Reklama

Geopolityka

Trudny początek nowej kadencji w niemieckim MON

Fot. Bundeswehr/Johannes Müller/Flickr.com
Fot. Bundeswehr/Johannes Müller/Flickr.com

Czas, cierpliwość i pieniądze – te trzy elementy zdaniem niemieckiej minister obrony są potrzebne do kontynowania procesu modernizowania Bundeswehry. Wygląda na to, że Berlin ma nie tylko problem z niedoborem środków, ale także z deficytem drugiego elementu, zarówno wśród sojuszników z NATO, jak i we własnej kadrze oficerskiej.

Trzy dni po przegłosowaniu w Bundestagu przedłużenia mandatu dla operacji zagranicznych prowadzonych przez Bundeswehrę, Ursula von der Leyen udała się z wizytą do afgańskiej bazy Camp Marmal w pobliżu miasta Mazar-e Sharif, gdzie stacjonują niemieccy żołnierze. W trakcie czwartkowego głosowania deputowani wyrazili także zgodę na zwiększenie limitu żołnierzy, biorących udział w natowskiej misji Resolute Support z dotychczasowych 980 do 1300.

Von der Leyen odniosła się również po raz kolejny do kwestii funduszy przeznaczonych na obronność, poruszonej m.in. w czasie ubiegłotygodniowego wystąpienia przed niemieckimi deputowanymi. Minister powtórzyła, że plan finansowy obowiązujący do 2021 r. jest dobrym punktem startowym, ale nie jest wystarczający dla kontynuowania procesu modernizacji armii.

Świadomość braków finansowych oraz kadrowych nie jest jedynym problemem, któremu czoła musi stawić minister. W ubiegłym roku Bundeswehrą wstrząsnęła sprawa udaremnienia zamachu planowanego przez oficerów sympatyzujących z ruchami neonazistowskimi oraz skali penetracji armii przez organizacje skrajnie prawicowe. Efektem było rozpoczęcie debaty dot. kwestii symboliki i tożsamości niemieckiej armii. Sytuacji nie poprawiła skrytykowanie przez von der Leyen dowództwa, któremu minister zarzucała słabość oraz całej armii, w której obecne było „błędnie pojmowane braterstwo broni i solidarności”. Von der Leyen przeprosiła potem za te słowa, jednak niesmak pozostał.

Przykładem nienajlepszej atmosfery panującej wśród oficerów są słowa komandora Jörga-Michaela Horna, dowódcy 2. Eskadry Fregat z Wilhelmshaven. Jak informuje Thomas Wiegold, autor bloga „Augen Geradeaus!”, podczas przekazania dowództwa w związku z przejściem Horna do Federalnego Urzędu Zarządzania Zasobami Ludzkimi Bundeswehry w Kolonii, komandor skrytykował stan uzbrojenia marynarki wojennej, szkolenie personelu oraz sposób zarządzania ministerstwem przez von der Leyen.

Niedobory niemieckiej marynarki wojennej są widoczne podczas operacji prowadzonych przez te siły w ramach NATO oraz UE. Przyczyną niskiej intensywności zaangażowania jednostek jest zmniejszanie się floty przy jednocześnie rozszerzającym się spektrum stawianych przed nią zadań. Komandor skrytykował także sposób szkolenia marynarzy, polegający głównie na pozyskiwaniu teoretycznej wiedzy, i ograniczone możliwości uzyskania praktycznego doświadczenia.

„Muszę przyznać, że po 30 kwietnia 2017 straciłem zaufanie do politycznego kierownictwa Bundeswehry” – powiedział były już dowódca 2. Eskadry Fregat, nawiązując do wypowiedzi von der Leyen krytykującej niemiecką armię. „Uregulowania prawne zastąpiły w wielu obszarach decyzje, a administrowanie zajęło miejsce dowodzenia” – dodał.

Krytyczna ocena stanu armii oraz sposobu zarządzania nią przez von der Leyen jest obciążeniem dla samej pani minister, typowanej jako jedna z możliwych kandydatek do zastąpienia Angeli Merkel na fotelu przewodniczącej chadeków i przyszłej kanclerz Niemiec. Ze względu na trwające negocjacje koalicyjne z SPD, szefowa resortu obrony nie miała dużego pola działania do rozpoczęcia konkretnych działań w sprawie funkcjonowania Bundeswehry, czego dowodem jest podjęcie w grudniu decyzji o przedłużeniu misji m.in. w Afganistanie i Mali o jedynie cztery miesiące. Decyzję o udzieleniu dłuższego mandatu podjęto już po zawarciu porozumienia o kontynuacji rządów wielkiej koalicji w marcu tego roku.

Podczas środowego wystąpienia w Bundestagu minister von der Leyen powiedziała, że w interesie Niemiec leży wzięcie większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo oraz zdolność do obrony. Będzie to jednak trudne zadanie zważywszy na to, że sama szefowa resortu obrony przyznaje, iż obecne fundusze w dłuższej perspektywie nie są wystarczające, a wśród oficerów widać rosnące niezadowolenie ze sposobu zarządzania Bundeswehrą.

Reklama

Komentarze (3)

  1. Inna strategia

    Bo w Niemczech jest inne myslenie u nas pgz jest kulą u nogi a w niemczech motorem napedowym gospodarki .Pieniadze dla wojska zostały przekierowane na badania i przemysł zbrojeniowy i kontrakty zagraniczne. Co za kilka lat sie wróci w zakupach własnej produkcji jak i ekspansji.

    1. Kowalskiadam154

      Tak pieniądze zostały przekierowane tylko że na dopłaty do eko i gigantyczny socjal wiadomo dla kogo

    2. K.O.

      Tak, tak, ależ ci Niemcy głupi... Sugeruję jednakowoż sprawdzić, ile broni produkuje i eksportuje niemiecki przemysł zbrojeniowy.

  2. Marek1

    Sugeruję wszystkim zwolennikom zmuszania RFN do wydawania 2% PKB na armię, by się poważnie zastanowili JAKIE gigantyczne pieniądze wydawane na Bundeswehrę to oznacza i czy to jest dla Polski konieczne. Dekada takich wydatków wystarczy, by niemiecka armia totalnie przerosła ilościowo i technologicznie nasz skansen p/t WP, a to może wywoływać pewne historyczne reminiscencje.

    1. De Retour

      Psim obowiązkiem Niemiec jest posiadanie armii zdolnej do zapewnienia bezpieczenstwa swoim obywatelom i wypełniania zobowiązań międzynarodowych w ramach NATO i UE. I jest mi obojętne ile będą potrzebowali wydawać . Dla mnie mogą nawet wydawać, jak USA, ponad 3% \"historyczne reminiscencje\" - koń by się uśmiał

  3. Zet

    NIe kto inny jak Ursula von der Leyen doprowadzila do takiej zapasci Bundeswehre. Pamietma fdobrze jak chwalila sie realizacja oszczednosci.

Reklama