Reklama

Geopolityka

Geopolityczny impas wokół Syrii. Scenariusze rozwoju sytuacji

  • Fot. www.prezydent.pl
    Fot. www.prezydent.pl
  • Szkolenie funkcjonariuszy SG wyruszających na misję do Macedonii. Fot. Straż Graniczna/Facebook
    Szkolenie funkcjonariuszy SG wyruszających na misję do Macedonii. Fot. Straż Graniczna/Facebook
  • Zjednoczone Emiraty Arabskie dopuszczają możliwość zerwania kontraktu za prawie miliard dolarów na dostawę przez Francje dwóch satelitów szpiegowskich Falcon Eye – fot. EADS Astrium
    Zjednoczone Emiraty Arabskie dopuszczają możliwość zerwania kontraktu za prawie miliard dolarów na dostawę przez Francje dwóch satelitów szpiegowskich Falcon Eye – fot. EADS Astrium

Wobec danych na temat prawdopodobnego użycia broni chemicznej przez wojska syryjskie, USA rozważają operację militarną, jednocześnie nasilając aktywność dyplomatyczną.

Tymczasem izraelskie lotnictwo, nie czekając na ruch ze strony sojusznika, dwukrotnie zaatakowało cele w Syrii i to w samym sercu kraju – Damaszku. Czy można zatem spodziewać się rychłego zakończenia toczącego się od ponad 2 lat konfliktu?


3 maja izraelskie myśliwce ostrzelały transport "zaawansowanej broni - potencjalnych środków przenoszenia broni chemicznej" (prawdopodobnie opracowane przez Irańczyków pociski typu Fatah-110), wykorzystując przestrzeń powietrzną Libanu.  Atak miał również nastąpić na lotnisku międzynarodowym w Damaszku, a broń miała zmierzać z Iranu do sojuszników al-Asada i Teheranu z szyickiego Hezbollahu. Izraelczycy nie potwierdzili oficjalnie ataku, choć stwierdzili, że mają prawo do obrony swojego bezpieczeństwa narodowego, któremu mógłby potencjalnie zagrażać wzmocniony zaawansowaną bronią Hezbollah. 5 maja miał miejsce kolejny atak izraelskiego lotnictwa na terytorium Syrii.  Oficjalny komunikat syryjskiego MSZ mówi o ataku na lotnisko paralotni w al-Dimas, niesprecyzowany cel w Maysaloun oraz na ośrodek badawczy w Dżamaryi w północno-zachodniej części Damaszku. Ponownie, według nieoficjalnych źródeł izraelskich i amerykańskich ich celem były magazyny z systemami uzbrojenia dla Hezbollahu. Damaszek twierdzi natomiast, że był to niesprowokowany atak na instalacje wojskowe, w których zginęło nawet 100 członków elitarnej Gwardii Republikańskiej oraz wielu cywilów i „dowód na współpracę Izraela z terrorystami”. Prawdopodobnie zniszczeniu uległy elementy syryjskiej obrony przeciwlotniczej. Początkowo media syryjskie doniosły o zestrzeleniu jednego z atakujących myśliwców bombardujących, jednak nie zostało to potwierdzone.

Czytaj też: Baszar al-Asad: rząd syryjski nie użył broni chemicznej przeciwko rebeliantom



Była to już trzecia w tym roku skoordynowana operacja lotnicza Izraela w Syrii. W styczniu Izrael zaatakował transporty z bronią przeciwlotniczą rosyjskiej produkcji Buk-M1-2 (SA-17 według nomenklatury NATO), które miały trafić do Hezbollahu. Byłoby to istotne uzupełnienie militarnego potencjału szyickiej organizacji paramilitarnej.

Bezpośrednią reakcją Syrii i jej sojuszników na ataki izraelskiego lotnictwa były kontrolowane przecieki medialne oraz groźby, których adresatem była Jerozolima. Po pierwsze, pojawiła się informację, że Syria zamierza rozmieścić przy granicy na Wzgórzach Golan baterie sytemu przeciwlotniczego S-300P (SA-10) podała zaprzyjaźniona z Hezbollahem stacja telewizyjna al-Mayadeen, co oznaczałoby że broń jest już na miejscu. Do tej pory trwają w tej sprawie spekulacje medialne. Tymczasem Kreml ogłosił, że kontrakt na ich dostawę został podpisany przez Moskwę i Damaszek w 2010, który zapłacił część uzgodnionej kwoty i Rosja zamierza respektować tę umowę. Oznaczać to może przyspieszenie dostawy S-300 do Syrii w reakcji na akcje izraelskie. Spotkało się to jednak ze zdecydowanym protestem ze strony Izraela, który wykorzystując relacje ze Stanami Zjednoczonymi stara się do tego nie dopuścić. Gdyby Syria posiadała już wcześniej systemy S-300, to nie byłoby przedmiotu tego protestu.

Izraelskie ataki poddają w wątpliwość skuteczność syryjskiej obrony powietrznej. Jest o tyle ciekawe zagadnienie, że wielokrotnie media powołując się na amerykańskich ekspertów wojskowych , którzy oceniali jakość systemów obrony przeciwlotnicznej w Syrii jako wysoką.  Tymczasem może się to okazać mitem, zwłaszcza bez systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych S-300, o które toczy się dyplomatyczna rozgrywka.

Według Sean'a O'Connora z portalu  Air Power Australia , w Syrii znajduje się 131 aktywnych stanowisk OP dysponujących rakietami klasy ziemia – powietrze (SAM) oraz 121 przygotowanych, nie zajętych stanowisk (stan na kwiecień 2012). Szczególne zagęszczenie SAM-ów znajduje się w pobliżu stolicy. Autor wymienia następujące typy systemów, którymi dysponuje Syria: S-75 (SA-2), S-125 (SA-3), S-200 (SA-5) oraz 2K12 Kwadrat (SA-6).  O'Connor zauważa, że systemy te mogą zapewnić ochronę strategicznych miast przed ograniczonym liczebnie atakiem, jednak większość z nich może śledzić tylko jeden cel na raz co ogranicza ich zdolność w przypadku większej operacji przeciwnika.  Choć artykuł opiera się wyłącznie na ogólnie dostępnych źródłach i nie uwzględnia wprowadzonych nie dawno do służby systemów Buk, ani tym bardziej S-300, syryjska obrona powietrzna nie stanowi najwyraźniej przeszkody nie do pokonania dla izraelskiego lotnictwa.

Czytaj: Syria: nowe rosyjskie pociski przeciwokrętowe na miejscu, zestawy S-300 w drodze

Syria starała się również grozić Izraelowi otwartym konfliktem zbrojnym, co należy odczytywać w kategoriach czysto retorycznych, gdyż potencjały militarne obu państw są nieporównywalne. Państwo to ma jednak możliwości dokonywania bądź inspirowania ataków przeciwko izraelskim interesom w inny sposób. To właśnie wywiad syryjski stoi według Turcji za zamachami w Reyhanli (w 2012 r. - innym kandydatem są tu bojówki kurdyjskiej Partii Pracujących Kurdystanu).  Nie można zapominać rownież o związkach Damaszku z Hezbollahem i szerzej z Teheranem. Interesy tej trójcy w dużej mierze się pokrywają, a ich głównym deklarowanym celem jest walka z syjonizmem i imperializmem. To agenci Hezbollahu są najprawdopodobniej odpowiedzilani za zamach na izraelskich turystów w Burgas oraz nieudane próby zamachów na izraelskie ambasady w Azerbejdżanie i Ameryce Południowej. Była to zemsta za likwidację irańskich naukowców i dowódców zbrojnego ramienia Hezbollahu oraz akty sabotażu przeciwko irańskich instalcjom nuklearnym dokonywane przez Izraelczyków.

Wrogie działania inspirowane przez Syrię na terenie Izraela są jednak mocno ograniczone, dzięki szczelnym graniczom i wysokiej skuteczności służb specjalnych. Możliwości wywierania wpywu na palestyńskie organizacje paramilitarne są również mocno ograniczone, po tym jak al-Asad postanowił rozprawić się z sunnickmi powstańcami, a także spacyfikował rewoltujący przeciwko niemu obóz palestyński Jarmuk w Damaszku.



Izraelskie ataki są jednym z elementów budowania presji na al-Asada i jego sojuszników, z drugiej strony mogą stanowić instrument nacisku na Stany Zjednoczone  i NATO, aby te rozważyły bardziej zdecydowanie wariant bezpośredniej operacji militarnej w Syrii. Pentagon przygotował  już kilka opcji rozwiązań militarnych, które zostały przedstawione Obamie.  Wśród nich wymienia się, m.in.  zbombardowanie z powietrza kluczowych składów broni chemicznej oraz  częściowe strefy zakazu lotów ustanowione nad kluczowymi obszarami, na których zgromadzono największe ilości broni chemicznej. Inna wersja zakłada z kolei wykorzystanie Izraela przez USA do wykonywania „brudnej  roboty” - nie tylko niszczenia broni mogącej trafić do Hezbollahu, ale i laboratoriów broni masowego rażenia i broni konwencjonalnej.

Stany Zjednoczone znajdują się ciągle pod realatywnie silną presją swoich sojuszników popierających ostrzejsze stanowisko wobec Damaszku, zwłaszcza Turcji, dlatego że deklarowały wcześniej podjęcie nowego rodzaju działań po tym jak pozyskają dowody na użycie broni chemicznej przez wojska reżymowe.  Turecki premier Erdogan nie ma wątpliwości, że al-Asad użył broni chemicznej przeciwko rebeliantom i publicznie wzywał do utworzenia strefy zakazu lotów nad Syrią.

Czytaj: Chuck Hagel: Syrii grozi rozpad

Istnieją dwie drogi rozwiązania tego konfliktu. Militarna i dyplomatyczna.  Na froncie utrzymuje się stan względnej równowagi z lekką przewagą wojsk rządowych.  Siły al-Asada skupiają się na obronie dużych miast i baz wojskowych, natomiast rebelianci walcząc metodami partyzanckimi czynią postępy w terenach wiejskich i zajmują kolejne bazy lotnicze. Wojska rządowe odpowiadają zmasowanym ogniem artyleryjskim i stopniowo odbijają ważniejsze punkty strategiczne, jak bazy wojskowe leżące przy najważniejszych arteriach komunikacyjnych.

Al-Asad pozostaje u władzy i zachowuje panowanie nad sytuacją przede wszystkim dzięki wsparciu finansowo-logistycznemu ze strony Iranu oraz wojskowemu od Hezbollahu. Brutalnym metodom ośrodka władzy towarszyszy radykalizacja ze strony opozycji, której najbardziej ekstremalne oddziały otrzymują wsparcie ze strony państw Zatoki. Choć nie ma dowodów na wsparcie ekstremistów ze strony Stany Zjednoczonych i państw europejskich, mocno problematyczna jest akceptacja takiej sytuacji przez Zachód. Brak zdecydowanego działania ze strony Białego Domu powoduje, że stopniowo coraz więcej powstańców przechodziło na stronę lepiej uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych bojowników salafickich i wspieranych przez petrodolary terrorystów. Warto przy tej okazji pamiętać, że to nie kto inny jak Baszar al-Asad wspierał i zachęcał do walki, dzięki swojej machinie propagandowej, terrorystów walczących z siłami koalicji w Iraku w czasie gdy Polacy stacjonowali nad Eufratem.

Czytaj: USA, Rosja i Izrael intensyfikują rozmowy w sprawie Syrii

Najważniejszym jest, że al-Asad potrafił utrzymać spójność armii, mimo dezercji niektórych dowódców i żołnierzy. Wygląda na to że, przy coraz mniej ukrywanym wsparciu z Teheranu i doliny Bekaa ma jeszcze wystarczająco wiele zasobów by kontrolować uznane za strategiczne rejony w kraju. Wsparcie Iranu i Hezbollahu prowokuje z drugiej strony Izrael do bardziej zdecydowanych działań.

Dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu w Syrii natomiast nie zależy tylko od samych Syryjczyków, ani nawet od krajów ościennych.  Jak twierdzi Piotr Wołejko, komentator spraw międzynarodowych na swoim blogu, broń chemiczna jest uważana przez niektórych ekspertów nawet za bardziej humanitarną od konwencjonalnej, gdyż więcej ofiar tej pierwszej przeżywa. Broń masowego rażenia to problem przede wszystkim dla Baracka Obamy, który nieodpowiedzialnie zaczął mówić o „czerwonych liniach”, z czego teraz próbuje wybrnąć bez utraty wiarygodności. Jest to również szerszy problem z tego względu, że lider USA składał bardzo podobne deklaracje w sprawie Iranu i Korei Północnej, twierdząc że zrobi wszystko aby te państwa spełniły swoje zobowiązania – Iran nie zdobył broni atomowej, a Korea zakończyła prowadzenie prób technologii nuklearnej i balistycznej.



Mając powyższe na uwadze, złagodzenie stanowiska wobec Syrii – co można rozumieć przez wybór opcji dyplomatycznej zamiast siłowej -   stanowić będzie sygnał dla Teheranu i Pjongjangu, że Obama blefuje i mogą oni spokojnie realizować swoje cele, narażając się co najwyżej na dalsze sankcje lub głosy potępienia. Widząc słabość Obamy, wynikającej także z kryzysu finansowego, Chiny i Rosja nie będą chciały tak łatwo iść na ustępstwa w jakiekolwiek innej sprawie, w zamian za położenie kresu wojny domowej w Syrii. Z drugiej strony, ostatnie zabiegi dyplomatyczne, wizyta Johna Kerry'ego i Netanjahu w Moskwie i Pekinie, mogą stanowić jedynie zasłonę dymną do tego o co w rzeczywistości chodzi w konflikcie syryjskim, według Roberta Kaplana z ośrodka Stratfor – wyczerpanie Iranu długotrwałym konfliktem asymetrycznym na terenie jego największego sojusznika.







 http://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-4376483,00.html, dostęp: 15 maja 2013.




 http://www.ausairpower.net/APA-Syria-SAM-Deployment.html, dostęp: 15 maja 2013.




 http://www.defence24.pl/?p=24558, dostęp: 15 maja 2013.





 Michael Evans, Cztery syryjskie scenariusze Baracka Obamy,  Polska The Times, 29 kwietnia 2013.





 http://www.foreignaffairs.com/articles/139351/john-mueller/erase-the-red-line, dostęp: 15 maja 2013.




 http://www.stratfor.com/weekly/american-foreign-policy-no-good-options, dostęp: 15 maja 2013.

 

Marcin Toboła

Źródło: fae.pl


Reklama

Komentarze

    Reklama