizacji pozamilitarnej Syrii właśnie znacznie się zmniejszyły, tydzień temu Kurdowie zostali zdradzeni przez USA które wycofuje się z kolejnych miejscowości przed armią Turecką. Trumpowi pozostaje w tej chwili albo wprost zaatakować prawowite demokratycznie wybrane siły Asada lub znów zrobić inscenizację z atakiem chemicznym (co już jest czynione i materiały z przygotowywania tej inscenizacji zostały przesłane przez ludność z Idlib do Rosjan) i zaatakować Syryjskie wojsko pod pretekstem ataku chemicznego. Jedna i druga opcja znów stawia USA jako kraj nieprzewidywalny militarnie.

Reklama