Reklama

Siły zbrojne

Lipcowa wojna Azerbejdżanu z Armenią [KORESPONDENCJA ZE STREFY WALK]

Fot. Witold Repetowicz
Fot. Witold Repetowicz

„Armenia nie miała żadnego powodu by atakować Azerbejdżan. Obecny stan rzeczy może nie jest dla nas wymarzony ale jest satysfakcjonujący. To Azerowie zawsze strzelają w naszą stronę, nigdy odwrotnie.” – powiedział mi Vahan, emerytowany pułkownik armeńskiej armii i weteran wojny karabaskiej.

Jego słowa potwierdzają inni moi armeńscy rozmówcy. „Nasz premier, Nikol Paszynian powiedział, że zajmiemy każdy azerski posterunek, z którego będą do nas strzelać i tak zrobiliśmy po tym jak zaatakowali nas 12 lipca w Tawuszu” – powiedział mi inny armeński oficer, który dodał, że zdaniem Ormian azerski prezydent Ilham Alijew postanowił po kawałeczku odbijać tereny utracone w latach 1993-1994 r. „W kwietniowej wojnie czterodniowej 2016 r. zajęli ponad 1000 hektarów naszej ziemi w Arcachu i teraz myśleli, że będzie podobnie” – stwierdził. Arcach to ormiańska nazwa Górskiego Karabachu, która została przyjęta jako oficjalna przez tę nieuznawaną ormiańską republikę w 2017 r.

Zdaniem Ormian o tym, że to Azerbejdżan winien jest starć, które rozpoczęły się w Tawuszu 12 lipca świadczy też to, że przebywał tam wówczas jeden z kluczowych dowódców azerskich generał Polad Haszimow, szef sztabu 3 korpusu sił zbrojnych Azerbejdżanu, który miał wkrótce potem objąć wysokie stanowisko w sztabie generalnym. Ma to dowodzić tego, że starcia nie wybuchły spontanicznie ale zostały zaplanowane przez Baku. Niektórzy dodają, że dzięki dochodom z ropy Alijew znacznie ulepszył uzbrojenie armii Azerbejdżanu i liczył na to, że przewaga sprzętowa da mu szybkie zwycięstwo. Chodzi w szczególności o drony zakupione przez Azerbejdżan od Izraela. W 2017 r., po tym jak izraelska firma Aeronautics w ramach pokazu możliwości swoich dronów na zamówienie Azerbejdżanu, usiłowała zbombardować armeński posterunek władze Izraela zawiesiły sprzedaż dronów dla Baku. Jednak na początku 2019 r. ten zakaz został cofnięty i Azerowie zawarli z Aeronautics kontrakt wart 13 mln dolarów na zakup dronów atakujących typu „kamikaze” Orbiter 1k, które zostały użyte w ataku w Tawusz.

image
Fot. Witold Repetowicz

Według Ormian Izrael wspiera Azerbejdżan ze względu na to, że postrzega Armenię jako sojusznika Iranu. Ormianie przyznają przy tym, że nie zastosowali się do sankcji nałożonych przez USA na Iran. „Ani na Rosję, która jest naszym najważniejszym partnerem gospodarczym, ani na Iran, który jest na drugim miejscu. Bo z kim wtedy będziemy handlować? Powiedzieliśmy Amerykanom, że jak nam Turcja da gwarancje swobodnego dostępu do portów to możemy wtedy rozmawiać o przyłączeniu się do sankcji na Iran ale to jest oczywiście wykluczone” – powiedział mi jeden z moich rozmówców z armeńskiego MSZ.

Geografia jest dla Armenii nieubłagana. Nie mając dostępu do morza graniczy ona z czterema państwami, z czego z dwoma ma wrogie relacje. Dwoma pozostałymi są Gruzja i Iran, przy czym przez Gruzję (z którą Armenia nigdy nie miała zbyt ciepłych stosunków) Armenia ma jedynie połączenie z Rosją i to przez niewielkie przejście drogowe w Stepanstmindzie, na którym natężenie ruchu jest mocno ograniczone. Droga kolejowa z Gruzji do Rosji wiedzie natomiast przez Azerbejdżan, a więc jest niedostępna dla Armenii. Czwartym sąsiadem jest Iran, z którym granica jest dość krótka, gdyż liczy niespełna 50 km, ale ma kluczowe znaczenie strategiczne dla Armenii. „Po gruzińskiej stronie granicy z Armenią mieszka wielu Azerów, którzy napadali na nasze ciężarówki w latach 90-tych i wtedy jedyne wyjście na świat mieliśmy przez Iran” – stwierdził mój rozmówca z armeńskiego MSZ. Podkreślił jednak, że nie można mówić o tym, że Iran jest sojusznikiem Armenii. „Zachowuje neutralność wobec naszego konfliktu z Azerbejdżanem. A zważywszy, że to muzułmańskie państwo to jest to dla nas bardzo dużo” – dodał.

image
Fot. Witold Repetowicz

„Azerbejdżan ma kilkunastokrotnie lepsze uzbrojenie od nas” – ocenił w rozmowie ze mną Armen, wysoki dowódca wojsk pogranicza. Azerbejdżan z 10 – mln populacją i PKB na poziomie 47 mld usd (opartym głównie na ropie) ma znacznie większe możliwości niż 3-milionowa Armenia z niespełna 10-milionami usd PKB. Budżet obronny Azerbejdżanu wynosi 2,3 mld usd, podczas gdy Armenii tylko 600 mln usd. To powoduje wyraźną dysproporcję jeśli chodzi o możliwości zakupowe, przy czym w obu wypadkach głównym dostawcą jest Rosja. W przypadku Azerbejdżanu w ostatnich latach wzrósł co prawda udział dostawców z innych krajów ale głównie dotyczy to lekkiego uzbrojenia. W przypadku czołgów Azerbejdżan bazuje na rosyjskich T-90 zakupionych w ramach wartej 1 mld dolarów umowy zawartej 10 lat temu z Rosją a obejmującej również m.in. wyrzutnie rakiet Smercz i TOS-1A. Od 2017 r. wzrasta też udział Izraela w dostawach dla Azerbejdżanu. Kraj ten, poza dronami, sprzedał Azerbejdżanowi również m.in. systemy rakietowe Lynx LAR i Lynx Extra oraz rakiety LORA. Azerbejdżan ma też znaczną przewagę ilościową jeśli chodzi o liczebność wojsk tj. 126 tys. do 51 tys. jakimi dysponuje Armenia.

Ormianie twierdzą jednak, że te niekorzystne dla nich dysproporcje niwelowane są dzięki dwóm kwestiom. „U Azerów nie ma ducha walki bo nie walczą o swoją ziemię” – twierdziło wielu moich rozmówców. Drugim powodem ma być inwestowanie Armenii w naukę dotyczącą rozwoju nowoczesnych technologii, którą finansuje diaspora armeńska, szczególnie z USA, co ma pozwalać na modernizację np. czołgów T-72 czy wydłużania zasięgu rakiet. Po wojnie z 2016 r., gdy Azerbejdżan atakował Górski Karabach rosyjskimi rakietami (i dzięki temu osiągnął przewagę) Rosjanie w ramach rekompensaty sprzedali Armenii 4 baterie lądowych pocisków balistycznych krótkiego zasięgu Iskander. Armenia zagroziła wówczas Azerbejdżanowi, że w przypadku powtórzenia podobnego ataku jak w 2016 r. zniszczy Iskanderami jego infrastrukturę gospodarczą, w tym instalacje naftowe. Azerbejdżan natomiast, jeśli chodzi o obronę przeciwlotniczą, bazuje na rosyjskim systemie S-300.

W przypadku starć, które wybuchły 12 lipca główną rolę odegrały drony. Armenia twierdzi przy tym, że zestrzeliła aż 13 azerskich dronów produkcji izraelskiej, w tym 10 typu „kamikaze”, a dodatkowo jeden przejęła za pomocą swego systemu walki elektronicznej, kierując na swoje terytorium. Wszystkie, poza jednym, który został zestrzelony w Arcachu, były użyte przeciwko Armenii w rejonie Berd, prowincji Tawusz. Wprawdzie Azerbejdżan twierdzi, że również zestrzelił armeńskie drony ale Erewań, w przeciwieństwie do Baku, zorganizował wystawę swoich trofeów wojennych w tym zakresie. Ormianie twierdzą przy tym, że mają przewagę nad Azerbejdżanem w ramach wojny elektronicznej. W ostatniej walce z azerskimi dronami produkcji izraelskiej wykorzystywali przede wszystkim system rakietowy TOR.

Publicznie zaprezentowano w Erewaniu 8 azerskich dronów. Jeśli chodzi o pozostałe to Armenia stwierdziła, że 5 z nich znajduje się na terenie neutralnym i jest otwarta na inspekcję międzynarodowej komisji, w skład której mogą wejść przedstawiciele Izraela. Ma to świadczyć o wiarygodności twierdzeń Armenii co do tak dużej liczby zestrzelonych azerskich dronów produkcji izraelskiej. Azerbejdżan bowiem zaprzecza by do tego doszło. „Dla Izraela jest to też problem, gdyż jest to antyreklama ich sprzętu” – powiedział mi jeden z moich rozmówców z armeńskiego MSZ. W szczególności sukcesem Armenii było zestrzelenie wartego 30 mln usd bezzałogowca Hermes 900. Znajduje się on obecnie w jednym z zalewów w strefie neutralnej, jednak Ormianie przedstawili zdjęcia dokumentujące jego zestrzelenie, a poza tym również i w tym wypadku stwierdzili, że Izraelczycy mogą sobie to sprawdzić na miejscu.

Armenia również wykorzystywała drony w ostatnich walkach, przy czym chodzi przede wszystkim o UAV Hresh rodzimej armeńskiej produkcji. To dzięki nim Ormianie zabili gen. Polada Haszimowa i płk Ilgara Mirzayeva, dwóch kluczowych dowódców azerskich uczestniczących w walkach. Ormianie zarzucają przy tym Azerom, że o ile armeńskie drony atakowały wyłącznie cele militarne, to w przypadku dronów azerskich były to cele cywilne.

Azerskie drony i artyleria zaatakowały łącznie 4 wioski w regionie Berd prowincji Tawusz oraz samo miasto Berd. W Berd straty były niewielkie (dron trafił jedynie cysternę w miejscowym zakładzie monopolowym) dzięki skutecznym systemom walki elektronicznej zakłócającym działanie dronów. Znacznie większe straty były w wioskach. Na przykład w wiosce Ajgepar, zamieszkanej przez ok. 380 osób, łącznie większe lub mniejsze straty poniosło 47 gospodarstw domowych. Na jeden z domów spadły aż 4 pociski. Celem ataku dronu typu „kamikaze” było też miejscowe przedszkole. Gubernator prowincji Tawusz, Haik Czobanian, powiedział mi, że w lipcowych atakach azerskich na przygraniczne wsie armeńskie spadło 150 pocisków uszkadzając prawie 100 domów. Strat w ludności w cywilnej jednak nie było (jedna osoba została ranna). Mimo to zdaniem gubernatora Czobaniana atak na obiekt cywilne na taką skalę to oczywista zbrodnia wojenna.

image
Fot. Witold Repetowicz

Armenia ogłosiła już zwycięstwo w tym ostatnim akcie wojny z Azerbejdżanem. Świadczyć ma o tym m.in. zdobycie strategicznych pozycji na pobliskim wzgórzu, z których prowadzony był azerski atak, a także znacznie większe straty strony azerskiej. Chodzi zarówno o zestrzelone drony jak i liczbę zabitych (wg oficjalnych danych jest to 6 żołnierzy po stronie armeńskiej i 12 osób po stronie azerskiej). Sytuacja jest jednak wciąż napięta, zwłaszcza, że 29 lipca Turcja rozpoczęła wspólne manewry z Azerbejdżanem przy granicy z Armenią i Arcachem. Ostatni armeński żołnierz zginął 27 lipca od kuli azerskiego snajpera.

Turcja wyjątkowo mocno wsparła Azerbejdżan w tym akcie tej wojny. Choć Armenia jest członkiem stworzonej z inicjatywy Rosji Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym to nie mogła liczyć na podobne, jednoznaczne wsparcie Kremla. Nie zorganizowano nawet specjalnego posiedzenia tej organizacji, choć Armenia się tego domagała. Ormianie obawiają się przy tym, że Turcja zwiększy swoje zaangażowanie w ten konflikt.

Reklama

Komentarze

    Reklama