Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

Jak Japonia mogłaby wesprzeć obronę Tajwanu? [ANALIZA]

Rys. Katarzyna Głowacka/Defence24, źródło fotografii JSDF
Rys. Katarzyna Głowacka/Defence24, źródło fotografii JSDF

Minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi ostrzegł Japonię przed zbytnim zbliżeniem się tego kraju do Stanów Zjednoczonych w sojuszu wojskowym wymierzonym przeciwko Chińskiej Republice Ludowej. Jednocześnie powszechnie uważa się, że jakakolwiek wojna na Dalekim Wschodzie pomiędzy ChRL a państwami zaprzyjaźnionymi z Zachodem rozpoczęłaby się od chińskiej inwazji na Tajwan. Czy gdyby w tej sytuacji Japończycy opowiedzieli się zdecydowanie po stronie swojego południowo-wschodniego sąsiada to rzeczywiście mogliby wpłynąć na jego obronę? A jeśli tak to w jaki sposób?

Japońskie siły zbrojny noszą nazwę Sił Samoobrony Japonii (JSDF), co od lat wywołuje już wesołość, biorąc pod uwagę ich potencjał, który jest pod wieloma względami porównywalny z siłami zbrojnymi państw uznawanych za mocarstwa. Z drugiej jednak strony siły te pod wieloma względami rzeczywiście mają charakter defensywny. Jest tak, pomimo zmiany japońskiego podejścia do obronności w ostatnich latach, kiedy to uznano, że najlepszą obroną wysp może być dokonanie wyprzedzającego uderzenia na przygotowującego się do agresji przeciwnika, a nie tylko bierne czekanie na uderzenie i przygotowanie się do obrony.

Nowa doktryna obronna umożliwiła m.in. kupno trudnowykrywalnych samolotów wielozadaniowych, jak F-35, i przebudowę części śmigłowcowców na lekkie lotniskowce. Okręty te nadal klasyfikuje się uparcie jako „niszczyciele śmigłowcowe” mimo, że z ich pokładów będą mogły operować F-35B wersji krótkiego startu i pionowego lądowania. Zasięg oddziaływania JSDF tym samym zdecydowanie się zwiększył, a ewentualne siły ekspedycyjne mogłyby liczyć na własną niezależną osłonę i wsparcie lotnicze.

Kwestie polityczne

Pierwszym i najważniejszym elementem japońskiego zaangażowania w ewentualną obronę Tajwanu wydaje się polityczna zgoda na operowanie Amerykanów z ich baz położonych na japońskim terytorium. Wydaje się, że USA mogłoby prowadzić takie działania tak czy inaczej, jednak zgoda i współpraca władz japońskich z pewnością ułatwiałaby Amerykanom prowadzenie działań, niż miałoby to miejsce w sytuacji, kiedy np. japońscy gospodarze zaczęli mniej lub bardziej sabotować funkcjonowanie amerykańskich baz. Taka sytuacja wydaje się jednak nie do pomyślenia.

Zgodnie bowiem z postanowieniami bilateralnymi amerykańskie siły zbrojne są zobowiązane do ochrony wysp japońskich we współpracy a Siłami Samoobrony Japonii jeśli chodzi o: obronę akwenów morskich, obronę przeciwrakietową, kontrolę przestrzeni powietrznej, ochronę sieci łączności i w przypadkach klęsk naturalnych. Z kolei japońskie siły samoobrony są zobowiązane do pomocy w ochronie baz amerykańskich. Wydaje się, że brak japońskiego przyzwolenia na amerykańskie operacje musiałby być wynikiem niespotykanego od 1945 roku kryzysu na linii Waszyngton Tokio, albo nuklearnego szantażu ze strony trzeciego mocarstwa. Tak czy inaczej, byłoby to zniszczenie podstaw japońskiej polityki bezpieczeństw prowadzonej konsekwentnie od lat.

Tajwan a zdolności JSDF

W zależności od sytuacji politycznej do obrony Tajwanu Japończycy ruszaliby samotnie bądź wspólnie z siłami Stanów Zjednoczonych, chociaż ta pierwsza możliwość wydaje się nie do pomyślenia. W jaki sposób japońskie siły samoobrony mogłyby się przyczynić do obrony położonego o 1000 km na południowy-wschód od wyspy Kiusiu quasi-państwa?

Odległość między Tajwanem a terytorium Japonii wcale nie jest taka duża. Akwen między Kiusiu i Tajwanem usiany jest bowiem wyspami należącymi do Japonii, z Okinawą, na której znajdują się bazy wojskowe, a także „słynnymi” z uwagi na konflikt japońsko-chiński wyspami Senkaku oraz wyspami Yonaguni. Wyspy te znajdują się na zachód od Tajwanu, zaledwie 150-250 km od niego. Z kolei odległość między Tajwanem a ludną Okinawą to około 600 km.

image
Fot. 海上自衛隊/Japan Maritime Self-Defense Force

Choć duża część japońskiej broni to systemy typowo defensywne, których z pewnością nie przeniesiono by bliżej Tajwanu z uwagi na ryzyko jakie wiązałoby się z pozbawieniem ochrony własnej metropolii, to w razie „bitwy o Tajwan” Japonia mogłaby wspomóc to państwo na kilka sposobów. Poza tymi najprostszymi i najbezpieczniejszymi jak przekazywanie danych rozpoznawczych, np. pozyskiwanych przez satelity i samoloty walki elektronicznej, udział w walkach mogłyby wziąć japońska marynarka wojenna, wydzielone elementy obrony powietrznej, takie jak baterie systemu Patriot, lotnictwo, a nawet – w pewnym sensie - siły lądowe.

Marynarka Wojenna Siła Samoobrony Japonii dysponuje dzisiaj 155 okrętami w tym czterema śmigłowcowcami desantowymi, z czego dwa zostaną przebudowane na lekkie lotniskowce i uzbrojone w F-35B, 26 niszczycielami (w tym ośmioma wielkimi niszczycielami z systemem AEGIS), 10 fregatami (tzw. małymi niszczycielami), 6 korwetami (w Japonii klasyfikowanymi jako niszczyciele eskortowe), 22 uderzeniowymi okrętami podwodnymi z napędem konwencjonalnym i trzema wielkimi okrętami desantowymi (po 14 tys. ton wyporności).

Wydaje się, że w przypadku wojny użyte mogłyby zostać śmigłowcowce i jednostki desantowe, które jeszcze przed wybuchem działań wojennych mogłyby zgodnie z prawem międzynarodowym wysadzić na japońskich wyspach między Kiusiu a Tajwanem jednostki szybkiego reagowania japońskich wojsk lądowych. Najważniejszą z nich jest jedyna jak na razie japońska brygada piechoty morskiej Suirikukidōdan utworzona w 2018 roku. Liczy ona obecnie 2400 żołnierzy i rozwijana docelowo do 3 tys. ludzi. Jednostka ta – pierwsza japońska piechota morska od czasu drugiej wojny światowej – powstała w celu „odbijania japońskich wysp, po zajęciu ich przez przeciwnika”. Chodzi tutaj przede wszystkim o położone niedaleko Tajwanu Wyspy Senkaku. Oprócz odbijania mogłaby być użyta także do ich zabezpieczenia, podobnie zresztą jak inne jednostki Lądowych Sił Samoobrony Japonii.

image
Reklama

Żołnierze ci są i mają zostać jeszcze intensywniej wsparci pociskami ziemia-woda, w tym hipersonicznymi. Jeszcze w tej dekadzie Japonia będzie mogła prawdopodobnie zabezpieczyć swoje wyspy przed atakiem i rozmieścić na nich bazy pocisków. Już teraz Japonia dysponuje uzbrojeniem rakietowym zdolnym zagrozić jednostkom morskim, które chciałyby przejść pomiędzy japońskimi wyspami na południowym-wschodzie, albo między japońskimi wyspami a Tajwanem. Są to pociski ziemia-woda Type 12 o zasięgu 300 km.

W ciągu najbliższych kilku lat Tokio chce jednak wejść w posiadanie broni potężniejszej, m.in. hipersonicznej i z zasięgiem nawet 1000 km. To plus zapowiedź reformy wojsk lądowych JSDF tak, aby dysponowały licznymi jednostkami zdolnymi do szybkiego przerzutu strategicznego, nie tylko na pokładach statków i okrętów ale także droga lotniczą, sprawia, że zdolności do obrony wysp Senkaku i innych, a co za tym idzie oddziaływania na obronę Tajwanu, będzie coraz większe. Obok uzbrojenia rakietowego dalekiego zasięgu, sensory i urządzenia umożliwiające zakłócenie elektromagnetyczne. Jednostki takie także są właśnie tworzone w siłach lądowych japońskich sił samoobrony.

Raczej wykluczony wydaje się bezpośredni udział japońskich wojsk lądowych w samych walkach na Tajwanie. Japonia nie inwestuje dzisiaj bowiem w ciężkie wojska lądowe zdolne do toczenia wielkich symetrycznych bitew z Chińczykami. Wejście wojsk. Japońskich na Tajwan mogłoby tez zostać z łatwością wykorzystane przez ChRL politycznie - do ogłoszenia japońskiej inwazji na chińskie terytorium chińskie, a co za tym idzie powtórki z drugiej wojny światowej i „odrodzenia japońskiego militaryzmu”. Mógłby to być też pretekst to bardziej bezwzględnego ataku na Wyspy Japońskie, np. za pomocą broni masowego rażenia.

image
Fot.Jerry Gunner/CC BY-SA 2.0

Japońskie zespoły desantowe idące na odsiecz wyspom Senkaku byłyby ochraniane przez część japońskich niszczycieli i fregat i znajdowałoby się pod parasolem części japońskiego lotnictwa z baz lądowych, wspartych przez samoloty rozpoznawcze, patrolowe morskie, tankowania powietrznego i wczesnego ostrzegania. Japońskie jednostki mogłyby wejść też w skład ugrupowań sojuszniczych z Amerykanami operujących na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim. Jednak raczej wątpliwe, żeby „niszczycielom śmigłowcowym” towarzyszyły najpotężniejsze jednostki klasy AEGIS. Te pozostałyby raczej na straży wysp japońskich przed ewentualnym atakiem rakietowym, podobnie większość japońskich jednostek obrony powietrznej i lotnictwa bojowego.

Między Japonią a Tajwanem mogłyby pojawić się natomiast japońskie lekkie lotniskowce z F-35B, które stanowiłyby poważne zagrożenie dla każdego okrętów, które próbowałoby przejść między japońskimi wyspami na północ od Tajwanu. Samoloty te mogłyby też stanowić zagrożenie dla chińskich zespołów morskich (desantowych, lotniskowcowych) i lotnictwa operującego na wschód od Tajwanu. Znaczenia japońskich F-35B - których podkreślmy, na razie nie ma i pojawią się dopiero w ciągu tej dekady, podobnie jak do ich przenoszenia dopiero przystosowane śmigłowcowce „Kaga” i „Idzumo” – nie należy jednocześnie przeceniać. Wydaje się, że jednocześnie w okolicy Tajwanu nie będzie operował więcej niż jeden taki okręt, a jednostki tej klasy będą przenosiły jednocześnie od kilkunastu do 20 tych samolotów. Chińczycy mogą zadać tej grupie lotniczej ciężkie straty, szczególnie jeżeli użyją własnych samolotów generacji 5. Co innego jeżeli japoński zespół będzie współdziałał z amerykańskimi.

Japończycy mają jednak znacznie lepszy argument, który mogą szachować posunięcia chińskiej marynarki wojennej na północ i wschód od Tajwanu. Są to 22 nowoczesne uderzeniowe okręty podwodne, które Japonia mogłaby w bezpieczny dla siebie politycznie sposób wysłać w rejon jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych. Tokio mogłoby wysłać tam na stały patrol co najmniej kilka jednostek. O ile ich obecność w Cieśninie Tajwańskiej byłaby ryzykowana z uwagi na płytkość tamtejszych wód i dominację lotnictwa chińskiego operującego z baz lądowych, o tyle kierunek północny i wschodni wydaje się wymarzonym rejonem działań. Japończycy mogliby tam poważnie utrudnić wszelkie próby wysadzenia desantu czy prowadzenia ataków lotniczych na od wschodu Tajwan.

Wydaje się wiec, że japońska pomoc w obronie Tajwanu, nawet bez udziału jednostek Stanów Zjednoczonych ograniczałby siłom zbrojnym Chin pole manewru. Jednocześnie jednak raczej wątpliwe jest, żeby japońscy żołnierze wojsk lądowych czy lotnictwo wzięliby udział w walkach o samą wyspę, w których Tajwańczycy byli by zdani sami na siebie.

Reklama

Komentarze

    Reklama