Reklama

Geopolityka

Protesty w Iraku: kolejne ofiay w Nasirii, atak na irański konsulat

Premier Iraku, Adil Abd al-Mahdi. Fot. gds.gov.iq
Premier Iraku, Adil Abd al-Mahdi. Fot. gds.gov.iq

Na południu Iraku demonstranci zablokowali w środę drogi płonącymi oponami, w Bagdadzie starli się z policją. Agencja Reutera komentuje to jako próbę zakłócenia funkcjonowania gospodarki Iraku, gdy samo nawoływanie do usunięcia rządu nie przyniosło rezultatu.

W Basrze, która jest głównym ośrodkiem krajowego przemysłu naftowego, protestujący ustawili na drogach betonowe bariery i uniemożliwili urzędnikom dostanie się do pracy - pisze Reuters. Opony palono też w Bagdadzie niedaleko mostu Ahrar. Podczas protestów w Karbali w nocy z wtorku na środę siły bezpieczeństwa użyły ostrej amunicji i zabiły dwie osoby. Dwie kolejne osoby zginęły w środę w Bagdadzie podczas starć w pobliżu mostu Ahrar. W pobliżu Basry jeden z protestujących zmarł w wyniku ran postrzałowych. W sumie od wybuchu protestów 1 października w kraju zginęły 344 osoby.

Na początku domagaliśmy się reform i zwalczenia korupcji. Gdy rząd zaczął zabijać pokojowo nastawionych protestujących, nie ustąpimy, aż zostanie on obalony razem ze skorumpowanymi klasami rządzącymi.

Ali Nasser, jeden z protestujących w Basrze dla Reutersa

Premier Adil Abd al-Mahdi we wtorek wieczorem podczas transmitowanego przez telewizję spotkania rządu wyraził zaniepokojenie przemocą i kosztem protestów. Za zniszczenia obwinił niezidentyfikowanych sabotażystów. "Zablokowanie portów kosztowało miliardy dolarów, wiele budynków zostało spalonych" - powiedział szef rządu.

Policja otworzyła ogień do demonstrujących na jednym z mostów w Nasirii (An-Nasirijji) w celu rozpędzenia protestu. Pierwotny bilans mówił o co najmniej ośmiu ofiarach śmiertelnych, obecnie liczba ta wzrosła do czternastu. Reuters pisze o kilkudziesięciu osobach rannych.

Dzień wcześniej godzinę policyjną wprowadzono w położonym na północny zachód od Nasirii mieście Nadżaf (An-Nadżaf), gdzie demonstranci zaatakowali i podpalili budynek konsulatu Iranu. Jak poinformowała w czwartek państwowa agencja informacyjna, powołując się na irackie MSZ, wydarzenie to potępiły irackie władze. Środowy atak "miał na celu zniszczenie historycznych relacji między Irakiem i Iranem a resztą krajów" - oświadczył resort. "Misje dyplomatyczne działające w Iraku są bardzo szanowane i doceniane" - przekazano, podkreślając, że incydent nie odzwierciedla perspektywy całego Iraku. Pracownicy konsulatu ewakuowali się na krótko przed wtargnięciem demonstrantów; nie było doniesień o ofiarach

Tymczasem irackie władze poinformowały w czwartek, że utworzyły "komórki kryzysowe", które będą wspólnie prowadzone przez cywilnych gubernatorów prowincji i dowódców wojskowych w celu stłumienia narastających niepokojów społecznych - wynika z oświadczenia armii. Jak sprecyzowano, komórkami będą kierować gubernatorzy prowincji, a dowódcy wojskowi będą członkami tych komórek i - jak to ujęto - "przejmą służby wojskowe i bezpieczeństwa w (każdej) prowincji".

Protesty w Iraku - największe od upadku reżimu Saddama Husajna w 2003 roku - trwają od początku października. Ruch kontestacji przeciwko brakowi miejsc pracy i nieregularnym dostawom prądu i wody pitnej rozpoczął się 1 października w stołecznym Bagdadzie, po czym zaczął ogarniać także południowe prowincje kraju. Protestujący wzywają do obalenia rządu i uciekają się do strajków, blokad dróg, portów i instalacji naftowych oraz do akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego. Politycy i rządzący obwiniani są o chroniczną korupcję, blokującą odbudowę kraju po latach konfliktów religijnych i niszczycielskiej wojnie, w której pokonano dżihadystyczne Państwo Islamskie. Mimo wielkich rezerw ropy naftowej część ludności Iraku żyje w biedzie, z ograniczonym dostępem do czystej wody, elektryczności, opieki zdrowotnej czy edukacji. 

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama