Reklama

Geopolityka

Manewry Korei Pd. i USA w cieniu kryzysu na Półwyspie Koreańskim

Fot. http://www.korea.net/
Fot. http://www.korea.net/

Korea Płn. zagroziła „bezlitosnym uderzeniem” w odpowiedzi na manewry wojsk USA i Korei Południowej, które rozpoczną się w poniedziałek. Pjongjang nazwał je „ryzykanckim zachowaniem”, mogącym spowodować wojnę nuklearną - podaje CNN.  

Ostrzeżenie zamieścił północnokoreański oficjalny dziennik "Rodong Sinmun". Reżim oznajmił, że w każdej chwili jego siły zbrojne mogą obrać za cel Stany Zjednoczone i "ani Guam, ani Hawaje, ani kontynentalne terytoria Ameryki nie mogą uniknąć bezlitosnego uderzenia". Opisał też Koreę Płn. jako "najsilniejszego posiadacza" międzykontynentalnych rakiet balistycznych (ICBM), zdolnych uderzyć w dowolny punkt kontynentalnej Ameryki.

"Ludowa Armia Korei jest w stanie najwyższej gotowości (...). Podejmie ona zdecydowane kroki w tej samej chwili, w której zaobserwowane zostaną jakiekolwiek oznaki wojny prewencyjnej" - pisze dziennik. CNN podkreśla, że "Rodong Sinmun" nie wyjaśnia co rozumie przez wojnę prewencyjną.

W ubiegłym tygodniu zarówno sekretarz stanu USA Rex Tillerson, jak i szef Pentagonu Jim Mattis powiedzieli, że Waszyngton nie wyklucza opcji militarnej jako sposobu rozwiązania kryzysu wywołanego przez prowokacje Pjongjangu. Tillerson podkreślił jednak, że USA preferują "pokojową presję dyplomatyczną", która miałaby skłonić Koreę Płn. do zrezygnowania z programu nuklearnego.

W ostatnich tygodniach Korea Płn. przeprowadziła próby rakietowe (w tym z pociskiem dalekiego zasięgu), które znacznie spotęgowały napięcie w stosunkach Pjongjangu z Waszyngtonem i krajami regionu. Prezydent USA Donald Trump kilkakrotnie zapowiadał zdecydowaną reakcję USA w przypadku spełnienia przez Koreę Płn. groźby ataku na Guam, gdzie znajdują się amerykańskie bazy wojskowe. W środę Trump z zadowoleniem przyjął wstrzymanie przez przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una decyzji o ataku na to terytorium zamorskie USA. Określił ją jako "mądrą i rozsądną".

Tymczasem w poniedziałek rozpoczęły się manewry pod kryptonimem Ulchi Freedom Guardian (UFG), które potrwają do 31 sierpnia. Bierze w nich udział ok. 50 tys. żołnierzy południowokoreańskich i 17,5 tys. żołnierzy amerykańskich, a także żołnierze z Australii, Kanady, Kolumbii, Danii, Nowej Zelandii, Holandii i Wielkiej Brytanii.

Obserwatorzy zwracają uwagę, że w poprzednich latach w manewrach brało udział ok. 25 tys. żołnierzy USA. Jednak sekretarz obrony USA James Mattis zaprzeczył jakoby zmniejszenie liczby żołnierzy miało na celu uspokojenie Pjongjangu. Podkreślił, że jest to podyktowane jedynie "wymogami celów ćwiczeń". Według mediów południowokoreańskich Waszyngton zrezygnował też z rozmieszczenia w pobliżu Półwyspu Koreańskiego dwóch lotniskowców.

Prezydent Korei Płd. Mun Dze In oświadczył, że doroczne wspólne manewry wojsk południowokoreańskich i amerykańskich mają wyłącznie defensywny charakter i nie mają na celu zwiększania napięcia na Półwyspie Koreańskim. Wcześniej podkreślił, że Korea Południowa "uczyni wszystko co możliwe" aby nie dopuścić do wojny na Półwyspie Koreańskim i dał do zrozumienia, że Waszyngton nie mógłby rozpocząć działań zbrojnych bez zgody Seulu. Jak informuje Reuter program ćwiczeń przewiduje m.in. komputerowe symulacje, których celem jest przygotowanie się na ewentualny atak wojsk Korei Północnej dysponujących bronią nuklearną.

PAP - mini

Reklama

Komentarze

    Reklama