Reklama

Geopolityka

Ekspert: Rosjanie chcą zwiększyć skalę ćwiczeń Zapad. Jaka polityka wobec Białorusi? [WYWIAD]

  • Fot. US Air Force

Drugi cel jest taki, żeby manewry Zapad-2017 nie miały skali, która zagrażałaby nam i państwom bałtyckim. (…) Oczywiście nie zakładam, by Rosjanie planowali wojnę. Ale już prowokacje w stosunku do np. Łotwy są całkiem realne – mówi w rozmowie z Defence24.pl Witold Jurasz, prezes Ośrodka Analiz Strategicznych. W wywiadzie poruszane są kwestie związane z szeroko rozumianą polityką Polski wobec Białorusi.

Lidia Gibadło: Białoruś jest często postrzegana jako przedpole Kremla, kraj, który nie ma wpływu na rzeczywistość  międzynarodową. Na ile taka interpretacja pozycji Mińska jest obecnie uzasadniona?

Witold Jurasz, prezes Ośrodka Analiz StrategicznychTaki opis jest w pewnym sensie uzasadniony, ponieważ wpływy rosyjskie są nieporównywalnie większe od wpływów Zachodu. Aleksander Łukaszenka próbował oczywiście czasami balansować pomiędzy Wschodem a Zachodem, ale zawsze był bliższy Rosji i to z Rosją współpracują tamtejsze służby, a system obrony przeciwlotniczej jest de facto scalony z rosyjskim. 

Ale z drugiej strony, można wyciągnąć z tego dwa wnioski - pierwszy, że w związku z tym robimy wszystko, żeby to się zmieniało, a drugi, że obrażamy się na rzeczywistość i nawet gdy A. Łukaszenka usiłuje zwiększać swoje pole manewru, to my mu w tym nie pomagamy. 

My niestety przyjęliśmy filozofię, że obrażamy się na rzeczywistość i dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa odniesiemy historyczną porażkę. Klęską nie będzie otóż polityka Donalda Trumpa tylko to, że prezydent USA może nie uwzględnić naszych interesów, porozumiewając się z Rosją w sprawie Białorusi. Jeśli tak się stanie, to dlatego, że nie ma żadnego powodu, żeby uwzględniać nasze interesy, bo bardzo niewiele znaczymy na Białorusi. A znaczymy bardzo mało, ponieważ nigdy nie podjęliśmy gry.

"My" w sensie "Polska", nie "Zachód" czy "Unia Europejska"?

Tak. Są dwa mity - jeden mit prawicowy, który mówi, że my możemy, w zasadzie nie oglądając się na partnerów, na UE, np. prowadzić politykę zagraniczną. Jest też drugi przeciwny mit, że w zasadzie nie jesteśmy w stanie prowadzić jakiejkolwiek polityki zagranicznej bez UE. 

To nie jest prawda, bo z jakiegoś powodu Litwa, która tak samo jak my jest w UE, jest w stanie prowadzić całkowicie odmienną i dalece bardziej skuteczną politykę w stosunku do Białorusi i to jest najlepszy dowód na to, że mówienie, że jak nie Unia, to nie ma w ogóle polityki, jest nieprawdą. 

W ostatnim czasie można zaobserwować aktywizację w kontaktach przedstawicieli administracji Polski i Białorusi. Z drugiej strony mamy nieuregulowaną kwestię telewizji Biełsat, która jest niezwykle ważnym elementem dla polskiego soft power na Białorusi.

Telewizja Biełsat mogłaby być niezwykle ważnym elementem dla polskiego soft power na Białorusi, gdyby w nią zainwestowano i gdyby skierowano do niej większe pieniądze. Elementem soft power nie jest też polska mniejszość, bo postanowiliśmy zawalczyć o prawa polityczne polskiej mniejszości i żyjemy w kłamstwie, że polska mniejszość na Białorusi jest prześladowana. Otóż mniejszość jest prześladowana wówczas, jeśli obywatel danego państwa ma mniejsze prawa z racji bycia członkiem mniejszości niż obywatel tegoż kraju, który nie jest członkiem mniejszości. W tym sensie Polacy nie są prześladowani na Białorusi, ale na Litwie, choć i tam sytuacja nie jest tak oczywista, bo niektórzy liderzy polskiej mniejszości pozwalają sobie na wypowiedzi prorosyjskie, więc też nie są bez winy, ale rzeczywiście mamy problem z Litwinami. 

Jeśli chodzi o Białoruś, ani nasza mniejszość nie jest czynnikiem, który stanowiłby o naszym soft power, a mogłaby być, ani nasze media, ani Biedronka na granicy, bo nie jesteśmy w stanie od dwudziestu lat udrożnić naszej granicy. 

Ugrupowania polityczne również nie prowadzą żadnej polityki tylko uprawiają PR. Pamiętam wizytę posłów na Sejm. Była potężna awantura, że nie zostali wpuszczeni na Białoruś a potem, gdy poszedłem do białoruskiego MSZ zaprotestować, strona białoruska odtworzyła mi nagranie, na którym pan poseł wręcza paszport otwarty na stronie, na której ma wbity zakaz wjazdu i mówi: "Ja mam zakaz wjazdu". Bo tak to jeszcze była szansa, że - powiedzmy - oni mogli przymknąć oko i go przepuścić. Ale pan poseł postanowił o tym poinformować na granicy. Przecież nie po to po to, aby uniknąć aresztowania, bo przecież posła aresztować się nie da, bo ma paszport dyplomatyczny, tylko po to żeby nie zostać wpuszczonym, żeby była awantura i żeby dziennikarze, których ściągnął na granicę, mieli od razu „setki”, na których on mówi jak bardzo walczy o wolność. 

System Polonez Białoruś
Fot. Ministerstwo Obrony Białorusi

Jakieś działania wobec Białorusi trzeba jednak prowadzić. Wobec tego jakie powinny być realne cele i metody ich osiągnięcia?

W perspektywie średnioterminowej celem numer jeden na tę chwilę jest spowodowanie, żeby porozumienie Zachodu z Rosją nie oznaczało oddania Białorusi do rosyjskiej strefy wpływów, ale to jest cel, który trzeba głównie realizować w Waszyngtonie i w Berlinie, częściowo w Mińsku, natomiast nie w Moskwie. Chociaż gdyby dobrze zagrać można, by i tam, ale...

Drugi cel jest taki, żeby manewry Zapad-2017 nie miały skali, która zagrażałaby nam i państwom bałtyckim. Jeżeli dojdzie do przerzutu sił na 4,2 tys. platformach kolejowych, co daje ponad 3 ciężkie dywizje, to zaczynamy mieć naprawdę bardzo trudną sytuację, choć oczywiście nie zakładam, by Rosjanie planowali wojnę. Ale już prowokacje w stosunku do np. Łotwy są całkiem realne.  

Nasz trzeci cel to załatwienie sprawy polskiej mniejszości. Tylko trzeba się zdecydować, czego my od tej mniejszości chcemy. Musimy się zdecydować, czy ta mniejszość ma walczyć o demokrację, co jest głupie, bo robienie rzeczy nieskutecznych jest w polityce zagranicznej zawsze głupie, czy ma być naszym lobby, czy też chcemy ją sobie tu ściągnąć. W scenariuszu drugim i trzecim, czyli trochę bardziej inteligentnym od pierwszego, kluczowe znaczenie ma to, aby ci ludzie byli dobrze wykształceni, bo w przeciwnym razie nie będą żadnym lobby, albo będą bezrobotnymi w Polsce. Muszą też mówić po polsku, bo inaczej będą lobby, ale nie będą czuli związku z Polską albo przyjadą tutaj i nie dostosują się do realiów. Mówiąc krótko: edukacja, a jakoś nie słyszę, żeby to był priorytet. 

Czwartym celem byłaby kwestia prywatyzacji, która ma tam miejsce. Oczywiście jest to prywatyzacja nomenklaturowa, co jest "obrzydliwe" i "moralnie oburzające". W związku z tym nie weźmiemy w tym udziału. Nie, bo nie. Natomiast jeżeli mielibyśmy zachować się w sposób dojrzały, to jak wszyscy prywatyzują (szczególnie inny, niż własny, kraj), należy się dołączyć - taka jest generalna zasada. Dlatego należałoby się do tego przyłączyć, bo trzeba pamiętać, że białoruski minister Wilczek już istnieje.

Piątym celem byłyby sprawy historyczne, w których jest możliwy bardzo duży postęp, ale to wymaga umiejętnej dyplomacji. 

Jeśli mowa o metodach, to mamy dwa elementy. Po pierwsze należy skonstruować mapę drogową, a nie porozumienie pakietowe. Jeśli ja nie ufam Pani, a Pani mnie, to nie ustalamy zasady, że będziemy się przyjaźnić, tylko wymieniamy się długopisem za długopis. Jak już dochodzimy do tego, że sobie zaufaliśmy w zakresie długopisu, to potem możemy zrobić kolejną wymianę. W ten sposób tworzy się rosnące zaufanie, bo każdy deal jest większy od poprzedniego.

Kluczowe znaczenie ma też to, żeby słowo "sprawdzam" padało możliwie często, a nie rzadko. W pakietowym porozumieniu jest ono bardzo odległe w czasie. Porównując to do gry w pokera, kiedy "sprawdzam" mówi się późno, to na stole jest już dużo pieniędzy, w tym wypadku kapitału politycznego. My przyjęliśmy zasadę, że powiedzieliśmy już bardzo dużo na temat resetu, tylko nie ma resetu. To znaczy reset jest, bo wszyscy mówią, że się lubią, natomiast nie ma konkretów, nie ma wyników. Ale już udało się zrobić jedno, mianowicie zaalarmować Rosjan. 

Skala ćwiczeń Zapad-2017 będzie o wiele większa niż dotychczas.

Rosjanie chcą, żeby była większa.

W związku z tym, białoruska opozycja alarmuje, że Rosjanie chcą na stałe rozlokować swoje wojska na ternie Białorusi. Tymczasem prezydent Łukaszenka zaprzecza i twierdzi, że po zakończeniu manewrów Rosjanie opuszczą Białoruś. Czy taki scenariusz jest realny? Jak postanowienia szczytu NATO w Warszawie wpłynęły na pozycję Białorusi? 

Myślę, że Rosjanie są realistami i zdają sobie sprawę, że siły NATO, które zostały rozmieszczone, nie mają żadnej zdolności ofensywnej, ale oczywiście będą mówić, że się przejmują. Jakie jest prawdopodobieństwo? To zależy od tego, na jakim etapie będzie dialog z administracją Trumpa.

Dzisiaj bardzo wątpię, żeby coś takiego zrobili. To jest kwestia oceny, jakie są rosyjskie ambicje. Ja postuluję neutralizację Białorusi i Ukrainy. Z niejaką dumą konstatuję, że Henry Kissinger mówi to samo. Oczywiście jestem za to bardzo krytykowany w Polsce, ponieważ z naszej strony byłoby to rzekomo wielkie ustępstwo na Ukrainie. Tyle, że moim zdaniem przeceniany jest prozachodni kurs Ukrainy, niedoceniane zmęczenie Zachodu Ukrainą i wola porozumienia z Rosją, a pomijany zupełnie fakt, że taki scenariusz w odniesieniu do Białorusi oznaczałby dla nas postęp, a nie regres. Można powiedzieć, że wygralibyśmy coś na Białorusi kosztem czegoś na Ukrainie. Na Ukrainie to my musielibyśmy się cofnąć. Powiedziałbym w ten sposób - to wszystko zależy od stanu negocjacji amerykańsko - rosyjskich. 

Łukaszenka Putin
Fot. kremlin.ru.

A jakie wnioski Łukaszenka wyciągnął po tym, co stało się na Ukrainie? Czy to był dla niego sygnał, że nie jest niezastąpiony?

To nie ma bezpośredniego przełożenia, bo to był zupełnie inny układ. Po pierwsze pomiędzy nim a Putinem nigdy nie było chemii. Te relacje zawsze były złe, panowie się nie lubią. Natomiast w tym momencie dostrzegł, że Rosjanie są gotowi realizować również scenariusze jawnie agresywne.

Ale wydaje mi się, że ta sytuacja w gruncie rzeczy miała większy wpływ nie na władze, a na opozycję i społeczeństwo. To znaczy tak naprawdę ukraiński Majdan i to, co nastąpiło po Majdanie całkowicie spacyfikowało społeczeństwo. Jeżeli jakakolwiek ploszcza, czyli białoruski odpowiednik Majdanu, była realna, chociaż ja uważam, że nie była przed Majdanem, to w tej chwili białoruskie społeczeństwo, które w ogóle jest bardziej pasywne i widzi, że konsekwencją scenariusza siłowego, rewolucyjnego jest wojna, na to nie pójdzie. Specyfika białoruskiego społeczeństwa powoduje, że wariant „siłowy” jest mało prawdopodobny. Warto też pamiętać o tym, że prezydent RB trzyma tak GKB, jak i GRU żelazną ręką – w tym sensie jest w stosunku do Rosjan w lepszej sytuacji, niż Ukraińcy, których własne służby przechodziły na stronę Moskwy.

Ostatnio szef Rosyjskiego Instytut Studiów Strategicznych powiedział, że nie istnieje coś takiego jak białoruska tożsamość. W jakim stopniu kształtuje ona tamtejsze społeczeństwo?

Ona oczywiście istnieje. Jaka jest ta tożsamość? Nie licząc krajów bałtyckich, uważam, że za naszą wschodnią granicą  Białorusini są najbardziej europejskim narodem. Białorusini nie mają w sobie ani wielkoruskiego imperializmu ani ukraińskiego nacjonalizmu. Są najbardziej słowni, co np. biznesmeni robiący tam interesy potwierdzają. Ja powiedziałbym, że dzisiaj charakter reżimu najbardziej kształtuje tożsamość. Białoruś jest krajem najmniej skorumpowanym spośród tych trzech krajów. Tam jest taki porządek i  mam wrażenie, że Białorusini są z tego dumni. Oczywiście ich poczucie odrębności jest mniejsze niż w przypadku Ukraińców w stosunku do Rosjan. Tylko czy należy z tego powodu rozpaczać? Kiedyś pewien ambasador Nigerii opowiadał mi, że Nigeryjczycy na co dzień czują się nie Nigeryjczykami, ale Hausa, Joruba, Fulani. Nigeryjczykami czują się, gdy jest defilada albo jak jest mecz piłki nożnej. 

W Polsce uwielbiamy się zajmować tożsamością białoruską. Widziałem niezliczone teksty na ten temat. Powiem zupełnie uczciwie - zajmuję się polityką zagraniczną, a nie tożsamością. Ja wiem jedno - w polityce gra się tym, co jest albo próbuje się na to wpływać. Nasze możliwości wpływu są znikome, a tam gdzie są, pozostają niewykorzystane. Natomiast wracając do porównania nigeryjskiego, ambasador powiedział mi, że w związku z tym trzeba rozwijać piłkę nożną, trzeba po prostu grać przy pomocy tego, co jest. Ja nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego dla polskich ekspertów zajmujących się Białorusią kwestia flagi jest podstawową sprawą. Ja znam ekspertów od Białorusi, którzy w czasie rozmowy są mi w stanie udowadniać, że ona jest sowiecka, a powinna być biało-czerwono-biała. No i fajnie, tylko co z tego ma niby wynikać?

Mam wrażenie, że często posługujemy się stereotypami, że Białorusini właściwie czują się bardziej Rosjanami niż odrębną społecznością.

Widzi Pani, to są dwa problemy. Pierwszy problem jest taki, że jeżeli pojedzie Pani z Polski tam, często ma Pani wrażenie, że pojechała Pani do jakiegoś Związku Sowieckiego. Natomiast tak się składa, że ja trafiłem na Białoruś po czterech latach pobytu w Rosji. To powoduje powstanie zupełnie innej perspektywy. Ja po Moskwie, miałem wrażenie, że trafiłem nieomal na Zachód. Problem polega na tym, że u nas większość ludzi zajmujących się Białorusią przyjeżdża tam z Polski. I to jest absolutnie fundamentalna różnica.

Białorusini są inni, nawet ci, którzy są Rosjanami w sensie narodowości też są inni. Zresztą jest to jedyny naród, z którym my nie mamy trupów w szafie, takich jak mamy w relacjach z Rosjanami, Ukraińcami, czy też Litwinami. Ze strategicznego punktu widzenia, czysto militarnego, jest to absolutnie fundamentalny kraj. Ma dla nas większe znaczenie niż Ukraina, bo ewentualne uderzenie ze strony Rosji zostałoby wyprowadzone nie przez Ukrainę, ale przez Białoruś. Pomijam już fakt, że Ukraina sama z siebie już walczy.

Jurasz
Witold Jurasz. Fot. defence24.pl

Miał Pan kontakt z przedstawicielami zachodnich ambasad. Jak na Zachodzie postrzega się Białoruś?

Stopień zainteresowania nie był duży, ale trudno żeby był, bo to dla nas, a nie dla np. Francuzów, ten kraj ma fundamentalne znaczenie. Wszyscy skądinąd mówią, jak ważna jest Białoruś, ale skoro tak, to powstaje pytanie czemu od lat prowadzimy tak strasznie mało skuteczną politykę. I nie da się wytłumaczyć wszystkiego frazesem "bo nam nie pozwolono", bo tam, gdzie można czynić ją bardziej skuteczną, też nie czyniliśmy jej bardziej skuteczną. 

Niemcy i tak zrobią swoje interesy, bo Mercedesy i Porsche sprzedają się zawsze. Jak Rosjanie budują elektrownię atomową na Białorusi, to tak czy tak 50 proc. zarobi Siemens. Dlatego, że Rosatom nie ma mocy przerobowych, wziął za dużo kontraktów. Tak naprawdę niemieckie korporacje, gdy Rosjanie budują dziś elektrownie atomowe, wykonują mniej więcej 50 proc. pracy. W związku z tym Niemcy wejdą na Białoruś od wschodu. I to jest ta różnica, która różni ich i nas. My gramy w innej skali. 

Obracamy się wokół polskiej polityki wschodniej i trudno nie odnieść wrażenia, że jest po prostu nieskuteczna. Gdzie zatem leży błąd?

Po pierwsze w przeideologizowaniu kiedyś giedroyciowskim, dziś dla odmiany endeckim, chociaż swoją drogą, proszę zauważyć, jaka to jest czysta schizofrenia - mamy czystego Giedroycia na Białorusi i czystego Dmowskiego na Ukrainie. Prowadzimy dwie różne polityki wschodnie.

Po drugie – pomyliliśmy cel z metodą, np. w przypadku Białorusi celem było to, aby mieć suwerenne niepodległe państwo, a metodą miała być walka o demokrację, a w pewnym momencie zaczęliśmy walczyć o demokrację, jakby to było celem. 

Po trzecie - w chęci niesienia kaganka moralności czy demokracji. My chcemy uprawiać dobro w polityce zagranicznej, a polityka zagraniczna nie polega na zajmowaniu się dobrem, tylko realizowaniu swoich interesów, a my cały czas chcemy robić to, co słuszne. To nie na tym polega.

Kolejną kwestią jest niezrozumienie tego, że polityka zagraniczna jest grą, która polega na tym, że ja mam jakiś interes, Pani ma jakiś interes i spotykamy się w połowie drogi. Mamy kartkę, na której po jednej stronie zapisujemy, co chcemy, a po drugiej co damy. Otóż ja nigdy nie słyszę, co damy. Więc gdzie ma niby być ten handel?

Sprawa ostatnia - borykamy się z brakiem profesjonalizmu kadr. Na początku lat 90. wymyślono, że najlepsze kadry wyślemy na Zachód. Wschód był zesłaniem. Wtedy było to słuszne założenie, bo najważniejszym zadaniem było dołączenie o instytucji zachodnich, zakotwiczenie Polski na Zachodzie. Tylko, że taki stan pozostał. Pomijam już w tym miejscu kwestię konformizmu znacznej części tzw. „środowiska eksperckiego”, które ochoczo zmieniało wiarę z platformerskiej na pisowską. W naszych ośrodkach analitycznych pracują ludzie, którzy mają mniej więcej taką kolejność w swoim życiu, że kończą studia i stają się analitykami. Na Zachodzie kolejność zwyczajowa jest taka, że kończy się studia, pracuje się w biznesie, w wywiadzie, w dyplomacji i później staje się analitykiem.

Zwracam też uwagę na nadmierną rolę służb specjalnych. Służby są świetne na poziomie operacyjnym, ale nie strategicznym, przynamniej nie nasze.

Dwa tygodnie temu brałem udział w grze wojennej i na końcu gen. Breedlove, który tą grą dowodzi, zapytany o to, czego nauczył się podczas swojej kariery wojskowej powiedział: "If you can write down a strategy in simple words, you've got one. If you can't, you ain't got one". Otóż polskiej strategii na Wschodzie nigdy nie zapisano prostymi słowy, ona była zawsze niezwykle mądra i to różni naszą strategię od niemieckiej i każdej innej. Kiedy ja czytam te nasze super mądre opracowania na temat polityki wschodniej, które są podlane jakąś nieprawdopodobną filozofią i głębią intelektualną, z której nic nie wynika, to myślę sobie, że piszą je czystej wody teoretycy. Niemieccy ambasadorowie zajmują się na co dzień tym, żeby zorganizować kupno jakiejś firmy albo zorganizować wizytę ministra. Nasi ambasadorowie piszą bardzo mądre rzeczy, ale nie znają nikogo w Administracji Prezydenta, za to niezmiennie grają (czasem są, ale też nie zawsze) intelektualistów. Niemieccy ambasadorowie, jeśli już są intelektualistami, to po godzinach pracy.

Niedawno minister spraw zagranicznych wygłosił swoje expose w Sejmie. Co Pańskim zdaniem powinno się tam znaleźć, jeśli chodzi o kierunek wschodni?

Mniej wizji, a więcej konkretów. Kanclerz Helmut Schmidt powiedział: "Jak masz wizję, idź do lekarza" i to było prawdzie wówczas, w sytuacji stabilnego otoczenia międzynarodowego. Jeśli wówczas kanclerz Niemiec powiedział coś takiego, powstaje pytanie, czy w sytuacji tak dużej niestabilności można mieć inne podejście. Uważam, że nie można. Jeżeli polityka, która nas otacza to jest zestaw zmiennych, to dalekosiężną wizję można skonstruować, jeśli zna się te zmienne lub też ma się na nie wpływ. Otóż my ani nie możemy ich określić, ani nie mamy na nie wpływu. 

Uważam, że powinniśmy mieć kilka wizji i grać kilka scenariuszy jednocześnie. Oczywiście cudów nie będzie - nie mamy i nic nie wskazuje, byśmy mieli mieć wschodni wektor polityki zagranicznej, co oczywiście ogranicza nasze pole manewru. Ale też nie jest tak, że w ogóle nie możemy grać, np. w regionie. Nie chcę powiedzieć, że należy sprowadzić politykę zagraniczną do poziomu taktycznego, ale kiedyś spytałem wiceministra spraw zagranicznych Rosji, dlaczego oni skupiają się na poziomie taktycznym, a nie strategicznym. "Ależ nieprawda" - powiedział - "my mamy strategię. Ale wie Pan, strategia to jedno, a dyplomacja zajmuje się taktyką. Rzecz polega na tym, że wy nie schodzicie z poziomu strategii, tworzycie ją i już na niej zostajecie. Natomiast my odnosimy jedno taktyczne zwycięstwo. Wy powiecie, że to tylko jedno zwycięstwo, ale potem my odnosimy pięć taktycznych zwycięstw, a potem dziesięć kolejnych. I na końcu Wasza strategia przestaje mieć znaczenie”.

O ile za czasów Platformy negatywny był brak jakiejkolwiek wizji, o tyle teraz mamy do czynienia z wizjonerstwem, które jest również niedobre. A cała sztuka polegałby na tym, żeby przyjąć do wiadomości niepewność tego świata, ale nie w formie deklaratywnej. To musi znaleźć wyraz w sposobie działania.

Dziękuję za rozmowę.

Witold Jurasz, Prezes Ośrodka Analiz Strategicznych, prowadzący program „Prawy do Lewego” w Polsat News2. Były pracownik Zakładu Inwestycji NATO, dyplomata w Moskwie oraz chargé d’affaires RP na Białorusi. 

Reklama

Komentarze (16)

  1. Efir

    Warto zwrócić uwagę na to że białoruskie KGB jest bardziej aktywne w Polsce niż GRU czy SWR. Większość studentów z Białorusi jest zastraszona duża część z nich to dawni działacze Łukamołu i kto wie jaką działalność prowadzą pobierając polskie stypendia. To Łukaszenko rozgrywa sprawę polskiej mniejszości infiltrując ZPB skłócając poprzez podział i inspirując powoływanie co raz to nowych polskich organizacji. Zabójstwa opozycjonistów, zabójstwa i pobicia dziennikarzy, zamach w metrze inspirowany przez służby to niedawna codzienność na Białorusi. Kto wie czy śmierć polskiego konsula Badonia-Lehra nie była również skutkiem działania służb. Staramy się na siłę przeciągnąć Białoruś na Zachód ale z Łukaszenką nie będzie to możliwe gdyż on nie zamierza przestrzegać standardów demokratycznych. Narzędziem utrzymania przez niego władzy jest właśnie polityka opresji, zastraszania i fałszowania wyników wyborów itp. Jeśli uważamy że Łukaszenko jest lepszy niż Putin na Białorusi to wspierajmy jego reżim. Inna sprawa że "baćka" nie raz rozgrywał Rosję zbliżeniem z Zachodem a Zachód zbliżeniem z Rosją. Efektem jest powolne przejmowanie krytycznej infrastruktury przez Rosję (gazociągi). Białoruś nie ma przemysłu (rafineria w Mozyrzu i ew. sole potasowe to wszystko) i jest krajem słabym militarnie. Dotychczas Białoruś korzystała z ulg wynikających ze wspólnego rynku i przestrzeni gospodarczej z Rosją. Dziś różnica w kursie dolara oraz konflikt ws. ceł z Moskwą sprawiają że Łukaszenko wybiera azerską ropę ale chce nadal eksportować paliwa do Rosji :) My również importujemy białoruski olej napędowy możemy zmniejszyć zamówienia (to jest soft power !). Łukaszenko oddał gazociągi, oddaje system energetyczny (elektrownia atomowa w Ostrowcu to uzależnienie od rosyjskich paliw). I znowu Łukaszenko chce sprzedawać energię Polsce za pomocą mostu energetycznego. Zarobi Rosja, Białoruś i Litwa (za tranzyt) a my za cenę naszego wkładu w most uzależnimy północno-wschodnią Polskę od de facto rosyjskiej energii. Białoruś chce uniezależnić się od rosyjskich surowców ale sprzedawać dalej paliwa do Rosji, sprzedawać energię na Zachód ale uzbrojenie kupować rosyjskie. Kilka baterii Poloneza nie stanowi dla Rosji żadnego zagrożenia i kupowanie rosyjskiego uzbrojenia w słabszych wersjach eksportowych będzie dalej uzależniało Łukaszenkę od rosyjskiego serwisu i części zamiennych nie wzmacniając zasadniczo słabej białoruskiej armii. Białoruskie siły zbrojne nie stanowią dla Polski żadnego zagrożenia ani tym bardziej ochrony. Białorusini walczyć o Polskę nie będą, rosyjskie wojska przepuszczą a czy walczyliby z Rosjanami o Białoruś ? wątpię. O Łukaszenkę i utrzymanie opresyjnego reżimu oddawaliby życie jeszcze mniej. Łukaszenko jest świadom że ani białoruskie KGB opresyjne wobec własnego społeczeństwa ani słaba armia nie ochronią go przed Rosją stąd balansowanie i udawanie otwarcia na Zachód, przy jednoczesnych naiwnych zakupach rosyjskiego uzbrojenia. Zajęcie Mohylewa czy też Witebska nie spotkałoby się z większą reakcją białoruskiego społeczeństwa choć paradoksalnie to nie siła białoruskiej obrony ale obawa przed reakcją USA i NATO oraz dalszymi sankcjami powstrzymują Putina. I tak siły demokratycznego świata utrwalają jeden z ostatnich reżimów w Europie. Z naszej perspektywy Łukaszenko jest bardziej karykaturalnym Mussolinim niż groźnym Hitlerem.

    1. wiesiek

      Siły tzw "demokratycznego świata" są obecnie zaangażowane w kilkanaście wojen. Jak na tym tle wyglądają kraje niedemokratyczne? Powielasz bezrefleksyjnie propagandowe wrzutki, nie zastanawiając się, po co się je robi. Chodzi o INTERESY wielkich firm, a nie jakieś prawa człowieka, czy demokrację.

    2. bury

      Zgadzam się. Białoruś to państwo fasadowe, czego mają świadomość co bardziej myślący Białorusini. Uważam, że nie będą walczyć za Łukaszenkę. Faktycznie panuje tam porządek, ale służby to już mafia. W zasadzie to biedny kraj, a jeśli chodzi o Polaków tam mieszkający, poddani zostali ogromnemu eksperymentowi społecznemu. Jest to jednak dość bliski nam, z różnych względów, kraj.

  2. krzys

    Ja dziwnie odbieram analizowanie Białorusinów wyłącznie przez pryzmat ostatnich kilkunastu lat. Przez kilkaset lat tworzyli z nami wspólne państwo, dwukrotnie dzielili nas Niemcy z Rosjanami na swoje strefy wpływów, dzisiaj też chyba taki podział ma jakąś formę. Naród nam cholernie bliski, jeszcze w 1993 dostaliśmy propozycję z ich strony reaktywacji Rzeczpospolitej Dwojga Narodów. Miast otworzyć im granicę do nas, to fundujemy im wrogą propagandę, oraz robimy mapki kto kogo i czym będzie atakował. Gdyby odciąć od głosu Rosję i Niemcy, to prawdopodobnie byłby to nasz najbliższy sojusznik.

    1. fck all

      zgodzę się z Tobą, że to jest naród z którym nigdy nie mieliśmy kłopotów w przeciwieństwie do Ukraińców i Litwinów, nie podejrzewam P Łukaszenki o wrogie do nas zamiary ale po tych manewrach może juz być nowy prezydent.....

    2. Zamorano

      Ten nowy RON to mit. Szuszkiewicz rzucił w niezobowiązującej rozmowie "zróbmy unię gospodarczą". W sytuacji galopującej hiperinflacji to po pierwsze. Po drugie dziś mówimy o rozpadzie ZSRR, ale wtedy było realne coś takiego jak Wspólnota Niepodległych Państw i miało to podmiotowość międzynarodową i ciągle realnie istniało. Mielibyśmy robić unię gospodarczą z republiką, która realnie funkcjonowała w przebrandowionym ZSRR? Serio było by to takie odpowiedzialne? Kilka miesięcy po tej rozmowie Szuszkiewicz już nie był prezydentem. To co piszesz to marzycielstwo. Wspólne państwo to mieliśmy w epoce przednowoczesnej. Gdy nie było społeczeństw masowych tylko stanowe. Narodem politycznym była wyłącznie szlachta. Inne czasy. Dzisiejsze tożsamości to efekt XIX i XX wieku. Zapodniorusizm, przebudzenie i tworzenie narodów, również tzw. niehistorycznych, uprzemysłowienie, upowszechnienie edukacji, alfabetyzacja powszechna. To wszystko już gdy RON nie istniał. To w zdecydowanej większości po pierwsze naród wschodniosłowiański, po drugie rosyjskojęzyczny. Kompletnie to ignorujesz. To jest właśnie ta odporność własnych marzeń i życzeń na fakty, którą tutaj sygnalizuje Jurasz.

  3. Białostoczczanin

    Nasza polityka polega na pouczeniach innych w sprawie tak zwanej demokracji . Kapitalizm - to wyzysk jednych przez drugich . Łukaszenka na szeroką skalę pokazał Polaków tracących pracę i moralność jako bez użyteczne w społeczeństwie staczany jest człowiek na dno . A ono nastąpiło po 89r. - choć minęło prawie 27 lat dalej w społeczeństwie jest ubóstwo , nie każdemu się udało być kimś i mieć na tyle kasy by móc bez problemowo żyć . O ile w samej Białorusi nie ma czegoś takiego co występuje na zachodzie - brak szacunku do wiary oraz dżender . Nasza nachalność w szerzeniu podobno demokracji opierała się tylko na podburzaniu - nie na pomocy finansowej dla ludności . Żeby osiągnąć cel - przychylność ludności danego kraju potrzebą czasu jest pokazanie że dany władca nie spełnia tych funkcji . łukaszenka wręcz przeciwnie , skonsolidował samą ludność Białorusi a jest ich kilka - dał stabilność zatrudnienia ( pracy ) i w miarę jako tako godne warunki życia . Nie pozwolił na rozkradzenie gospodarki jak to miało miejsce na UKRAINIE . My wręcz przeszkadzaliśmy im w rozwoju podżegając ludność polskiego pochodzenia - przeciw ich prezydentowi ? TV - Biełsat to taka mini wolna europa ( papuga - dezinformująca ) społeczeństwo . Co sam Łukaszenka wytyknoł polskim władzom . Poprawność polityczna nie pozwala robić interesy z Białoruskim biznesem interesy ( LEPPER ) - to przykład o którym warto omówić gdyż wyśmiewano go a nawet w mawiano nam że bierze udział w anty Polskim podejściu do Białorusi . A on tylko chciał współpracy na polu biznesu ? Dopóki nasze elity polityczne nie przestaną nie przychylnie mówić o Łukaszence a dziennikarze snuć teorie spiskowe - NIC z tego nie wyjdzie ? Przykład UKRAINY ile straciła na przemianach i kilku MAJDANACH pokazuje ludności Białoruskiej że nie tędy droga w zbliżeniu z zachodem ?

    1. tyle

      Z tym nie rozkradzeniem gospodarki ,to sprawa wygląda niestety tak , że sensowne białoruskie przedsiębiorstwa przejęli Rosjanie.

    2. Smutny

      Święta racja choć warto przyglądać sie szczegółom.

    3. andrzej

      Wydaje mi się że wielu jest poirytowanych tymi komentarzami o Łukaszence i Białorusi jakie się czasem u nas słyszy. Wątpie żeby trafiało to do zwyklego Polaka.

  4. Stefan Kania

    No tak jest to wszystko bardzo może i piękne, chyba jednak Polska nie może wywierać tu żadnej presji, zostało by to poczytane i wykorzystane jako mieszanie się do spraw wewnętrznych niezawisłego państwa {jak jest z tą niezawisłością to wiemy} byłby pretekst do atakowania Polski. Cyba nie ma innej rady jak czekać na rozwój wypadków, oczywiście oczekiwanie nie może być bierne, ale temat jest delikatny.

  5. wiesiek

    Fragment wywiadu mocno przygasłego już Sławomira Sierakowskiego (czy go jeszcze ktoś pamięta?) ze słynnym Jeffreyem Sachsem z końca grudnia 2016 roku: „SIERAKOWSKI: Ale czy sądzi pan, że on [Trump – grzerysz] się wycofa z Europy Wschodniej? Ambicje rosyjskie w tym regionie się nie zmieniają. SACHS: Nie zgadzam się. SIERAKOWSKI: To dlaczego Rosjanie weszli do Donbasu, zajęli Naddniestrze, Abchazję? SACHS: Sądzę, że próba wciągnięcia Ukrainy do NATO była wielkim błędem Stanów Zjednoczonych. SIERAKOWSKI: Ukraińcy chcieli wejść do NATO. SACHS: Wiem, ale USA powinny im powiedzieć, że nie ma mowy. SIERAKOWSKI: Dlaczego? SACHS: Bo taka jest geopolityka. SIERAKOWSKI: Chcieli się wyswobodzić od Rosji, taka była ich wola i to było też ich prawo. SACHS: Sądzę, że zaostrzając podział między Rosją a Europą i Zachodem, popełniliśmy mnóstwo błędów przez ostatnie 20 lat. Z moich obserwacji wynika, że wykonaliśmy całe mnóstwo działań, które choć są szczerze traktowane jako obronne, to druga strona widzi je jako agresywne. Jestem przekonany, że w 1991 r. straciliśmy wielką historyczną szansę. Pamiętam początki mojego zaangażowania w Polsce i w Rosji, wtedy jeszcze istniał ZSRR, kiedy Gorbaczow przedstawił ideę strefy pokoju od Rotterdamu po Władywostok. I choć można to nazwać naiwnością, to według mnie był to właściwy kierunek. Po 1991 r. amerykańscy neokonserwatyści widzieli jednak całą sytuację w kategoriach pokonania ZSRR, po którym musimy posprzątać. I przez jakiś czas też się z tym zgadzałem. Zdecydowanie popierałem przyjęcie Polski, Czech, Słowacji i Węgier do NATO – uważałem tamten krok za generalnie usprawiedliwiony nie tylko w kategoriach elementarnej geopolityki i bezpieczeństwa, ale także ze względu na historię. Kiedy NATO objęło kraje bałtyckie, zacząłem się obawiać, że to wywoła niepotrzebne sytuacje zapalne, że to jest obrona przeciwko komuś, przed kim się bronić nie trzeba, bo wtedy i my, i Putin byliśmy jeszcze w nastroju do współpracy”. ================ Może się przydać w analizie. Szczególnie tego, kto chce atakować kogo i po co.

  6. Spartakus

    Proszę nie siać paniki wśród czytelników . Owszem Rosjanie zarezerwowali transport wojsk na 4,2 tys platform kolejowych . Tylko należy powiedzieć również to , że jest to transport w obydwie strony . Przyjazd na ćwiczenia i odjazd . Więc zaplanowaną liczbę wojsk należy podzielić przez 2 . Czyli nie przyjadą tam 3 dywizje lecz 1,5 lub 1 dywizja . To jest można tak powiedzieć odpowiedź na obecność wojsk amerykańskich w Polsce i krajach bałtyckich . Taka projekcja siły w rosyjskim wykonaniu . Atakowanie Polski przez Rosję nie ma uzasadnienia - ponieważ nie mamy mniejszości rosyjskiej , którą chciałby chronić Kreml i przy okazji zrobić małą rewizję granic . Okupacja z ekonomicznego , politycznego punktu nie wchodzi w grę . Rosja nie ma na celu podbić Polski , lecz ją od siebie uzależnić , przez : -surowce , -węglowodory , -energię itp.

    1. Daniel

      Wojny nigdy nie wybuchają z tych samych powodów. Nie ma mniejszości to możemy się czuć bezpieczni? I atak na Polskę nie musi oznaczać ataku na całe terytorium - mogą uderzyć i zająć Przesmyk Suwalski odcinając nam kawałek terytorium tylko po to, aby móc przeprowadzić uderzenie na kraje bałtyckie. Co wtedy? Zaczynamy wojnę na pełną skalę i na nasze terytorium wchodzą trzy dywizje prosto z manewrów? Trzeba być zawsze przygotowanym na każdy scenariusz - nawet, gdy wydaje się nieprawdopodobny i z naszego punktu widzenia bez sensu dla strony przeciwnej.

    2. Piadilicz

      człowieku, jakie węglowodory....

  7. Wołyń

    Putin za jednym zamachem chce załatwić Białoruś i Ukrainę i jest to całkiem prawdopodobne bo z militarną pomocą nikt z zachodu nie wyskoczy a gospodarcza pomoc musiała by być w grubych miliardach dolarów żeby przekonać Łukaszenke żeby nie wpuścił ruskich o ile dali by się nie wpuścić.

  8. Ax

    No właśnie od dawna obserwuję nasz MSZ że ma jakieś fantastyczne wizje tzw strategie, tylko faktycznej roboty to tyle co połowa Litwy i ćwierć Słowacji. Od naiwnej wielkiej miłości do bezwzględnej nienawiści, a czystej roboty w tym za grosz

  9. wiesiek

    Większość białoruskiej wymiany handlowej zależy od Rosji, jej rynku zbytu i dostaw surowców. Podobnie BYŁO w przypadku krainy. Zmiana kooperantów, linii logistycznych, rynków zbytu, trwa dziesięciolecia. Dlatego też pole manewru Łukaszenki jest prawie zerowe. Efekt tego manewru na Ukrainie, właśnie obserwujemy.... Jak wygląda to z punktu przeciętnego mieszkańca tych krajów? Jak wygląda "mniejsze zło"? Pan Jurasz powołał się na Kissingera i jego koncepcję finlandyzacji Ukrainy. Szkoda że nie została wprowadzona w życie. Zapewne ocaliła by dziesiątki już chyba tysięcy ludzi, ginących w bezsensownej wojnie domowej. Czy Polska chciałaby zmieniać Białoruś, mieć wpływy polityczne? Jaki byłby tego cel? Czy po jego realizacji coś tam zmieniło by się na lepsze? Możemy być megalomanami, snuć wielkie wizje godne Giedroycia. Tyle że jest to potrzebne naszym elitom, nie przeciętnym Polakom do szczęścia.

  10. Piekarz

    Pewien kombatant września 1939r wspominał, że podczas kampanii wrześniowej, po licznych dezercjach a nawet strzelam w plecy żołnierzom WP. Dowódcy mieli rozkaz zwolnienia ze służby żołnierzy pochodzacych z mniejszości narodowych. Dowódcy nie stosowali tego rozkazu wobec żołnierzy narodowości białoruskiej. Byli lojalni do końca.

  11. Tomek72

    Niech ćwiczą - ćwiczenia kosztują. Kto bogatemu zabroni - Rosja bogaty kraj biednych ludzi NIKT normalny nie uwierzy, że NATO napadłoby Rosję ...

  12. Raptorek

    Niezła analiza, ale. Czy brane jest pod uwagę że część sił będzie przerzucania drogami i powietrzem, a nie tylko koleją ? Żołnierze pojadą drogą, część lekkich transporterów też, drogą powietrzną dywizjony OPL i OPR i dalszą część żołnierzy plus BMP i BWP. To nam już daje nie trzy a 5 ciężkich dywizji, zresztą sami Rosjanie wspominają o 1 armi gwardyjskiej (całej) plus jednostki wspomagania i lotnictwo, mamy 200 000 żołnierzy jak nic.

  13. *.*

    Nie ze wszystkimi twierdzeniami można się zgodzić. Nie ma czegoś takiego jak neutralizacja Ukrainy. Moskwa chce mieć w Kijowie swojego gubernatora. Najwięcej co można osiągnąć to utrzymać stan obecny i wspierać Ukrainę w modernizacji gospodarczej. Nie opłaca się eskalować sytuacji militarnej bo Rosja zawsze może zalicytować wyżej. Natomiast jeśli chodzi o Białoruś to należy utrzymywać z nią kontakty, nie muszą być jakieś spektakularne, ważne by były otwarte kanały komunikacji. Trzeba robić z Białorusią jakieś interesy zwłaszcza jeśli uniezależniają ją od kierunku wschodniego ale trzeba pamiętać ż, Mińsk nie zawsze jest wiarygodny i może lawirować w różne strony.

  14. Stefan

    Pierwsza rozsądna analiza, którą przeczytałem na temat wschodu...

  15. bażant

    Długi wywiad ale jakoś pan ekspert nie wspomniał o fundamentalnej sprawie czyli kompletnie zrusyfikowanym białoruskim wojsku. Białoruska kadra dowódcza kończyła rosyjskie i radzieckie szkoły oficerskie. W godzinie próby , będą prawdopodobnie lojalni w stosunku do Rosji a nie do Łukaszenki. Dywagacje na temat czy my możemy przyciągnąć Białoruś bliżej Zachodu ,w chwili obecnej to są fantasmagorie. Tam niepodzielnie rządzi i decyduje o wszystkim Rosja. Bez rosyjskiego finansowania (w tej czy innej formie) ,białoruska gospodarka momentalnie upada.

  16. Steve

    Bardzo ciekawy i pouczający wywiad.

Reklama