Reklama

Geopolityka

„Czas wojny” a „stan wojny”. W czyich rękach bezpieczeństwo RP?

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego opracowało projekt „ustawy o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw”, który miał zawierać prawną interpretację pojęcia „czas wojny”. Dokument przesłany do Sejmu takiej interpretacji jednak nie zawiera. Co gorsza jego wprowadzenie do obiegu prawnego wręcz utrudni określenie, kiedy w Polsce rzeczywiście zacznie się wojna.

BBN wprowadzając nową ustawę wykorzystał istnienie w Konstytucji RP dwóch określeń: „stan wojny” i „czas wojny”. W intencji autorów ustawy zasadniczej oba te pojęcia miały dotyczyć tego samego, dlatego w Konstytucji RP określono jedynie jak ogłasza się „stan wojny”. Uznano bowiem, że zgodnie z logiką wprowadzenie przez Sejm „stanu wojny” automatycznie oznacza, że mamy do czynienia z „czasem wojny” i nikt tego „czasu wojny” nie musi już dodatkowo ogłaszać.

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jednak się z tym nie zgadza twierdząc, że są to pojęcia zupełnie różne i co gorsza - wymagające oddzielnych i odmiennych (!) procedur wprowadzania oraz uregulowań prawnych. Niestety te uregulowania powodują, że „czas wojny” będzie ogłaszany z pominięciem procedur konstytucyjnych dotyczących „stanu wojny” i co gorsza poza Sejmem RP - tylko na wniosek Rady Ministrów.

Czas wojny” a „stan wojny

Podczas prezentowania w Sejmie 28 sierpnia br. projektu nowej ustawy jej autor – szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Stanisław Koziej stwierdził, że „… projekt ustawy rozpoczyna się od propozycji prawnej interpretacji samego pojęcia „czas wojny””.

W rzeczywistości BBN nie interpretuje zgodnie ze swoimi deklaracjami konstytucyjnej kategorii „czas wojny”, a jedynie ustala, kto decyduje o jego początku i zakończeniu oraz na czyj wniosek.

BBN zaproponował bowiem dołożenie do ustawy z dnia 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej - punktu 4a zakładającego, że Prezydent RP „w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej postanawia, na wniosek Rady Ministrów, o dniu, w którym rozpoczyna się czas wojny na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. W tym samym trybie postanawia o dniu, w którym czas wojny kończy się”.

Popełniono przy tym co najmniej trzy błędy. Po pierwsze: projekt ustawy może łamać Konstytucję RP, która w artykule 116 wyraźnie stanowi, że to Sejm (a nie Prezydent RP) „decyduje w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej o stanie wojny i o zawarciu pokoju”. Prezydent RP może to zrobić zgodnie z Konstytucją tylko wtedy, „…jeżeli Sejm nie może się zebrać na posiedzenie…”.

Tak więc ustawa zaproponowana przez BBN dopuszcza, by „..w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” można było ogłaszać: albo „czas wojny” (ogłaszany przez Prezydenta RP na wniosek Rady Ministrów – zgodnie z projektem BBN), albo „stan wojny” (ogłaszany zgodnie z Konstytucją RP przez Sejm). Według BBN „stan wojny” wcale nie musi więc oznaczać „czasu wojny” (i odwrotnie).

Po drugie BBN zignorowało naszą obecność w NATO i nie uwzględniło możliwości rozpoczęcia „czasu wojny” w imię zobowiązań sojuszniczych, ponieważ według projektu ustawy Prezydent RP może zadecydować „o rozpoczęciu czasu wojny” tylko „…w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Tymczasem artykuł 116 pkt. 2 Konstytucji RP wskazuje, że Sejm może podjąć uchwałę o stanie wojny „…w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub gdy z umów międzynarodowych wynika zobowiązanie do wspólnej obrony przeciwko agresji…”. Tak więc po wprowadzeniu ustawy autorstwa BBN, „czas wojny” w odniesieniu do NATO staje czymś innym niż „stan wojny”.

Po trzecie BBN nie definiuje zgodnie z deklaracjami, czym jest ustawowy „czas wojny” i czym on się różni od konstytucyjnego „stanu wojny”. Zachowano jedynie warunek, że do wprowadzenia „czasu wojny” musi być „zbrojna napaść na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”, a więc taki sam warunek jaki musi być spełniony, by Sejm wprowadził „stan wojny”. Z tą różnicą, że Sejm nie musi tego robić na wniosek Rady Ministrów.

Szef BBN wyraźnie wskazywał w parlamencie, że: „Dzisiaj zjawisko wojny jest bardziej rozmyte, granica między wojną i niewojną nie jest ostra. To nie są kategorie: białe i czarne. Zaczynamy być coraz częściej zmuszani operować w przestrzeni szarej”. Czym jest ta „szara przestrzeń” projekt ustawy jednak nie ustala.

Generał Koziej podał w Sejmie przykład wójta, burmistrza lub prezydenta którzy mogą „… w czasie wojny nakładać obowiązek wykonywania świadczeń rzeczowych przez przedsiębiorców i obywateli” twierdząc przy tym, że nie ma jasnej regulacji, kto ma im powiedzieć, że jest czas wojny i na jakiej podstawie. Ale przecież Konstytucja RP ustala jasno, że robi to Sejm z tym tylko oczywiście, że w odniesieniu do „stanu”, a nie „czasu” wojny.

Była jednoznaczna analiza prawna czy jej nie było?

Wyjaśniając powody wprowadzania proponowanych przez siebie zmian, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego poinformowało Sejm, że „Analiza prawna poruszonego problemu jednoznacznie wskazuje, że pojęcie „czas wojny” nie jest tożsame zarówno z terminem  „stan wojny” (art. 116 Konstytucji RP) jak i z terminem „stan wojenny” (art. 229 Konstytucji RP). „Czas wojny” to termin odnoszący się zasadniczo do czasu rzeczywistych działań wojennych (konfliktu zbrojnego na dużą skalę prowadzonego na terytorium naszego państwa)”.

Zwróciliśmy się do BBN z prośbą o przekazanie nam tej analizy prawnej, ale otrzymaliśmy tylko numer II/2014 kwartalnika „Bezpieczeństwo Narodowe” (wydawanego przez BBN) z artykułem Marka Surmańskiego „Pojęcie czas wojny” oraz problemy wynikające z jego niedookreśloności w polskim systemie prawnym”. Chociaż w artykule tym sam autor na początku określa, że jest to jedynie „…próba oceny regulacji odnoszących się do problematyki „czasu wojny”…” to we wnioskach był już bardziej kategoryczny uznając, że: „Z szerokiej analizy poruszonego problemu jednoznacznie wynika, że czas wojny” nie jest tożsamy (…)  ze „stanem wojny”...”.

Ten sam autor jednak uczciwe zaznacza w tekście, że„…Można spotkać się z opinią, że czas wojny” (...) rozpoczyna się od podjęcia przez Sejm (lub prezydenta) decyzji o stanie wojny”, na warunkach i w trybie określonym w art. 116 (Konstytucji RP) i kończy się zawarciem pokojuzadecydowanym przez Sejm, również na podstawie tego samego przepisu” (Paweł Sarnecki, Konstytucja RP. Komentarz, Wydawnictwo Sejmowe 1999).

Mamy więc nie, jak twierdzi BBN - „jednoznaczną opinię”, ale dwie różne interpretacje prawne, z których jedna została napisana przez płk rez. Marka Surmańskiego - radcę prawnego, naczelnika wydziału w Departamencie Prawnym BBN (wcześniej od 1995 r. pracującego w MON), a druga przez konstytucjonalistę, profesora prawa Pawła Sarneckiego, byłego kierownika Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Teraz dopiero zaczną się problemy

Nierozstrzygnięcie tego sporu w sposób definitywny (np. w Trybunale Konstytucyjnym) powoduje, że wraz z propozycjami BBN pojawiają się różne wątpliwości prawne, których BBN już nie wyjaśnia – np.:

  • Jeżeli Sejm zgodnie z Konstytucją RP może wprowadzić stan wojny „…w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej…”, to jaka zbrojna napaść powoduje tzw. „rzeczywiste działania wojenne”, w czasie których według BBN Prezydent ma ogłosić „czas wojny”? Mówiąc krótko - jaka napaść zbrojna wywołuje „stan wojny” a jaka „czas wojny”?
  • Co będzie jeżeli Sejm zadecyduje o „stanie wojny”, a Prezydent nie ustali dnia, w którym rozpoczyna się „czas wojny”?
  • Czy jeżeli Prezydent RP ustali dzień rozpoczęcia „czasu wojny” a Sejm nie zadecyduje o „stanie wojny” to będzie wojna?
  • Co będzie jeżeli po zbrojnej napaści na terytorium RP nie będzie wniosku Rady Ministrów do Prezydenta RP o ustanowienie „czasu wojny” (np. nie będzie łączności z Prezydentem lub nie będzie Rady Ministrów)?

Czym jest konstytucyjny „stan wojny”?

Najtrudniejszym pytaniem, które pozostało bez odpowiedzi jest określenie, czym po wprowadzeniu nowej ustawy będzie decyzja Sejmu o wprowadzeniu „w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej” stanu wojny.

Jak się okazuje bez oddzielnego wniosku Rady Ministrów o wprowadzenie „czasu wojny” do Prezydenta RP – praktycznie niczym.

Tylko bowiem w „czasie wojny”, o który Rada Ministrów wnioskuje do Prezydenta RP może się odbyć militaryzacja jednostek organizacyjnych wykonujących zadania szczególnie ważne dla obronności lub bezpieczeństwa państwa (np. Policji, Straży Granicznej i Służby Więziennej), a także jednostek organizacyjnych specjalnie tworzonych do wykonywania takich zadań. Przypomnijmy, że wcześniej funkcjonariusze np. Policji, Straży Granicznej i Służby Więziennej stawali się „funkcjonariuszami pełniącymi służbę w czasie wojny i pozostającymi w tej służbie do czasu zwolnienia” w chwili ogłoszenia mobilizacji lub wybuchu wojny.

Zmieniono też status samego wojska. Poprzedni art. 110 ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej stanowił, że „Żołnierze odbywający czynną służbę wojskową w chwili ogłoszenia mobilizacji i wybuchu wojny oraz żołnierze powołani do tej służby … pozostają w czynnej służbie wojskowej do czasu zwolnienia”. Teraz będzie to możliwe tylko w dniu ogłoszenia mobilizacji i w dniu, w którym rozpoczyna się „czas wojny” określony przez Prezydenta RP – oczywiście tylko jeżeli pojawi się wniosek Rady Ministrów.

Dlaczego dla BBN najważniejsza ma być Rada Ministrów, a nie Prezydent RP?

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że projekt ustawy opracowany przez BBN, a więc organ podlegający bezpośrednio pod Prezydenta RP, ogranicza autonomię tegoż Prezydenta w podejmowaniu najważniejszych decyzji dotyczących państwa. Prezydent będzie mógł bowiem podjąć decyzję o rozpoczęciu „czasu wojny”, ale tylko na wniosek Rady Ministrów. Przypomnijmy tymczasem, że Konstytucja RP nie uzależniała od tego decyzji Sejmu o ogłoszeniu „stanu wojny” (i Prezydenta RP w „awaryjnej” sytuacji).

W ogóle trudno jest zrozumieć, skąd pojawił się warunek wniosku Rady Ministrów? Przecież Konstytucja RP w artykule 144 ust. 2 wyraźnie stanowi, że „Akty urzędowe Prezydenta Rzeczypospolitej wymagają dla swojej ważności podpisu Prezesa Rady Ministrów…”. Nie ma tam więc nic, co by zmuszało, by takie akty urzędowe mogły być opracowywane tylko na wniosek – i to całej Rady Ministrów (w ustawie zasadniczej mówi się wyraźnie o premierze).

W ten sposób, jeżeli nie będzie wniosku Rady Ministrów – nie będzie „czasu wojny”. Czy to nie jest więc ograniczanie roli prezydenta? I czy sporządzenie takiego wniosku oraz jego dostarczenie do Prezydenta RP przy dzisiejszym sposobie prowadzenia działań wojennych będzie w ogóle możliwe?

Reklama

Komentarze (26)

  1. pies

    To bzdury, jak przyjdzie wróg to nie będzie miało znaczenia ,trzeba się zbroić ,a nie gadać

  2. Garry

    Ja jakoś nie mam tylu wątpliwości co autor artykułu, dla mnie też obydwa pojęcia ("stan wojny" i "czas wojny") są rozdzielne. I nie widzę problemu w sprawie naszych zobowiązań wobec sojuszników. Jak dla mnie ogłoszenie "stanu wojny", to wejście kraju na stopę wojenną przeciwko konkretnemu przeciwnikowi, krajowi lub grupie krajów, względnie organizmowi mającemu status lub charakter beliżerenta (strony wojującej). Decyzję zgodnie z konstytucją RP podejmie w takim przypadku sejm. Automatycznie ogłoszenie stanu wojny jest równoznaczne z wejściem kraju w czas wojny, czyli "stan wojny" jest pojęciem nadrzędnym. Dotyczy to zarówno bezpośredniego ataku na Polskę, jak i na którykolwiek kraj NATO. Natomiast ogłoszenie czasu wojny przez prezydenta RP na wniosek Rady Ministrów wcale nie musi oznaczać stanu wojny przeciwko komuś. To szczególnie istotne w przypadku wojen podprogowych, sądzę, że przede wszystkim to miało BBN na myśli. Administracja dostaje takie prerogatywy jak w przypadku ogłoszenia stanu wojny, jednak bez prowadzenia wojny przeciwko innemu podmiotowi państwowemu. To doskonałe moim zdaniem rozwiązanie np. przeciwko tzw. "zielonym ludzikom". Poza tym, w razie powstania zaognionej sytuacji bądź chaosu wywołanego wojną podprogową czy hybrydową, łatwiej chyba jest rządowi porozumieć się z prezydentem, niż zwołać posiedzenie sejmu, to oczywiste. Tu absolutnie nie zgadzam się z autorem artykułu. Tak więc rozwiązanie proponowane przez BBN wcale nie jest takie złe, być może wymaga jedynie dopracowania, natomiast co do samego zamysłu, to jest wręcz niezbędne. Ja nawet poszedłbym dalej, w przypadku zneutralizowania instytucji państwa (sejm, rząd, prezydent) przez potencjalnego przeciwnika, możliwość ogłoszenia czasu wojny (nie stanu wojny) oddałbym w ręce MON lub DGRSZ.

  3. maliko groziko

    Bardzo dobrze, uproszczenie procesu podejmowania decyzji jest wskazane.

    1. Garry

      Dokładnie. Nie wiem jak chcieliby zwoływać sejm w sytuacji gdyby czołgi rosyjskie parły w stronę Wisły. Chyba łatwiej i szybciej będzie porozumieć się rządowi z prezydentem.

  4. szary

    Jako że jestem w dobrym humorze: Nie wiem co oni tam biorą. Jak nastąpi zbrojna agresja na terytorium Najjaśniejszej to czy bez znaczenia jest kto stwierdzi że jest Wojna? Pozostaje jedynie określenie kto i z jakiego powodu określi że jesteśmy w stanie czy czasie Wojny (znaczy po prostu że mamy Wojnę z kimś) dla przypadku kiedy to My będziemy agresorem. Zakładam że nie chodzi w zawiłościach o ten drugi przypadek bo tu stanowczo mówię NIE dla podejmowania jednoosobowo decyzji o agresji znaczy wypowiedzeniu Wojny innemu Państwo. To wypadałoby by było w rękach Zgromadzenia Narodowego. I tak bazgroły przedstawiane przez tzw szefa BBN (nie mylić z BBQ bo mimo podobieństw to co innego) bez problemu możliwym jest zapisać w dokładnie czterech punktach. I tak już całkiem prywatnie proszę by wspomniany szef nie mówił już w klimacie "Gdy zaczną na tysięczną modłę, Ojczyznę szarpać deklinacją, I łudzić kolorowym godłem, I judzić "historyczną racją", O piędzi, chwale i rubieży, O ojcach, dziadach i sztandarach, O bohaterach i ofiarach;". Po prostu mam dość tej ich beznadziejnej męczeńsko romantycznej retoryki.

    1. Garry

      Tak na marginesie, zgodnie z prawem państwo polskie nie ma legalnej możliwości wypowiedzenia wojny innemu państwu. Formalnie w stanie wojny z innym państwem możemy być jedynie w dwóch przypadkach: 1. Sami zostaniemy zaatakowani. 2. wypowiedzenie wojny będzie wynikało z realizacji umów międzynarodowych - konkretnie, zostanie zaatakowany którykolwiek z członków NATO, automatycznie jesteśmy w stanie wojny z agresorem.

  5. A_S

    Jakie to Polskie. Jakby Rosyjskie czołgi wjechały do Suwałk okazałoby się, że nie jest ważne to, że strzelają do cywilnych obiektów i zabijają ludzi, a skupiono by się na tym, że Rosyjska kolumna złamała przepisy jadąc uliczką pod prąd. A i to wymagałoby powołania specjalnego zespołu ekspertów, który miesiącami dochodziłby w morzu papierów do uzgodnień, a na koniec wystawił fakturę.

  6. Rafofall

    Dać samorządom możliwość finansowania i tworzenia terytorialnych oddziałów samoobrony (nie chodzi o partię). Dać ludziom możliwość legalnego normalnego powszechnego i naturalnego dostępu do broni to się sami uzbroją w lokalnych formacjach. Korzyści: -podatki z handlu bronią (wielki WIELKI rynek) -zdecentralizowanie potencjału obronnego poprzez lokowanie go w iście partyzancki sposób -możliwość reakcji na nieprzewidywalne asymetryczne działania- terrorystów, bandytów, zielonych ludków... -zmniejszenie czasu reakcji we wczesnym etapie konfliktu ze wzgledu na ominięcie ogólnopolskiego systemu mobilizacyjnego i administracyjnego. -wzrost patriotyzmu wśród ludności i zwiększenie ilości imprez o tematyce obronnej (czysto defensywnej), co polepszy świadomość społeczeństwa na temat działań militarnych i pozwoli na zmniejszenie ewentualnych strat. -a i może kibole się zajmą czymś pożytecznym Po co tu to piszę?

    1. szary

      Ja tam nie mam tyle wiary w intelekt moich współplemieńców. Z jakiś przyczyn nie daje się Polakom broni i zaraz po Litwie i zdaje się Rumunii jesteśmy najbardziej rozbrojonym krajem w Europie.

    2. pyton

      Ależ takie samorządy z własną samoobroną powstały na Ukrainie: w Doniecku, Ługańsku! Chcesz to u nas powtórzyć na terytoriach zdominowanych np. przez Niemców?

  7. Marcin

    Paraliż decyzyjny państwa dowodzi, że tych wszystkich pseudospecjalistów mentalnie tkwiących w PRL należy wysłać na emerytury (i tak za wysokie). Polska leży odłogiem z powodu bardzo prozaicznego: kumoterstwo, nepotyzm itp. blokują awans zawodowy i społeczny ludziom zdolnym. To m.in. dlatego nasza państwowość jest taką parodią.

    1. szary

      Marcin, czy według Ciebie wszystko co złe do PRL? Podług mojej obserwacji mówiąc o dziś i wnioskując logiczne (jedność miejsca i czasu) problem dotyczy III RP tkwiącej razem z Obywatelami w konformistycznym bagienku będącym rezultatem 25 lat prania mózgów. Gdzie chcesz znaleźć tych specjalistów? Wśród zdających testy i za testy otrzymujących dyplomy? Wśród ludzi którzy przedkładają konsumpcjonizm nad kreatywność? Dla których synonimem jakości jest "marka" albo "brand"? Bardzo chętnie wysłucham też Twojej definicji Państwowości bo tu póki co ostrożnie wnioskuję że przytoczysz coś nie na temat z zupełnie innej dziedziny. Jak rozumiem "kumoterstwo" i "nepotyzm" zablokowały Tobie awans zawodowy? A nie przyszło Ci do głowy że są inne możliwości bo to że w życiu trzeba mieć jakieś znajomości to wiadomo o tysięcy lat i zawsze tak działało (nie tylko w PRL czy u Ruskich). Coś o czasach Rzymskich poczytaj zamiast posługiwać się sloganami jak to teraz mówi pokolenie (być może Twoje) "z doopy".

  8. Borys

    Stan wojny to taki w którym maszynka do czytania myśli i manipulacji wisi w kosmosie. Czas wojny się zacznie, jeżeli nasi Panowie w sejmie potraktują ją z rakiety po próbach rozsądnej rozmowy w poczuciu jasnej dla wszystkich moralności i poczucia braterstwa. Światowy nauczyciel demokracji może się pochwalić co najwyżej komputerem kwantomowym. Matka Rosja musi pokazać, że jest jeszcze coś warta i grozi laniem. Producenci broni dolewają oliwy do ognia i wykorzystują to, że w tym chorym klimacie każdy przestaje sobie ufać. Boję się tylko, że niektórzy wpływowi rządzący z innych frontów oglądali tylko filmy akcji.

  9. Borys

    Stan wojny to taki w którym maszynka do czytania myśli i manipulacji wisi w kosmosie. Czas wojny się zacznie, jeżeli nasi Panowie w sejmie potraktują ją z rakiety po próbach rozsądnej rozmowy w poczuciu jasnej dla wszystkich moralności i poczucia braterstwa. Światowy nauczyciel demokracji może się pochwalić co najwyżej komputerem kwantomowym. Matka Rosja musi pokazać, że jest jeszcze coś warta i grozi laniem. Producenci broni dolewają oliwy do ognia i wykorzystują to, że w tym chorym klimacie każdy przestaje sobie ufać. Boję się tylko, że niektórzy wpływowi rządzący z innych frontów oglądali tylko filmy akcji.

  10. realizm

    Sprawa jest jasna: Komorowski ze swoimi WSI-okami i GRU-basami realizuje scenariusz Polski jako rusko-niemieckiej wycieraczki. Cały ten projekt zmierza w kierunku takiego rozmycia pojęć, aby w momencie, kiedy po kraju zaczną grasować np. bandy ruskich terrorystów, uczciwi polscy żołnierze, którzy kochają Ojczyznę, nie mogli do tych sk...synów strzelać. Co więcej, czyniąc to na własną rękę, będą podpadali pod przepisy o niesubordynacji i zdradzie. Jest wielu uczciwych ludzi, którzy chcą dobra Polski i bez względu na różniące nas polityczne poglądy, są zgodni w jednej podstawowej sprawie: śmierć wrogom Ojczyzny. Wielu uczciwym ludziom nie mieści się w głowie, że człowiek, na którego głosowali w wyborach prezydenckich, może działać na jej niekorzyść. Ale jeśli Ojczyzna jest dla nas na pierwszym miejscu, to trzeba umieć przyjąć i taki punkt widzenia i analizować nie słowa i deklaracje, a działania i ich konsekwencje. Dla mnie sprawa jest "do bulu prosta". http://bezdekretu.blogspot.com/2014/10/niedyskretny-urok-rezimu-prezydenckiego.html

  11. patriota

    Z żadnych konfliktów zbrojnych dotyczących Polski rządzące barany nie wyciągnęły wniosków. Nawet z bitwy pod Grunwaldem. Czarno widzę los Polski i Polaków w razie "W" Urzędasy już limuzyny szykują do ucieczki?

    1. XYZ

      Te dwa pierwsze zdania to sedno problemu!

  12. stary

    Jeżeli się milczy, to ludzie myślą, ze jest się głupcem. Ale odezwanie się bywa jeszcze groźniejsze... Powoli staję się przeciwnikiem demokracji i zapewne byłbym monarchistą, gdyby nie to, że to dopiero historia weryfikuje władców ( za to skutecznie i jednoosobowo)

    1. jaan

      A ja uważam że czasami milczący głupiec uchodzi za mędrca. Kosiński "Wystarczy być"

  13. ursus

    Pierwszą decyzją w sytuacji zagrożenia powinno być prześwietlenie finansów autora tej ustawy i rozstrzelanie w wypadku przyjęcia łapówy z Moskwy. Współpracujący z prezydentem (bo cywil nie musi znać się na strategii) naczelny dowódca musi być jeden, ale powinno być kilku dobrze przygotowanych kandydatów. Dodatkowym argumentem powinien być wiek - tu jest potrzebna osoba wychowana na zachodnich standardach, a nie taka, która składała przysięgę na wierność, tfu, tfu, ZSRR. Pan Koziej uważam ewidentnie pokazał, że jego sympatie nie leżą po naszej stronie granicy, więc trzeba go odsunąć na bok.

  14. Mirosław Znamirowski

    Kampanię we wrześniu 1939 roku Polska przegrała przede wszystkim dzięki głupim błędom naczelnego dowództwa. I jak widać niczego naszych włodarzy to nie nauczyło, bo już szykują Rzeczpospolitej ustawowe podwaliny pod przegraną w następnej wojnie.

    1. parsifal

      Kampanię we wrześniu 1939 roku Polska przegrała przede wszystkim dlatego że przeciwnicy przewyższali nas znacznie potencjałem wojskowym (głównie pod względem jakości i liczebności techniki), linia obrony była długa i to przeciwnik wybierał kierunki uderzeń (chcieliśmy bronić wszystkiego, nie obroniliśmy niczego) no i oczywiście dzięki głupocie i niekompetencji betonu w generalicji. Były wyjątki, szkoda że nieliczne... Zgoda co do pewnej analogii sytuacji obronnej Polski przed wybuchem II wojny a tym co mamy teraz, niestety nie uczymy się na błędach.

  15. qwerty

    Kiedy wreszcie pracowników BBN prześwietli kontrwywiad? Od jakiegoś czasu ich praca wygląda na sabotowanie polskiej obronności.

    1. say69mat

      Ja bym raczej się zastanawiał nad rolą Think - tanków w rozwiązywaniu tego typu problemów intelektualnych gnębiących gremia kierownicze naszego państwa. Bo, jak się wydaje, w tym przypadku idea Cywilnej Kontroli nad Armią wpadła w sidła poprawności kompetencyjnej. Nie mającej nic wspólnego z problematyką sprawowania władzy w warunkach współczesnego konfliktu militarnego.

  16. say69mat

    def24.pl; „Czas wojny” a „stan wojny”. W czyich rękach bezpieczeństwo RP? say69mat: Jak możemy zauważyć, ponad wszystko, współczesne konflikty militarne są z reguły zjawiskiem szalenie dynamicznym. Tak więc powstaje pytanie, która z osób w kierownictwie naszego państwa będzie posiadać wszelkie narzędzia i prerogatywy aby ogłosić stan wojny??? Prezydent RP czy Premier RP??? A może zastosować procedurę podobną do procedury startowej ICBM-ów. Gdzie potrzeba autoryzacji dwu osób aby uruchomić sekwencję startową??? Tak więc tego typu decyzja wymagałaby ustaleń Prezydenta, Premiera. Aby zachować demokratyczny 'trynd' można by było dołączyć do tego grona głos Marszałka Sejmu RP. Zarazem, opracowując szczegółowe procedury przekazywania kierowniczych funkcji w naszym kraju na niższe szczeble. W przypadku zaistnienia wydarzeń tragicznych dla elit kierowniczych naszego państwa. Pojawia się zatem zasadniczy problem, nasi specjaliści od bezpieczeństwa zakładają szalenie optymistycznie. Że będzie w ogóle czas na to, aby ogłosić stan wojny. Jak śmiem podejrzewać, w przypadku konfliktu militarnego, w naszej części świata. Na takie p-doły nie będzie najzwyczajniej czasu, pierwsze uderzenie to sparaliżowana łączność i wszelkie systemy komunikacji, w tym elektronicznej. Tak, że gremia kierownicze RP będą miały okazję śledzić bieg wydarzeń z pozycji, co najwyżej ... kreta. Oczywiście, jak przeżyją. Chyba, że zdołamy zainstalować porządny system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. W co śmiem najzwyczajniej wątpić patrząc na kierunki dywagacji intelektualnych na powyższy temat.

  17. Slownik

    Definicja jest prostsza. Wojna bedzie wtedy kiedy Koziej bedzie przekraczal rzadowa limuzyna przejscie graniczne z Niemcami i prol dalej na zachod im dalej od grzyba atomowego

    1. gonzo

      Weź sobie spraw ruski trollu polską klawiaturę.

  18. ito

    W 1940 roku RKKA była najliczniejszą ( w ludziach i sprzęcie) i najsilniejszą (na papierze) armią świta. Dzięki pomysłom radzieckiego kierownictwa była również najstaranniej obezwładnioną armią świata. Do RKKA WP daleko, ale BBN pomysły ma równie kretyńskie jak Biuro Polityczne. Po kit komplikować zapisy konstytucyjne? Żeby w razie potrzeby wszystko utonęło w dyskusjach, i pierwszą sensowną decyzją polityczną było "sp...dalamy panowie do Londynu"?

  19. Łukasz

    Ludziki tak czerwone, że aż zielone.

  20. kicikici

    Znaczy się ..,gdy USA sprowokują Chiny, mające tajny sojusz militarny z Rosją..,to polskie wojska zgodnie z umową NATO jeden za wszystkich...mają pierwsze zaatakować Rosję..,oczywiście jeżeli będą jeszcze wtedy istniały..?

  21. Znerwicowany

    To BBN umie się TYLKO bawić słowotwórstwem! Acha, i dronami. Weźcie zróbcie coś z tym Koziejem i Packiem, bo słuchać już pomysłów tych facetów nie mogę. Jeszcze kilka ich występów i będę przechodził traumę otwierając lodówkę. Sfinansujcie im po willi na Florydzie albo co. Obiecuję jako podatnik, że nie będę protestował.

  22. K

    "Projekt „ustawy o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw”, który miał zawierać prawną interpretację pojęcia „czas wojny”. Dokument przesłany do Sejmu takiej interpretacji jednak nie zawiera. Co gorsza jego wprowadzenie do obiegu prawnego wręcz utrudni określenie, kiedy w Polsce rzeczywiście zacznie się wojna" - wcale mnie to nie dziwi, Przypuszczam, że jednym z autorów projektu owej ustawy jest koziej - który wielokrotnie 'popisywał' się swoją indolencją, megalomanią......

  23. Leśnik

    Wyborne. Proponuję projekt zasłać na Kreml - może ktoś ze śmiechu się rozpuknie.

  24. lewy but na prawą

    putina brzuch boli ze śmiechu. Zlitujcie się

  25. łysy40

    Koziej do wymiany! Ten pożal sie gen. szkodzi wojsku i ojczyźnie.

Reklama