Reklama

Siły zbrojne

Satelita dla każdego żołnierza. Nanotechnologia zmieni sposób prowadzenia działań wojskowych

  • <p>Grafika: Staff Sgt. Jarad A. Denton/USAF.</p>
    <p>Grafika: Staff Sgt. Jarad A. Denton/USAF.</p>
  • Fot. M. Szopa/Defence24.pl.
    Fot. M. Szopa/Defence24.pl.
  • fot. Thales Alenia Space
    fot. Thales Alenia Space

Nanosatelity mogą „otworzyć” Kosmos, pozwalając na tworzenie tymczasowych konstelacji satelitarnych, wykorzystywanych nad danym terenem, w konkretnej operacji i tylko przez określony czas. Konieczne jest jednak wcześniejsze przygotowanie do tego typu działań, a pierwsze kroki powinny zostać już podjęte.

Liczba nanosatelitów (satelitów, których rozmiary nie przekraczają kilkudziesięciu centymetrów i które ważą kilka kilogramów) zaczyna wzrastać w tempie geometrycznym, a ich ceny z roku na rok się obniżają. Dlatego trzeba zacząć pracować nad stworzeniem sposobów i zasad ich wykorzystania w Kosmosie. Problem jest w tym, że o ile w przestrzeni powietrznej panują ściśle określone zasady, o tyle w Kosmosie praktycznie każdy może prowadzić działania, których na ogół nie ograniczają ustalone reguły.

Nanosatelita o wymiarach CubSat – fot. Wikipedia

Jak na razie nie ma z tym jeszcze dużego problemu, ponieważ na ponad tysiąc pracujących satelitów umieszczonych na różnych orbitach, tylko około 100 zalicza się do klasy „nano”. Przypuszcza się jednak, że liczba tych ostatnich może się zwiększyć nawet o tysiąc w ciągu pięciu najbliższych lat i to z trzech powodów: coraz większego zapotrzebowania na nanosatelity, malejących kosztów ich projektowania i budowy oraz zmniejszających się kosztów wynoszenia niewielkich obiektów na orbitę okołoziemską.

Po co nanosatelity?

Nanosatelity to niewątpliwie przyszłość – w tym przede wszystkim dla wojska. Pomimo niewielkich rozmiarów i stosunkowo krótkiego czasu pracy mogą bowiem w danym momencie i w konkretnym rejonie szybko poprawić działanie systemów naziemnych, zwiększając np. możliwości systemu łączności lub pozwalając na prowadzenie obserwacji w taki sam sposób i z takim samym efektem, jaki kiedyś uzyskiwano wysyłając powietrzne systemy rozpoznawcze.

Specjaliści już przewidują, że w przyszłości będzie można wysyłać na orbitę potrzebne systemy na podobnych zasadach, jak dziś do działań wprowadza się bezzałogowe środki latające. Tym bardziej, że ładunki ważące pojedyncze kilogramy mogą być wynoszone nie tylko przez wielkie rakiety wystrzeliwane np. z kosmodromów, ale również za pomocą niewielkich pojazdów taktycznych, odpalanych nawet z wykorzystaniem samolotów.

System startowy „nanorakiety” Interorbital jest prosty i łatwy do transportu, może więc być wykorzystywany nawet w ramach nawet niewielkich związków taktycznych – fot. www.interorbital.com

Nanosatelity sygnalizują również ogromny przełom na rynku cywilnym. Komercyjne przedsiębiorstwa zaczynają mieć bowiem obecnie podobne możliwości, jakie wcześniej miały tylko instytucje wojskowe, oferując na rynku np. możliwość otrzymania bardzo wyspecjalizowanych informacji. Już mówi się o śledzeniu intensywności ruchu pojazdów na arteriach komunikacyjnych, liczeniu drzewostanu, a nawet prowadzeniu ochrony wybranego obiektu lub terytorium.

Tanie satelity dla każdego

Powodem zwiększania się liczby nanosatelitów będzie na pewno ich niska cena. Tylko dzięki niej będzie się opłacało tworzyć parasol satelitarny nad wskazanym obszarem przez krótki okres czasu i z założeniem, że później system zostanie zniszczony spalając się po wejściu w atmosferę.

By zmniejszyć cenę w pierwszej kolejności próbuje się wprowadzić pewne standardy co do rozmiarów. Przykładowo większość z 94 nanosatelitów wystrzelonych na przełomie 2013 i 2014 r. (trzy rakiety wyniosły wtedy kolejno: 29, 32 i 33 nanosatelity) było w rozmiarze określonym jako CubeSat. Składały się z jednego lub kilku sześcianów, z bokiem o długości 10 cm i ważących 1,3 kg.

Projektowanie systemów satelitarnych może uprościć szeroko pojęta standaryzacja i komercjalizacja - fot. www.public.navy.mil/spawar

Wymiar próbuje się zachować jako punkt odniesienia dla mniejszych i większych obiektów. Dlatego m.in. już skonstruowano zasobnik o rozmiarach CubeSat, który na orbicie rozpadnie się na osiem identycznych satelitów PocketQube. Każdy z nich ma mieć bok o długości 5 m.

Niską cenę próbuje się także osiągnąć zmniejszając koszt opracowania i budowy nanosatelitów. Przypuszcza się, że już niedługo ich cena osiągnie kilkadziesiąt tysięcy dolarów (wcześniej satelity kosztowały od dwustu milionów do miliarda dolarów). Ponadto poszczególni użytkownicy będą mogli projektować je z już gotowych modułów, korzystając ze standardowych ram i elementów. Planuje się doprowadzić do takiej samej sytuacji, jaką obecnie mamy przy projektowaniu komputerów osobistych i to dosłownie.

Sposobem na obniżenie cen ma być bowiem wykorzystanie w nanosatelitach rozwiązań z produkowanych seryjnie: laptopów, smartfonów i innych komercyjnych urządzeń elektronicznych (np. kamer). Urządzeniem sterującym systemów orbitalnych mogą być również same smartfony, z których najbardziej wyrafinowane mają już przecież GPS, prędkościomierz, magnetometr, różnego rodzaju odbiorniki radiowe, żyroskop, barometr, kamery telewizyjne oraz co najważniejsze – ogromną ilość stosunkowo prostych do utworzenia aplikacji.

Nanosatelita STRaND-1o wymiarach 3xCubSat sterowany smartfonem Google Nexus One – fot. Surrey Satellite Technology

Pierwszym satelitą kierowanym w ten sposób był STRaND-1, opracowany przez brytyjską spółkę Surrey Satellite Technology (należącą do koncernu Airbus). Miał on rozmiary trzech CobeSat, a jego jednostką sterującą był smartfon Google Nexus One. Oczywiście w przypadku STRaND-1 celem było przetestowanie samego smartfonu w warunkach kosmicznych, oraz niektórych przydatnych w nim aplikacji, ale w przyszłości będzie on już na pewno traktowany jako jeden ze stałych elementów sterowania aparatów kosmicznych. Bo tak będzie po prostu taniej.

KickSat – satelita dla pojedynczego żołnierza

Kolejnym krokiem naprzód w dążeniu do miniaturyzacji było wyniesienie w kwietniu 2014 r. na orbitę niewielkiego zasobnika, z którego miały się „wysypać” 104 tzw. „czipsatelity” (ChipSat) „Spirite”, o wielkości dużego znaczka pocztowego. Każdy z nich miał rozmiary 3,2 na 3,2 cm, ważył 5 g i zawierał wszystkie bazowe elementy, które mają ich większe odpowiedniki, a więc: radio, antenę, baterię słoneczną i jakiś czujnik pomiarowy.

Sposób działania zasobnika satelitarnego dla ChipSat „Sprite” – fot. Cornell University/Ben Bishop

Budowa ChipSat „Sprite” – fot. Cornell University

Eksperyment KickSat prowadzony przez Cornell University z Ithaca w stanie Nowy York zakładał dodatkowo, że wszystkie użyte elementy na jednym ChipSacie mają kosztować w hurcie nie więcej niż 25 dolarów. Eksperyment się nie powiódł ze względu na problemy z zasobnikiem (ChipSat się nie oddzieliły i całość spłonęła w atmosferze), ale badania mają zostać powtórzone.

Zasobnik satelitarny dla ChipSat „Sprite” zachował standardy i miał rozmiary trzech nansoaltelitów CubSat– fot. Cornell University

Sama idea jest całkowicie słuszna. Do współpracy z każdym „Spirite” wystarczał bowiem standardowy laptop i antena, a to przecież może być przenoszone przez pojedynczego żołnierza. W ten sposób każdy wojskowy może mieć własnego satelitę, przekazującego do niego informację, bez konieczności czekania na swój seans, i bez troski o koszty, zasięg i utajnianie. Indywidualny ChipSat może być również przydzielany statkom na morzu, które wykorzystują automatyczny układ identyfikacji AIS. Wadą tego systemu jest bowiem ograniczony do horyzontu radiowego zasięg, czemu może zaradzić konstelacja tanich pikosatelitów. W ten sposób będzie można bez przerwy śledzić wszystkie jednostki pływające, co znacząco zwiększy ich bezpieczeństwo.

Skład „stacji naziemnej” potrzebnej do obsługi ChipSat „Sprite”– fot. Cornell University

Taką samą operację można również przeprowadzić w odniesieniu do statków powietrznych. Przykładowo ciągła kontrola pozycji mogłaby od razu wskazać miejsce, gdzie zaginął do dzisiaj nie odnaleziony samolot malezyjskich linii lotniczych.

Sam zasobnik w eksperymencie KickSat miał rozmiary trzech nanosatelitów CubSat przy czym jeden z nich spełniał funkcję systemu kontroli i zasilania, natomiast dwa pozostałe miały tylko zadania transportowe. Przypuszcza się, że w podobny sposób będą budowane inne konstrukcje tego typu. Trzeba tylko opracować międzynarodowy standard dotyczący modułu zasilania i przyłączeń, a wtedy projektowanie satelitów ograniczy się jedynie do części użytecznej – związanej z wykonywanym zadaniem.

Tani sposób dostawy na orbitę

Ostatnią barierą na drodze do „otworzenia” Kosmosu są koszty wyniesienia obiektów na orbitę. Jednak o ile do wystrzelenia w przestrzeń kosmiczną standardowych satelitów, które często mają wielkość i wagę samochodu, potrzeba dużych i drogich rakiet, o tyle w przypadku nanosatelitów potrzebne są nosiciele o wiele mniejsze. I takie rozwiązania zaczynają być proponowane – szczególnie w sektorze prywatnym. Sygnałem nadchodzących zmian w tej dziedzinie jest niewątpliwie inicjatywa miliardera Elona Muska, który zakładając spółkę SpaceX postawił sobie za cel stukrotne zmniejszenie kosztów lotu w Kosmos.

Obecne szacunki pozwalają zakładać, że cena wyniesienia jednego kilograma satelity na orbitę okołoziemską może spaść poniżej dwustu dolarów. W ten sposób Kosmos zacznie być osiągalny nawet przez niewielkie przedsiębiorstwa i wyższe uczelnie. W przypadku sił zbrojnych może to oznaczać możliwość planowania działań z wykorzystaniem dedykowanych systemów kosmicznych nawet na poziomie taktycznym.

Start “nanorakiety” Interorbital – fot. www.interorbital.com

Sygnałem zmian w tej dziedzinie może być start w marcu 2014 r. modułowej „nanorakiety” CPM TV (Common Propulsion Module Test Vehicle) serii Neptune zbudowanej przez amerykańskie przedsiębiorstwo Interorbital Systems. Niewielka rakieta ma być przystosowana do wyniesienia 145 kg ładunku użytecznego. Spółka informuje, że dzięki CPM będzie miała możliwość każdorazowo przetransportować kilkadziesiąt nanosatelitów w wymiarach CubeSat, po trzynaście – trzydzieści osiem tysięcy dolarów za sztukę. Inżynierowie Interorbital Systems chcą iść jeszcze dalej i proponują swoje własne „opakowanie” satelitów TubeSat – ustalając standard kształtu (cylinder), wielkości (10,2x9,91 cm) i wagi (0,75 kg). Ma to zmniejszyć koszty wyniesienia jednego takiego „pakunku” na orbitę do 8000 dolarów za sztukę.

Nad niewielkimi rakietami nośnymi pracuje również NASA badając m.in. możliwość odpalania ich ze statków powietrznych w locie. Amerykańska agencja kosmiczna współpracuje przy tym ze spółką Generation Orbit, która wykorzystując samolot Gulfstream G-IV chce wynosić na niskie orbity Ziemi rakiety z ładunkiem do 59 kg. Badania z NASA prowadzi również firma Virgin Galactic. W jej przypadku postawiono jeszcze ambitniejszy cel - zbudowanie odpalanej ze statku powietrznego rakiety LauncherOne, zdolnej do wyniesienia w Kosmos systemów ważących aż 225 kg.

W całym wyścigu pozostaje tylko jedno pytanie: czy uda się wprowadzić zasady wykorzystania przestrzeni kosmicznej tak restrykcyjne jak w przypadku przestrzeni powietrznej.

Reklama

Komentarze (12)

  1. Konstruktor Satelitów Obserwacyjnych

    Stek bredni, jak jeszcze jestem wstanie zrozumieć sens takich satelitów w przypadku komunikacji (choć w tym temacie jestem kompletnym laikiem i prawdopodobnie dlatego jestem jeszcze wstanie takie zastosowanie zrozumieć), tak w przypadku nanosatelitów obserwacyjnych nie ma to żadnego sensu. W tak małej przestrzeni (cubesat) z 700-800km (standardowe orbity) układ optyczny będzie miał zdolność rozdzielczą na poziomie co najwyżej 40-50m/piksel (gdzie typowo wojskowe satelity obserwacyjne mają zdolność rozdzielczą 0.4-0,5m i są wielkości samochodu). Niech każdy sam sobie odpowie, co z takich obrazków można wywnioskować, bo na moje to nic ciekawego.

    1. Stary Wirus

      Jak Ty jesteś konstruktorem EOSat, to ja jestem Kopernikiem. Ignorancie, najpierw naucz się podstaw teledetekcji.

    2. WojtekMat

      Gidze w tekście jest podane, że nano satelity są używane do obserwacji optycznych czy radarowych ?

  2. Fizykk

    Jak to ładnie popatrzeć na technologię, którą w przyszłości będziemy zabijani...

  3. blu

    kez87, Radek - najważniejszy podawany przez Was argument jest błahy - nano satelity same się deorbitują. skąd wogóle argument o awaryjności? ktoś już to mierzył? nawet jeśli awaryność miałaby wzrosnąć (choć nie ma ku temu żadnych przesłanek) to cena i liczebność skutecznie niweluje zmyśloną podatność.

  4. Radek

    Pozostaje tylko zapytać, kto "to wszystko" posprząta, kiedy już przestanie działać. Przy radosnym i spontanicznym sposobie umieszczania obiektów, potencjalnie może dojść do zawężenia możliwości i w efekcie końcowym do zablokowania startów w przestrzeń tak w ogóle. Przebywanie załogowe na orbicie już zaczyna się robić niebezpieczne. Czy przypadkiem kosztem sprzątania nie należy obłożyć użytkowników już teraz? Czy mają to potem robić nasze dzieci w ramach spuścizny po "kochających rodzicach".

    1. kez87

      Teoretycznie ma to "spłonąć w atmosferze". Praktycznie: znając liczne przypadki awarii w kosmosie (i to pomimo maksymalnych starań,by do nich nie dochodziło) tak różowo nie będzie. Pomijając zastosowanie wojskowe (groźba zestrzelenia satelity) pomysł miniaturyzacji do rozmiaru poniżej 10 dm3 jest z gruntu marnotrawczy. W kosmosie nie tylko "nikt nie usłyszy twojego krzyku",ale i nikt nie będzie wysyłał co chwila ekipy naprawczej. Stąd stara "technologia radziecka gniotsa-nie-łamiotsa" (niekoniecznie jednak z ZSRR czy Rosji) jest na kosmos idealna, bo to środowisko gdzie wiele rzeczy może nawalić. Od samego promieniowania kosmicznego tu na ziemi średnio jeden bit na każde 4 gb ramu dziennie ulega zakłóceniu. Najczęściej nic od tego się nadzwyczajnego nie dzieje,no ale w kosmosie jest jeszcze gorzej. Może i wdrożą te "nanosatelity" ale... Choć jestem entuzjastą technologii co do tych projektów jestem nieufny.

    2. eleonor

      Nie martw się, wdrążą pola siłowe jako standard statków kosmicznych i nie będzie problemu ze śmieciami :)

  5. CBM

    Jeśli te mini satelity będą wynoszone na bardzo niską orbitę i po pewnym czasie ulegały spaleniu w górnych warstwach atmosfery to OK. Ale jeśli nie, to fundujemy sobie Syndrom Kesslera i już niedlugo orbita ziemska stanie się kompletnie nieużyteczna dla wszystkich rodzajów działalności.

  6. laser

    posprzata nie nano satelita z laserem lub jumbojet z laserem

  7. mw

    Szkoda, że autor pisząc o satelitach CubeSat pominął wątek pierwszego polskiego sztucznego satelity, czyli PW-Sat który został wyniesiony na orbitę 13 lutego 2012 roku. Jednym z eksperymentów przeprowadzonych przez PW-Sat miało być przetestowanie systemu deorbitacji, czyli w tym przypadku rozwinięcie specjalnego ogona. Niestety eksperyment nie powiódł sie ze względu na przedwczesne wyczerpanie energii. Niemniej jednak misję PW-Sat można uznać za sukces, ponieważ polski satelita rozłożył antenty i udało się nawiązać z nim łączność radiową. 28 października 2014 roku PW-Sat gwałtownie obniżył orbitę i spalił się w atmosferze. Na rok 2016 zaplanowana jest misja jego następcy PW-Sat2. O szczegółach można przeczytać tutaj: http://pw-sat.pl/

  8. qwerty

    nano, piko... To przedrostki dla skali wielkości atomów? Mini i mikro byłyby bardziej odpowiednie.

  9. kez87

    Raz: Nanosatelity wcale nie są "nano" Dwa: Miniaturyzacja w kosmosie to wcale nie jest taki fajny pomysł (awaryjność rośnie) Trzy: Owszem,w teorii dla wojskowych wydaje się to fajna odpowiedź na możliwość zestrzelenia satelitów,ale w przestrzeni już teraz lata tyle kosmicznego śmiecia,że jest on dla satelitów coraz mniej bezpiecznym miejscem. I w przypadku "restrykcyjności zasad",to Pan Dura chyba nie pojmuje,że w przypadku tzw."nanosatelitów" konieczne są odpowiedniki pilnowania każdego wróbla na niebie,nie pilnowania samolocików.Bo w kosmosie te "wróble" latają tak szybko jak kule na poligonie. Już teraz śledzenie wszystkiego co lata w przestrzeni radarowo jest trudne.

    1. czytacz

      Odpowiedź na jedno pytanie masz w tekscie. Taki mikrosatelita wyjdzie na niską orbitę, z której szybko spadnie i spali się w atmosferze.

    2. Wojmił

      Brawo za bardzo celny komentarz!

    3. bsh

      Raz: Oczywiście, że nie są Nano, tak jak pancernik kieszonkowy nie mieści się w kieszeni. Dwa: Zależy od konstrukcji. Awaryjność spada w miarę jak rośnie prostota urządzenia. Jedno z praw Murphiego się kłania. Każdy z tych "Sprite"ów jest projektowany na ciężkie warunki próżni (jak każda elektronika posyłana w kosmos). To nie jest procesor, który kupujesz w sklepie. Trzy: Po co to śledzić? Nie mówimy tutaj o posyłanie tego roju na GEO, ale na LEO, gdzie nie dalej jak po paru tygodniach to wszystko spadnie. Nikt tego nie umieści wyżej, aby nie uszkodzić np. ISS, a wszystko co znajduje się niżej, nie jest w stanie utrzymać się dłużej jak parę miesięcy na orbicie. Sama ISS jest przykładem. Europejskie statki bezzałogowe przy każdej misji, za pomocą silników, "przepychały" stację na ciut wyższą orbitę.

  10. n

    takie jest dokładnie pole działania naszej wyśmiewanej przez ignorantów Polskiej Agencji Kosmicznej. nic nie stoi na przeszkodzie abyśmy mieli swoje satelity Tel-kom czy szpiegowskie.

  11. Laszlo

    Fajnie

  12. Zarkis

    No i to jest pole działania dla POLSY!

Reklama