Reklama

Wojna na Ukrainie

„Operator drona jest w ciągłym zagrożeniu. Rosjanie robią na nas zasadzki” [WYWIAD]

Borys Romanko w czasie pilotowania drona nad pozycjami Rosjan/fot. archiwum rozmówcy
Borys Romanko w czasie pilotowania drona nad pozycjami Rosjan/fot. archiwum rozmówcy
Autor. z archiwum rozmówcy

„Rosjanie ostrzeliwali nas. Nie byliśmy może bezpośrednim celem, ale obrywaliśmy za kogoś. Na przykład - siedzieliśmy w chacie. Niedaleko od nas, sto, dwieście metrów rozłożyli się chłopaki z moździerzami. Kilka razy prowadzili ogień. Zapakowali się i wycofali. My w odpowiedzi dostawaliśmy ogniem kontrmoździerzowym z rosyjskiej strony. Odłamki leciały w naszą stronę, po ścianach. Nam się nic nie stało, ale słyszeliśmy odłamki. Inna sytuacja. Jechał nasz czołg na pozycje. Rosjanie musieli go wykryć, więc przyładowali w niego dwiema albo trzema rakietami” – mówi w wywiadzie dla Defence24.pl Borys Romanko, polski wolontariusz, operator dronów, instruktor i uczestnik akcji bojowych na Ukrainie, wiceprezes Klubu Strzelających Inaczej, jednego z największych klubów strzeleckich w Polsce.

Reklama

Michał Bruszewski: Służył Pan w Wojsku Polskim?

Reklama

Borys, operator dronów, weteran walk na Ukrainie: Tak, służyłem w Marynarce Wojennej, potem sześć lat w Formozie i jeszcze w Wojskach Obrony Terytorialnej.

Z Ukrainą wiążą Pana więzy krwi?

Reklama

Część mojej rodziny mieszka na Ukrainie. Od 2015 roku pomagałem kolegom z Ukrainy. Poznaliśmy się w Centrum Rehabilitacyjnym, ale to była mała pomoc, raczej indywidualna. Oni leczyli się w Polsce po walkach na wschodniej Ukrainie.

Lot dronem nad pozycjami wroga fot. archiwum rozmówcy
Lot dronem nad pozycjami wroga fot. archiwum rozmówcy
Autor. z archiwum rozmówcy

Od 2022 roku postanowił się Pan zaangażować bardziej. Kiedy Pan pojechał na Ukrainę?

W czerwcu 2022 roku pojechałem jako instruktor, jako wolontariusz. Prowadziłem szkolenie ogólnowojskowe. W podziękowaniu za to, że im pomogłem, a brakowało wtedy instruktorów dostałem zaproszenie na szkolenie bojowe dronów. Bezzałogowce fascynowały mnie od lat, latałem nimi. Wróciłem we wrześniu, przeszedłem kurs, potem sam szkoliłem. Na poligonie były setki Ukraińców, rozmawialiśmy wieczorami, wymienialiśmy się doświadczeniami. Tak tworzyła się społeczność droniarzy. To była teoria, do momentu kiedy pierwszy raz nie pojechałem na front. Wtedy była praktyka.

Kiedy trafił Pan na pierwszą linię?

W lutym 2023 roku. Byłem przez kilka dni na pierwszej linii, a potem pojechałem na dłuższy wyjazd w sierpniu.

Czytaj też

Jakie były Pana pierwsze spostrzeżenia z frontu?

Na początku trafiłem do Sołedaru.

Czyli bitwa bachmucka?

Nie lataliśmy nad Bachmutem. Miasto było daleko od nas. To był koniec walk o Sołedar. Widok bardzo mało zurbanizowany. Pola, wioski. Ja, więc tego nie ekstrapoluje na to, że jak ktoś słyszy, że byłem pod Sołedarem to, że byłem pod Bachmutem. „Gość walczył nie wiadomo gdzie” – nie, nieprawda. Lataliśmy czasami nad tak niestrategicznymi miejscami jak kanał irygacyjny (śmiech). Pola, przesieki leśne.

Wówczas w bitwie bachmuckiej po stronie rosyjskiej najbardziej zaangażowana była najemna Grupa Wagnera. Pan ich widział z nieba.

Widzi się ludzi w brudnych mundurach. Siedzą, gniją w okopach. Podjeżdżają brudne pojazdy. To była mieszanka żołnierzy. Jakaś część to na pewno byli wagnerowcy, ponieważ słyszeliśmy że idą ich grupy szturmowe, ale wbrew pozorom nie odróżniali się od innych Rosjan.

Jak wygląda codzienna służba z dronem?

W codziennym dyżurnym lataniu obserwuje się przeciwnika. To żmudna praca. Wisi się dronem, robi się tutaj zoom – tam zoom. Czy nie szykują ataku? Czy nie próbują gdzieś strzelić? To dozór. Nudna powtarzalna robota, ale trzeba uważać by się dobrze zamaskować. Widok z góry na pole bitwy jest księżycowy, leje po artylerii i moździerzach, wypalona roślinność.

Pamięta Pan pierwszego Rosjanina, którego zobaczył z drona?

Widok rosyjskich żołnierzy nie dziwił, więc zapadło mi co innego w pamięć. W listopadzie 2023 roku, na kolejnym dłuższym wyjeździe na front, na linii Konstantynówka-Gorłówka, zobaczyłem cywilnych ludzi po drugiej stronie frontu. Poleciałem naprawdę bardzo daleko za linię przeciwnika. Widzę cywilnego mężczyznę, który idzie z siatką ze sklepu. Ja go obserwuję przez drona. Okazuje się, że tam są też normalni ludzie, którzy żyją. To uświadamia, potwierdza człowiekowi jak precyzyjnie musi oznaczać cele. Czy on sprzyja Rosji, czy nie, to już drugorzędne, trzeba uważać co się wskazuje bo może być tam cywil. Tutaj zobaczyliśmy, że front to nie tylko okopy, ale także domy i mieszkańcy. Widzę faceta wracającego z siatką ze sklepu a tutaj trwa wojna.

Spróbujmy scharakteryzować takiego operatora drona. Na jakie niebezpieczeństwa jest narażony?

Jest się w zasięgu oddziaływania wszystkich środków ogniowych przeciwnika strzelających pośrednio – moździerze, artyleria, granatniki automatyczne. Każdy grubszy kaliber. Rosjanie ostrzeliwali nas. Nie byliśmy może bezpośrednim celem, ale obrywaliśmy za kogoś. Na przykład - siedzieliśmy w chacie. Niedaleko od nas, sto, dwieście metrów rozłożyli się chłopaki z moździerzami. Kilka razy prowadzili ogień. Zapakowali się i wycofali. My w odpowiedzi dostawaliśmy ogniem kontrmoździerzowym, z rosyjskiej strony. Odłamki leciały w naszą stronę, po ścianach. Nam się nic nie stało, ale słyszeliśmy odłamki. Inna sytuacja. Jechał nasz czołg na pozycje. Rosjanie musieli go wykryć, więc przyładowali w niego dwiema albo trzema rakietami. To był grubszy kaliber. Ogromny hałas i ciśnienie po eksplozji wpadło nam przez okno. Przez to miałem uszkodzenie błędnika i uraz ciśnieniowy.

Inne zagrożenia?

Od innych osób słyszałem np. o minach na podejściach do pozycji. Ruscy wykryli pozycję bojową skąd nasi latali dronami, przedostali się tam i pozakładali miny. Idąc z akumulatorami i dronami, człowiek jest objuczony jak muł. Bardzo łatwo wtedy wpaść na minę. Można nie zauważyć linki, odciągu. Słyszałem też o zasadzce pod Sołedarem na inną grupę zwiadowców. Pojechali na robotę. Grupa dywersyjna ruskich zrobił na nich zasadzkę i ich dosłownie rozstrzelali.

Autor. z archiwum rozmówcy

To bardzo niebezpieczne służba. Niektórym się wydaje, że to praca na tyłach bo można „podlecieć”.

Nie zawsze większy zasięg lotu oznacza, że możesz być dalej od pierwszej linii frontu. Wręcz odwrotnie. Przyczyna jest prosta - chcesz zalecieć dronem jak najdalej.

Co stosują Rosjanie, by Was „blokować”?

Starają się zagłuszać sygnał. Mówiąc wprost „zakrzyczeć go”. Ich sygnał ma być tak mocny, że dron odbiera ich sygnał, a nie nasz. Mają dwa typy zagłuszarek: kierunkowe i dookólne. Ten ostatni wytwarza kopułę zagłuszającą, ale mają mały zasięg. Zagłuszarka kierunkowa musi wypromieniować sygnał bezpośrednio w kierunku wykrytego drona. Nie dają sobie z tym rady. Rosjanie są w tyle za Ukraińcami. Co, prawda tworzy się w Rosji środowisko droniarzy i to jest szalenie niebezpiecznie, ale na ten moment są stroną reaktywną w wojnie dronów.

Widziałem, że strzelają nawet ze strzelb do dronów.

Tak, ale logistyka dostarczania takiej amunicji im nie wychodzi, więc nawet jak mają strzelby to mają do nich ograniczoną amunicję. 

Obserwujemy obecnie wojnę dronów nad Ukrainą. Jak to się zaczęło?

Sam się kiedyś nad tym zastanawiałem. Z tego co wiem zrobiło to dwóch ukraińskich znudzonych żołnierzy w okopie. Mieli kilometr dalej przeciwnika. Kminili jak tu im przywalić. Jeden z nich przed inwazją latał dronami, więc kupili drona, złożyli, zlutowali, zamocowali ręczny granat, ale nie dolecieli do rosyjskich pozycji. Zrozumieli dlaczego to się nie udało. Na drugi dzień przyjechała francuska ekipa dziennikarzy z kamerą. Przypadek. Poprosili ich by pokazali im coś ekstra. A oni: mamy coś ekstra. Tym razem dolecieli i zrzucili granat na chatę, w której byli Rosjanie. Wybuchło, zakurzyło się. Ich oddział nazywał się „Signum”. A potem stało się to powszechne.

Dziękuję za rozmowę

Reklama

Komentarze (2)

  1. easyrider

    Na wojnie eliminuje się siłę żywą nieprzyjaciela. Byłoby dziwne gdyby obie strony nie próbowały eliminować operatorów przeciwnika.

    1. stasi

      Teoretycznie taki operator może siedzieć w okopie pół kilometra za linią frontu i w zasadzie nikt do niego nie strzela. Chyba że mają jakieś urządzenia do wykrywania transmisji więc w to walą

    2. Extern.

      @stasi: Na zdjęciach widać (czego można było się łatwo domyśleć) że nikt dziś nie nadaje bezpośrednio z miejsca w którym siedzi operator. Ciekawe czy te kable podłączone do padów idą bezpośrednio do wzmacniacza Wcz czy może do jakiejś stacji przekaźnikowej. Tak więc strzelanie w miejsce emisji sygnału prawdopodobnie nie jest dziś już rozwiązaniem.

  2. Ależ

    Pewnie Gość tam rozwala wszystko głowicami Warmate 0,3 kg TNT. Gwiazda śmierci .

    1. Wania

      Warmate do ważnych celów jak radary i wyrzutnie plot. Na orków, transportery I czołgi są zwykle drony za paręset dolarów. Ostatni dzień to 1260 ogrów, 12 czołgów, 27 BMP czy 71 cystern. Widać, że rosja atakuje bo trzeba mieć sukces przed dniem pobiedy. A putina nie interesują straty Rosjan - jest to poświęcenie na które on zawsze jest gotów.

Reklama