Reklama

Geopolityka

Kobane: terroryści uderzyli z Turcji

Fot. Witold Repetowicz
Fot. Witold Repetowicz

”Świat powinien zintensyfikować swoje naciski na Turcję by w końcu udowodniła, że jej deklaracje o nie wspieraniu terrorystów Państwa Islamskiego (IS) i panowaniu nad swoimi granicami to nie tylko słowa” - pisze Witold Repetowicz w swoim komentarzu dotyczącym ataku dżihadystów na Kobane. To miasto-symbol walki sił kurdyjskich z islamskimi ekstremistami. 

25 czerwca, o 5 rano, na zamkniętym turecko-syryjskim przejściu granicznym między kurdyjskimi miastami Suruc i Kobane, wybuchł samochód. Był to początek ataku terrorystów Państwa Islamskiego, którzy od września ub. r. do stycznia br. usiłowali zdobyć Kobane i zniszczyć w ten sposób jeden z trzech kurdyjskich kantonów Rożawy (Kurdystanu syryjskiego). Tak się jednak nie stało i w styczniu zostali wyparci z miasta a następnie z całego kantonu Kobane. Ofensywa kurdyjska otrzymała wsparcie Peszmergi z Kurdystanu irackiego (która później się jednak wycofała), oddziałów Wolnej Armii Syryjskiej – Burkan al Firat, oraz nalotów międzynarodowej koalicji pod przywództwem USA. W marcu terroryści zostali odepchnięci od Kobane na odległość 40 km na południe. Na zachodzie front oparł się na Eufracie od granicy z Turcją w rejonie Dżarabulusu (w rękach terrorystów) do mostu Qara Quzak. Jeszcze skuteczniejsze były działania YPG na wschód od Kobane15 czerwca połączone oddziały YPG i Burkan al Firat zdobyły miasto Gire Spi/Tel Abyad łącząc w ten sposób kantony Dżazire i Kobane i odcinając „stolicę” terrorystów Raqqę od granicy tureckiej. 

Rząd Turcji od samego początku walki o Kobane nieskutecznie próbował ukrywać to, iż liczy na zwycięstwo IS w walce z Kurdami. Pod naciskiem międzynarodowym Erdogan zgodził się wprawdzie na przejście posiłków Peszmergi i Burkan al Firat, ale jednocześnie ostro krytykował wsparcie lotnicze USA. Te działania wywołały w październiku ub.r. krwawe zamieszki w tureckim Kurdystanie i kosztowały rządzącą AKP głosy Kurdów w ostatnich wyborach (7 czerwca). Gdy tydzień po klęsce AKP w walce o głosy tureckich Kurdów, w ręce syryjskich Kurdów i ich sprzymierzeńców wpadło Gire Spi i zaczęli oni kontrolować 450 km granicy turecko-syryjskiej, Erdogan nawet nie próbował ukrywać swojej irytacji. Pod adresem Kurdów zaczęły się pojawiać fałszywe oskarżenia o dokonywanie czystek etnicznych. Prawdziwym celem tych pomówień było rozbicie koalicji YPG-Burkan al Firat, ale wysiłki spaliły na panewce a arabscy powstańcy z Burkan al Firat wydali oświadczenie dementujące powyższe, inspirowane przez Turcję, pogłoski. Tymczasem oddziały YPG dalej parły na południe dochodząc do znajdującej się ledwie 60 km od Raqqi miejscowości Ayn Issa. Zaczęły się też pojawiać informacje, iż YPG (oskarżane dotąd przez Turcję o współpracę z reżimem Assada) będzie chciało wykorzystać swoją pozycję i doprowadzić do układu z rebelianckim rządem Syrii, a następnie zdobyć Raqqę. Taka perspektywa nie odpowiadała nie tylko IS, ale i Turcji. 

Turcja kategorycznie zaprzeczyła, iż atak na Kobane został dokonany z jej terytorium. To dementi jest jednak równie zrozumiałe co całkowicie niewiarygodne. Raptem dwa dni temu miała miejsce inauguracja nowego parlamentu tureckiego, ale wciąż nie wiadomo jaka powstanie koalicja i czy w ogóle powstanie. Alternatywą są wcześniejsze wybory, które mogą skończyć się jeszcze większą porażką AKP. Jedną z możliwych opcji jest jednak stworzenie przez AKP koalicji z antykurdyjską, nacjonalistyczną MHP, która również nie ukrywała swojego niezadowolenia z ostatnich sukcesów Kurdów w Syrii i żądała zatrzymania procesu normalizacji relacji kurdyjsko-tureckich w Turcji. Atak na Kobane może służyć zbliżeniu obu partii ale zarazem będzie jeszcze bardziej pozbawiał AKP wpływów w tureckim Kurdystanie. 

Gdy spojrzy się na mapę północnej Turcji trudno sobie wyobrazić jak mogli pojawić się terroryści IS w Kobane inaczej niż wkraczając tam od strony tureckiej. Rożawa to nie tylko YPG, YPJ i siły sprzymierzone ale i Asaisz, czyli służba bezpieczeństwa, która bardzo skutecznie zabezpiecza opanowane terytorium. Według dobrze poinformowanego, zbliżonego do YPG źródła w Suruc terroryści zaatakowali miasto z trzech stron (północ, zachód i wschód) wkraczając z terytorium Turcji. Po detonacji trzech samochodów, terroryści zaczęli dokonywać egzekucji mieszkańców znajdujących się na ulicach Kobane. Równocześnie z rejonu Sarrin, znajdującego się na południe od Kobane, terroryści zaatakowali wioskę Bakha Botan. Łącznie zginęło co najmniej 75 osób, ale choć popołudniu YPG opanowało sytuację to wciąż w rękach IS pozostawał  budynek miejscowego szpitala. Karetki zwoziły dziesiątki rannych do szpitala w znajdującym się po tureckiej stronie miasta Suruc. Mieszkający tu Kurdowie masowo zaczęli oddawać krew. Nad ranem 26 czerwca pojawiły się informacje o oczyszczeniu miasta z terrorystów.  

IS nie ma raczej szans na trwałe zdobycie przyczółków w Kobane, jednak ten atak może spowodować ściągnięcie posiłków co odsłoni inne części połączonych kantonów Rożawy, wystawiając je na atak terrorystów.  Raczej na pewno powstrzyma też marsz YPG i Burkan al Firat na Raqqę. Nie podważy natomiast zaufania Kurdów do YPG (a także HDP), gdyż Kurdowie masowo obarczają rząd Turcji odpowiedzialnością za to co się stało. 

Równocześnie z atakiem na Kobane terroryści uderzyli też na Hasakę, gdzie sytuację komplikuje to, iż część miasta znajduje się w rękach rządowych, część kontroluje YPG a na południe i wschód od miasta znajduje się IS. Uderzenie to spowodowało exodus mieszkańców miasta do kurdyjskiej jego części. Nie jest to jednak pierwszy tego typu atak IS i wszystkie wcześniejsze były odparte. 

Świat powinien zintensyfikować swoje naciski na Turcję by w końcu udowodniła, że jej deklaracje o nie wspieraniu terrorystów i panowaniu nad swoimi granicami to nie tylko słowa. Samo ponawianie kategorycznych dementi nie wystarczy. W wypadku tego ataku jeśli Turcja chce zachować elementarną wiarygodność to musi przeprowadzić rzetelne śledztwo, jak uzbrojeni terroryści przeszli z jej terytorium do Rożawy, gdyż w przeciwnym razie będzie ponosić odpowiedzialność za ten atak terrorystyczny. USA i Europa powinny też zacząć dostarczać broń dla YPG i Burkan al Firat, jeśli chce udowodnić swoje zaangażowanie w walce z terrorystami, ponieważ coraz więcej osób walczących na Bliskim Wschodzie z terrorystami, w to wątpi. 

Witold Repetowicz

Reklama

Komentarze (3)

  1. w.

    No , właśnie dlaczego USA nie nałożą sankcji na Turcję za wspieranie terrorystów? Bo takie są wartości wolnego świata.

    1. Racjonalista

      Turcja powinna wylecieć z NATO i to z hukiem, albo nie się Erdogana pozbędą, bo on zwariował, myśli że jest drugim sułtanem Sulejmanem Wspaniałym.

    2. ja

      nie przeginaj z tymi porównaniami. To, że Turcja pozwala na przenikanie przez swoje terytorium rożnych dziwnych ludzie to nie to samo co robi Rosja w Donbasie, która wysyła własnych żołnierzy na urlopach i najnowocześniejszy sprzęt. Ludowe Republiki maja obecnie więcej czołgów i innego ciężkiego sprzętu niż Polska, Niemcy i Francja razem wzięte.

  2. antyUSA

    Po raz kolejny okazuje się jak bandycko postępuje NATO i po raz kolejny okazuje się, że za islamskim terroryzmem kryją się jego NATOwscy mocodawcy lub sojusznicy USA (Pakistan, Arabia Saudyjska itp.).

    1. Raa

      Rozumiem, że USA bombardując ISIS, wspiera ISIS wbrew Turcji, która wspiera ISIS? Zabójcza logika.

    2. Stanisław

      Ile rubli dostajesz za taki komentarz? Czy Putin uwzględnia inflację w Twojej pensji ?

    3. KBM

      bełkot. Nie męcz sie mieszkajac w natowskiej Polsce - przyjmą cię z otwartymi ramionami w Moskwie, Pekinie, Hawanie, Teheranie albo Pjongjang. Powodzenia

  3. Afgan

    Niestety Turcja i Arabia Saudyjska grają na 2 fronty, z jednej strony udają naszych sojuszników, a z drugiej wspierają naszych wrogów. Działania ISIS są dla Turcji na rękę i po cichu tureckie służby specjalne ich wspierają, Erdogan jest chorym wizjonerem, któremu marzy się odbudowa Imperium Osmańskiego jak za sułtana Sulejmana a nie współpraca z NATO i Unią Europejską, ten gość żyje w innym świecie i myśli innymi kategoriami. Co do Arabii Saudyjskiej, każdy kto walczy z szyitami jest ich naturalnym sojusznikiem i im tez zniszczenie ISIS i całkowite zdominowanie Iraku przez przychylnych Teheranowi szyitów jest wielce nie po myśli. Zachód prowadzi na Bliskim Wschodzie idiotyczną politykę i ewidentnie się w niej gubi, nie potrafi zdefiniować kto tam tak na prawdę jest wrogiem a kto sojusznikiem. Bardziej się w to wgłębiając można dojść do wniosku, że mamy tam samych wrogów, bo sojusznik o 2 twarzach jak Arabia Saudyjska czy Turcja, to coś jeszcze gorszego niż otwarty wróg jak Iran czy assadowska Syria. Wspieranie tam którejkolwiek ze stron w imię własnych interesów to typowe leczenie malarii przy pomocy cholery. Zachód musi w końcu to zrozumieć, że na Bliskim Wschodzie przyjaciół mieć nie będzie nigdy.

    1. leftfield

      To co robi Turcja, a właściwie Erdogan jest samobójcze, nie dość że kompletnie rujnuje im wizerunek, oddala perspektywę członkostwa w Unii i podważa wiarygodność w oczach partnerów z NATO (zwłaszcza Amerykanów), to staje się podstawą do głębokich podziałów w samej Turcji. Kurdowie to mniejszość, ale licząca jakieś 15 mln ludzi, nie da się ich zmarginalizować, bo to oznacza wojnę domową. Erdogan używa ISIS jako narzędzia (i to bezskutecznego jak widać z przebiegu zdarzeń) do zwalczania Kurdów z Rojavy, ale uzyskuje dokładnie odwrotny efekt- polaryzację we własnym kraju i wzrost znaczenia politycznego YPG. Narzędzie to krwawe i lepkie więc istnieje groźba że nie zechce się odkleić od ręki, gdy trzeba będzie się go pozbyć... Infiltracja ISIS w Turcji sprawia, że Erdogan będzie zakładnikiem ekstremistów- sami mu to zresztą zasugerowali, w jednym artykułów w Dabiqu, że akceptują go (a dokładniej jego partię), pod warunkiem że jest pomocny kalifatowi. Sami zresztą nie kryją, że chcą z"zdobyć" Turcję, ale na drodze budowania wpływów (nawet oni nie są na tyle szaleni, by zakładać militarne zdobycie Turcji). Jeżeli Erdogan marzy o byciu nowym Sulejmanem to nie odrobił lekcji z historii własnego kraju- to właśnie Imperium Osmańskie zdusiło rebelię wahhabitów w XVII wieku, gdy uznało, że lokalne (jakże podobne do obecnych) rzezie wszczynane przez wahhabitów wymknęły się spod kontroli. Isis ma zgodnie z polityką turecką nie tylko załatwić sprawę Kurdów, ale i Assada, a w szerszej perspektywie - szyitów. a właściwie Iranu. Ciekawe, że podobnie patrzy na to Izrael- on też "nie przeszkadza" ISIS, licząc na osłabienie Hamasu i Syrii, oraz ograniczenie wpływu Iranu Jednak jest zasadnicza róznica- Izraelowi jest wszystko jedno z jakiego typu ekstremistami arabskimi będzie miał do czynienia, zyskiem jest nawet czasowe osłabienie sił wspierających Palestyńczyków, dla Turcji jest daleko bardziej grząski grunt

Reklama