Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Niemiecka stocznia Lürssen dostarczy patrolowce dla Australii

Fot. Lürssen
Fot. Lürssen

Premier Australii Malcolm Turnbull poinformował, że australijska marynarka wojenna wybrała niemiecką stocznię Lürssen jako dostawcę dwunastu oceanicznych okrętów patrolowych SEA 1180 OPV (Offshore Patrol Vessels). Okręty będą budowane w Australii, a kontrakt jest wyceniany na 3,6 miliarda dolarów.

Sukces stoczni Lürssen jest tym większy, że rywalem Niemców była inna niemiecka stocznia Fassmer i holenderska grupę stoczniową Damen - od wielu miesięcy prowadząca intensywną kampanię nad przejęciem wielomiliardowego kontraktu. Media informowały więc o współpracy, jaką Holendrzy zawiązali z australijską firmą ASC (Australian Submarine Corporation) Forgacs Shipbuilding w Adelajdzie (w Australii Południowej) oraz planach inwestycyjnych, związanych z infrastrukturą stoczni Henderson Shipbuilding Precinct (w Australii Zachodniej).

Czytaj też: Patrolowa ofensywa Damen w Australii

Teraz okazuje się, że dokładnie to samo będą robili Niemcy. Plany zakładają bowiem budowę od czwartego kwartału 2018 r. pierwszych dwóch okrętów patrolowych w stoczni ASC Forgacs Shipbuilding (w Australii Południowej) i dalszych dziesięciu od 2020 r. przez firmy Austal i Civmec w Henderson w Australii Zachodniej. Co więcej, australijski premier informując o wynikach przetargu na konferencji zorganizowanej 24 listopada 2017 r. zaznaczył, że jako projektanta i głównego wykonawcę programu o wartości 3,6 miliarda dolarów wybrano „międzynarodową stocznię o wielkiej renomie”. Potwierdził on również, że dwanaście patrolowców będzie stanowiło istotną część sił morskich Australii i że „będą budowane w australijskich stoczniach, z australijskiej stali”.

Równie pozytywnie o niemieckiej propozycji wypowiadała się australijska minister obrony Marise Paine. Paine wskazała m.in, że wraz z nowymi okrętami znacząco zwiększą się możliwości marynarki wojennej Australii. W porównaniu do obecnie wykorzystywanych patrolowców typu Armidale, nowe okręty mają być większe, zdolne do przenoszenia bezzałogowych aparatów latających, bezzałogowych pojazdów podwodnych i nawodnych, większych łodzi abordażowo–inspekcyjnych, co ma być szczególnie ważne podczas prowadzenia inspekcji na morzu na podejrzanych jednostkach pływających.

Czytaj też: Niemieckie patrolowce dla straży granicznej Arabii Saudyjskiej

Dla Paine ważna jest również zdolność niemieckich patrolowców do prowadzenia operacji poszukiwawczo-ratowniczych, długotrwałych patroli oceanicznych, udzielania pomocy humanitarnej oraz zwalczania skutków katastrof naturalnych. Jednak dokładnie takie same zadania miały wykonywać proponowane przez Holendrów patrolowce OPV 1800 Sea Axe, a więc o wyborze niemieckiej oferty musiały zadecydować zupełnie inne czynniki.

Australijczycy tłumaczą jednak jak mogą swoją decyzję, tym bardziej, że na potrzeby australijskiej marynarki wojennej ma być wydanych o wiele więcej pieniędzy. Programy okrętowe przewidują bowiem budowę 12 okrętów podwodnych, 9 fregat przyszłości, 12 pełnomorskich okrętów patrolowych OPV i 21 patrolowców PPB (Pacific Patrol Boat). Łączny koszt tych programów ma wynieść ponad 89 miliardów dolarów australijskich.

Czytaj też: Australia modernizuje marynarkę wojenną. Za 89 mld AUD

Pewnym pocieszeniem ma być fakt, że kontrakty okrętowe zapewnią w sumie ponad 2500 nowych miejsc pracy (400 tylko przy budowie OPV przez stocznię Lürssen). Premier Turnbull opisując wsparcie udzielane australijskiemu przemysłowi użył nawet określenia „wielkie narodowe przedsiębiorstwo”.

Co otrzymają Australijczycy?

Jeżeli negocjacje zakończą się sukcesem, to australijska marynarka wojenna pod koniec 2021 otrzyma pierwszy okręt patrolowy. Każdy patrolowiec ma być bowiem budowany około trzech lat. Będą to prawdopodobnie jednostki oparte o projekt patrolowca, który był przygotowywany również dla polskiej marynarki wojennej w ramach programu Czapla.

Bazą przyszłych australijskich OPV będą okręty patrolowe typu Darussalam zbudowane dla Brunei w latach 2011–2014 oraz projekt reklamowany jako OPV 80. Zgodnie z informację umieszczoną na oficjalnej stronie stoczni Lürssen są to jednostki o wyporności 1486 ton, długości 80 m i szerokości 13 m. Załoga nowych okrętów ma liczyć 56 osób, przy czym dodatkowo ma być zapewnione miejsce dla 18 pasażerów.

Pomimo, że OPV 80 jest „tylko” patrolowcem, będzie on wyposażony w nowoczesny okrętowy system walki, radar obserwacji sytuacji nawodnej i powietrznej, radar kierowania uzbrojeniem (prawdopodobnie STING EO MkII) oraz obserwacyjną głowicę optoelektroniczną. Na rufie nowych okrętów będzie przygotowane lądowisko dla jedenastotonowego śmigłowca, jak również pokład zadaniowy dla co najmniej dwóch dwudziestostopowych kontenerów z wyposażeniem.

Najbardziej pewnym uzbrojeniem jest armata kalibru 57 mm, ale dokładne wyposażenie będzie znane dopiero za kilka miesięcy.

Reklama

Komentarze (4)

  1. ewa

    Sądzę, że szybciej Austarlijczycy zbudują dla siebie tą serię patrolowców niż my ukończymy naszego Ślązaka....

    1. Realista

      Ślązak został ukończony. PS rzeczywisty czas budowy to 5,5 roku.

  2. ryszard56

    dac Niemcom Naszego Ślązaka i niech dokończą budowę tej fregaty silnej i nowoczesnej

  3. Z

    My kupimy ich stare fregaty a za ta kase oni kupia nowe okrety od Niemcow :^))))

  4. ansuz

    By the way... ...od swoich szkolnych lat do teraz zastanawiam się niezmiennie, dlaczego nikt przede mną nie wpadł na pomysł budowania okrętów wojennych pływających w zanurzeniu z wystającą jedynie nadbudówką mieszczącą dowódców, systemy łączności, systemy wentylacji i ewentualnie uzbrojenie przeciwlotnicze. Okręty takie mogłyby wynurzać się calkowicie jedynie do walki, albo nawet odpalać rakiety z zanurzenia. Wprawdzie będąc w zanurzeniu byłyby wolniejsze (większa powierzchnia tarcia), ale byłyby znacznie słabiej wykrywalne i dodatkowo chronione przed ogniem przeciwnika przez kilka metrów wody. Jest mnóstwo takich niekonwencjonalnych rozwiązań, które nie zostały wdrożone do armii a wydaja mi się oczywistą kontynuacja rozwoju sprzętu wojskowego i technologii cywilnej. Może konserwatywni wojskowi, oraz inżynierowie wojskowi powinni zarzucać sieci w szkołach designerskich aż kipiących inwencją, kreatywnością i nie nieszablonowym myśleniem?

    1. Zey

      A co z OPL takiego czegoś? Jedna rakieta i po całym dowództwie okrętu, a jak sam zauważyłeś byłoby to dosyć wolne więc o trafienie nie byłoby trudno.

    2. oskarm

      ansuz, Bo taki pomysl nie ma sensu. Rozwoj sensorow z kazdym dniem bedzie co raz bardziej to uwidacznial. Sprawdz z jakich odleglosci wspolczesne radary wykrywaja peryskopy, lub jaki kilwater za soba zostawiaja przy kilku wezlach... Jak sadzisz jak to bedzie wygladac przy twoim pomysle?

    3. 123

      Zacznijmy od tego czy nigdy coś podobnego nie powstało. Otóż jeśli doszukiwać się podobieństw to powstało kilka zbliżonych jednostek do opisanej przez ciebie. Pierwszą jednostką jaka przychodzi mi na myśl jest stary USS Monitor, bohater bitwy w Hampton Roads w 1862 roku, gdzie zmierzył się z CSS Wirginia w pierwszej bitwie pancernych okrętów. W tamtych czasach kiedy strzelano z armat na wprost, niska sylwetka okazała się genialnym pomysłem. Jednak Monitor pomimo udanej walki, zatonął w późniejszym okresie z powodu sztormu. Niska sylwetka okazała się w czasie sztormu "niewypałem" i woda zapewne zalała kocioł przez komin lub inne włazy i w końcu cały okręt poszedł na dno. Zapewne z tego względu nie rozwijano zbytnio tego typu konstrukcji. Innym okrętem zbliżonym do twojego pomysłu był USS Katahdin. Był to tzw. taranowiec z końca 19 wieku. Amerykanie mocno spóźnili się z tym okrętem i w czasach kiedy inne kraje wycofywały je z flot jako przestarzałe, to amerykanie zbudowali swój własny taranowiec. Co ciekawe okręt ten pomimo niskiej sylwetki posiadał kilka ciekawych rozwiązań. Poza podwójnym dnem miał zbiorniki balastowe, które pozwalały mu zanurzyć się jeszcze bardziej żeby unikać pocisków. Niestety okręt przez błędne założenia, wiele błędów technicznych i słabe uzbrojenie był bezużyteczny. Kolejną jednostką jaka może pasować do twojego pomysłu jest tzw. podwodny krążownik. Co prawda nie jest to okręt nawodny zwiększający trochę zanurzenie, ale w pewnym sensie może to być ewolucyjne rozwinięcie tej idei. Było kilka mniej lub bardziej udanych krążowników podwodnych(pomijając współczesne okręty podwodne z wyrzutniami rakiet, które również są tak określane), to największym najbardziej dopracowanym(rozbudowany) i znanym był "Surcouf ". Był to Francuski okręt podwodny(krążownik), uzbrojony w wieżę z dwoma działami 203 mm, 2 działka 37 mm plot. , 4 wkm 13,2 mm plot. , 8 wyrzutni torped 550 mm, 4 wyrzutnie torped 400 mm. Ponadto miał hangar a w nim jeden wodnosamolot rozpoznawczy Besson MB.411. Załogę stanowiło 110 marynarzy. Okręt zaginął bez wieści w czasie patrolu w 1942. Już w tym miejscu można pokusić się o podsumowanie, że takie wynalazki zazwyczaj źle kończyły jeszcze zanim dowiodły swojej wartości bojowej. Taki okręt byłby droższy od konwencjonalnego zarówno w zakupie jak i utrzymaniu. Byłby dużo wolniejszy, mniej zwrotny, bardziej paliwożerny i wbrew pozorom bardziej podatny na zatopienie. Dlaczego łatwiejszy w zatopieniu? Bo w dzisiejszych czasach wiodącą bronią są rakiety i torpedy, a nie armaty czarnoprochowe strzelające na wprost. Trafienie rakietą okrętu którego większa część jest pod wodą kończy się tym, że bardzo szybko idzie na dno. Poza tym taki okręt w dzisiejszych czasach miałby tyle samo sensu, co pływanie okrętem podwodnym z wyrzutniami cały czas na wynurzeniu. Co z tego że ma wyrzutnie rakiet, jak na samej nadbudówce nie zmieścisz porządnego radaru, systemów przeciwlotniczych, CIWS, itd? W czasach, kiedy można śledzić okręty podwodne, a wszystko co wystaje nad wodę odbija wiązkę radarową da się namierzyć to taka jednostka ustępowała by i okrętom podwodnym i okrętom nawodnym więc nie miałaby sensu. No i na koniec taki drobny szczegół. okręt z samą wynurzoną wieżyczką jest mało realny z powodu praw fizyki. Nawet okręty podwodne na wynurzeniu wynurzają dość sporą powierzchnię pokładu. Gdyby tego nie robiły, a wynurzyły jedynie kiosk to okręt bujałby się jak korek w wodzie. Przy wynurzeniu okręt podwodny zmienia swój środek ciężkości i jest bardziej stabilny na powierzchni. Gdyby wystawał tylko kiosk to defacto okręt byłby w zanurzeniu, trzeba by było bez przerwy wyważać okręt, żeby fale nie wyrzuciły go na powierzchnię. Specjalistą nie jestem, ale nie sądzę żeby coś takiego było warte zachodu.

Reklama