Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

Wybory prezydenckie i koniec ISAF – zmiany nie tylko dla Afganistanu

fot. Isafmedia
fot. Isafmedia

Rok 2014 będzie momentem przełomowym dla Afganistanu. Wraz z kwietniowymi wyborami prezydenckimi zakończy się trwający od 2002 r. okres przywództwa Hamida Karzaja. W grudniu 2014 r. oddziały NATO formalnie zakończą operację ISAF. Są to wydarzenia na tyle istotne, że po nich rzeczywistość Afganistanu będzie stanowiła zagadnienie o całkowicie odmiennym charakterze niż dzisiaj. 

Prezydent Hamid Karzaj przez swych przeciwników złośliwie określany był mianem „zachodniej marionetki”. Tymczasem w ostatnich miesiącach zmienił swój stosunek do sojuszników z Zachodu. H. Karzaj postawił twarde warunki dla podpisania paktu strategicznego ze Stanami Zjednoczonymi, oskarżając przy tym Amerykanów o ataki na afgańskich cywilów, brak dobrej woli dla rozwiązania konfliktu w Afganistanie, a nawet organizowanie zamachów terrorystycznych i podszywanie się w swych działaniach pod Ruch Talibów. Amerykański Kongres wobec niechęci ze strony H. Karzaja, niemal natychmiast zagroził obcięciem o połowę planowanych funduszy na wsparcie dla Afganistanu. Rozpoczęły się też dyskusje nad sensem dalszej obecności wojskowej w tym kraju.

Władze Afganistanu dążą do samodzielnego rządzenia i pełnej suwerenności. Jednak uzależnienie od pomocy finansowej z zewnątrz i działania na terenie tego państwa ugrupowań zbrojnych, z którymi nie są w stanie poradzić sobie znajdujący się wciąż w fazie doskonalenia afgańscy żołnierze i policjanci sprawia, że wsparcie finansowe i szkoleniowe jest dla Afganistanu niezbędne. Obecność obcych wojsk, bez względu na charakter prowadzonego przez nie wsparcia, z pewnością będzie nadal rodziła kontrowersje. Niemniej wydaje się ona konieczna, ponieważ efekty proponowanego rozwiązania z zaangażowaniem regionalnych potęg: Indii, Chin, Pakistanu, Iranu oraz Arabii Saudyjskiej oraz państw Azji Centralnej (głównie Kazachstanu i Uzbekistanu, ale też Tadżykistanu i Turkmenistanu) mogą rodzić obawy. Zwłaszcza, że interesy państw regionu w Afganistanie bywają sprzeczne i trzeba mieć na uwadze, że od lat 80. ubiegłego stulecia regionalni aktorzy przyczyniali się częściej do destabilizacji niż stabilizowania pogrążonego w wojennym chaosie państwa. Kluczową kwestią zarówno dla współpracy z Zachodem, jak i państwami regionu będzie postawa nowego afgańskiego rządu i stojącego na jego czele prezydenta. Hamid Karzaj, mimo tego, co obecnie dzieli go z Waszyngtonem, przez 13 lat rządził jako przywódca blisko związany z Zachodem, w tym ze Stanami Zjednoczonymi. Obecnie jednak, wobec opcji regionalnego rozwiązania, Afganistan będzie potrzebować zupełnie innego lidera.

Faworyci w wyborach

Abdullah Abdullah stał w cieniu H. Karzaja już w chwili obejmowania przez niego stanowiska szefa rządu tymczasowego w 2002 r. To A. Abdullah na konferencji w Bonn w 2001 r. oznajmił, że Sojusz Północny zgadza się na objęcie przez H. Karzaja władzy w Afganistanie. Następnie, do 2006 r., sprawował funkcję ministra spraw zagranicznych w jego rządzie. W 2009 r. wystartował w wyborach prezydenckich, uzyskując ponad 30 proc. głosów w pierwszej turze i wszedł wraz z ubiegającym się o reelekcję H. Karzajem do drugiej tury, z której ostatecznie wycofał się, tłumacząc, że nie wierzy w uczciwość członków Niezależnej Komisji Wyborczej.

Na niecałe trzy miesiące przed kolejnymi wyborami Abdullah Abdullah jest głównym faworytem do zwycięstwa. Najpoważniejszy jego rywal – Aszraf Ghani Ahmadzaj – ma w niektórych sondażach zbliżone wyniki poparcia, ale warto zauważyć, że w wyborach przed pięcioma laty również miał wysokie notowania, po czym zdobył jedynie niecałe 3 proc. głosów.

Prezydenckie wieloetniczne „trójki”

Afgańskie prawo wyborcze zobowiązuje kandydatów, by podali po dwa nazwiska przyszłych wiceprezydentów. Wyborcy zagłosują zatem de facto na trzech kandydatów. A. Abdullah, który z racji swego pochodzenia jest uznawany częściej za Tadżyka (po matce) niż Pasztuna, postawił w swym przyszłym gabinecie na Pasztuna Mohammada Chana i Hazarę – Mohammada Mohaqeqa. Taka konfiguracja sprawi, że otrzyma on zdecydowaną większość głosów Tadżyków i Hazarów, a także niewielką część głosów Pasztunów. Tymczasem Aszraf Ghani, w razie wygranej, swym pierwszym zastępcą uczyni najbardziej kontrowersyjną w gronie kandydatów postać – słynącego ze zmienności w kwestii zawierania i zrywania sojuszy – uzbeckiego generała Raszida Dostuma. Ten ruch przyciągnie do A. Ghaniego większość zamieszkującej Afganistan społeczności uzbeckiej (ok. 9 proc. mieszkańców). Niemniej Aszraf Ghani to przede wszystkim kandydat popierany przez skonfliktowanych z Hazarami pasztuńskich koczowników. Chcąc zaradzić animozjom, na drugiego wiceprezydenta wybrał Hazarę – Sarwara Danesza, co może mu dać jednak nie więcej niż 20 proc. głosów mniejszości hazarskiej. 

Jeśli do wyborów pójdą afgańscy fundamentaliści, swoje poparcie skierują najprawdopodobniej na osobę Abdulraba Rasula Sajjafa (Pasztun). Badania opinii publicznej nie dają A. Sajjafowi dużych szans, jednak w praktyce może on okazać się czarnym koniem wyborów, bo w większości sondaży nie uwzględnia się w odpowiednich proporcjach opinii środowisk fundamentalistycznych. A. Sajjafa obawiają się Hazarowie, gdyż jest on powiązany z masakrą ludności hazarskiej w dystrykcie Afszar w 1992 roku. Wraz z Abdulem Wahabem Erfanem (Uzbek) i byłym watażką z Heratu – konserwatystą Mohammadem Ismailem Chanem (Tadżyk), A. Sajjaf może stworzyć najbardziej antyzachodni spośród potencjalnych składów rządów.

Kandydatami, którzy mogą liczyć na kilka procent poparcia są ludzie Hamida Karzaja: Zalmaj Rasul, Gul Agha Szirzaj oraz starszy brat urzędującego prezydenta – Qajum Karzaj. Według badań opinii publicznej żaden z nich nie ma realnych szans na więcej niż 5 proc. głosów.

Poparcie międzynarodowe

Stany Zjednoczone i Unia Europejska na razie nie poparły żadnego z kandydatów. Spekuluje się jednak, że za Aszrafem Ghanim stoi grupa amerykańskich polityków ze środowisk republikańskich związanych z Zalmajem Chalilzadem – politykiem pasztuńskiego pochodzenia, byłym ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy ONZ (2007-2009). Problemem dla amerykańskiej administracji może być jednak osoba R. Dostuma, który w wypadku zwycięstwa A. Ghaniego zostanie wiceprezydentem. Abstrahując od tego, że oskarżany jest on o zbrodnie wojenne, to postrzegany jest jako polityk antyamerykański i prorosyjski – stąd też zwycięstwo A. Ghaniego może być na rękę Rosjanom.

Stany Zjednoczone mogą zwrócić się zatem w stronę Abdullaha Abdullaha. Problem z Abdullahem polegać może jednak na tym, że ma on silne poparcie ze strony Iranu – co, w okolicznościach możliwego ocieplenia na linii Waszyngton – Teheran, mogłoby nie stanowić przeszkody. Na dziś dzień zakładać należy jednak, że Waszyngton nadal będzie sceptycznie oceniał zaangażowanie Iranu w Afganistanie.

Paradoksalnie Teheran miałby interes w dojściu do władzy nie tylko A. Abdullaha, ale i A. Ghaniego, ze względu na obecność w jego otoczeniu pro-irańskiego Ismaila Chana. Niemniej obecność w tym samym rządzie pro-tureckiego R. Dostuma nie jest dla Teheranu korzystna. Warto w tym kontekście podkreślić bliskie relacje Teheranu z politykami hazarskimi (Hazarowie są szyitami) takimi jak Mohaqeq, który został wyznaczony na wiceprezydenta przez A. Abdullaha.

Arabii Saudyjskiej odpowiada kandydatura Rasula Sajjafa. Rijad może sympatyzować z A. Sajjafem ze względu na jego wahabicką wizję islamu oraz wyraźnie antyszyicki światopogląd. Wybór A. Sajjafa to nic innego, jak przywrócenie w Afganistanie obyczajowego status quo sprzed ataków na WTC i Pentagon oraz implementacja antyzachodnich postaw w polityce zagranicznej, mimo iż deklaruje się on wrogiem Ruchu Talibów.

Co istotne, wśród faworytów odpowiedniego kandydata wydaje się nie znajdywać Pakistan, któremu najbliżej do skazywanych na porażkę G. Szirzaja i Q. Karzaja. Warto podkreślić, że jeśli chodzi o rozwiązanie afgańskiego konfliktu, to właśnie Pakistan jest państwem kluczowym.

Prezydent części Afganistanu

Wiadomo już, że frekwencja wyborcza będzie niska. W 2004 r. w wyborach głosowało ponad osiem milionów obywateli, pięć lat później do urn poszło już niecałe pięć milionów osób. Według przewidywań w nadchodzących wyborach frekwencja może być o połowę niższa, niż miało to miejsce pięć lat temu. Nasuwa się więc pytanie o legitymizację prezydenckiej władzy, kiedy do głosowania pójdzie nie więcej niż 20 proc. obywateli. W wielu rejonach kraju, zwłaszcza w niespokojnych prowincjach wzdłuż granicy z Pakistanem, punkty wyborcze nie zostaną otwarte ze względów bezpieczeństwa, również zastraszanie ludności biorącej udział w wyborach może osiągnąć wyższą skalę, niż przed pięcioma laty.

Na kilkadziesiąt dni przed wyborami sytuacja w Afganistanie jest napięta. Urzędujący prezydent nie chce podpisać porozumienia strategicznego ze Stanami Zjednoczonymi, a ataki rebelianckie i terrorystyczne, które jeszcze kilka lat temu praktycznie nie zdarzały się w okresie zimowym, są dziś na porządku dziennym. Ruch Talibów i inne grupy zbrojne wysyłają światu wiadomość o jasnym przesłaniu – wybory odbędą się w atmosferze terroru, a przyszły prezydent będzie głową państwa upadłego.

Rekomendacje dla NATO i Zachodu

W pierwszej kolejności, jeszcze w ramach misji ISAF, należy wesprzeć afgańskie siły zbrojne przy zabezpieczeniu wyborów, by jak największa liczba obywateli zdecydowała się pójść do urn. Nowy prezydent powinien mieć świadomość, że Zachód nadal będzie dla niego oparciem. Wobec sprzeczności interesów, którymi będą się kierowali regionalni gracze, po 2014 r. NATO nie powinno zdawać Afganistanu wyłącznie na rozwiązania regionalne. Współczesny Afganistan ze swoim demokratycznym ustrojem był współtworzony przez Zachód i pozostawienie wciąż słabego jeszcze państwa, w dużej mierze uzależnionego od pomocy zagranicznej, grozi zaprzepaszczeniem dotychczasowych osiągnięć Sojuszu. Państwa azjatyckie z pewnością są w stanie zapewnić Afganistanowi rozwój gospodarczy, niemniej w praktyce będą kierowały się partykularnymi interesami, więc w zakresie bezpieczeństwa i budowy instytucji demokratycznych Afganistan nadal będzie potrzebował wsparcia Zachodu. Afganistan potrzebuje znaczącego zaangażowania NATO w  szkoleniową misję Resolute Support i obserwacji  procesu stabilizacyjnego. Trzeba liczyć się przy tym z dużym ryzykiem, jakim będzie wysyłanie do Afganistanu instruktorów i obserwatorów – w tym kontekście kluczową rolę sprawować powinny wojska amerykańskie, mające za zadanie ochronę personelu szkoleniowego (po podpisaniu umowy o partnerstwie strategicznym pomiędzy Kabulem i Waszyngtonem). Poza wsparciem dla afgańskiej armii, warto utrzymać obecne zaangażowanie Policyjnej Misji Unii Europejskiej (EUPOL). Afgańska Policja Narodowa (ANP) swą liczebnością (ponad 160 tys.) niemal dorównuje dwustutysięcznej Afgańskiej Armii Narodowej (ANA) i stacjonując w wielu niedostępnych rejonach kraju, jest równie ważnym komponentem dla utrzymania stabilizacji na terytorium państwa. Po 2014 r. należy też kontynuować tzw. „miękkie działania” w zakresie edukacji, szkoleń i stypendiów, w szczególności realizowanych przez organizacje niezwiązane z siłami zbrojnymi zaangażowanych państw. Fundusze pozyskiwane z amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, francuskich oraz japońskich programów (najwięksi dotychczasowi darczyńcy), a także Banku Światowego powinny trafiać częściej niż dotychczas do odpowiednio profilowanych organizacji pozarządowych związanych bezpośrednio z Afganistanem poprzez obecność w ich strukturach mieszańców tego państwa.

Również Polska powinna utrzymać zaangażowanie w Afganistanie w ramach szkoleniowej misji Resolute Support i afgańskiej misji EUPOL, wykorzystując doświadczenia i znajomość afgańskich realiów nabytą podczas misji ISAF. Warto także rozważyć ponowne otwarcie funduszy MSZ (program polska pomoc) na realizowane w Afganistanie projekty cywilne. Możliwość dzielenia się doświadczeniami transformacji to ważny atut Polski, na tle innych państw zaangażowanych w Afganistanie.

Wnioski:

1) Po trwającej od 2001 roku operacji wojsk NATO władze Afganistanu wciąż dalekie są od pełnej gotowości na przejęcie odpowiedzialności za przyszłość swego państwa.

2) Abdullah Abdullah i Aszraf Ghani Ahmadzaj to główni faworyci w wyborach.

3) Żaden z kandydatów w kwietniowych wyborach prezydenckich nie będzie w stanie zjednoczyć całego społeczeństwa afgańskiego i sprostać oczekiwaniom wszystkich państw regionu zaangażowanych w Afganistanie.

4) Opuszczenie Afganistanu przez siły stabilizacyjne NATO, niewielka liczba wojsk amerykańskich oraz tylko częściowe kontrolowanie sytuacji w kraju przez rząd w Kabulu stworzą możliwości odbudowy pozycji Ruchu Talibów i  grup zbrojnych związanych z G. Hekmatjarem oraz organizacją Hakkanich, jak również zwykle niechętnych Zachodowi i afgańskiemu rządowi plemiennych milicji (Arbakai) .

5) Inwestycje w Afganistanie państw takich jak Iran, Indie i Chiny zapewnią rozwój gospodarczy wielu regionów, ale równoczesna rywalizacja między regionalnymi siłami (z włączeniem Pakistanu i państw Azji Centralnej) może prowadzić do eskalacji napięć i dalszej destabilizacji.

6) Przy braku lub zbyt małym zaangażowaniu Zachodu w misję Resolute Support i bez wsparcia afgańskich sił bezpieczeństwa przez wojska USA, Afganistanowi może grozić decentralizacja władzy, anarchia, a wreszcie dojście do władzy elementów takich jak Ruch Talibów.

Jakub Gajda - Orientalista, absolwent iranistyki UJ, podyplomowego studium Dyplomacji i Stosunków Międzynarodowych (UJ) oraz dziennikarstwa w WSE im. ks. J. Tischnera w Krakowie. Publicysta i tłumacz prasowy z języków perskiego, dari, tadżyckiego i paszto. Twórca i redaktor naczelny serwisu Afganistan24.org. Od 2009 r. doktorant w Wyższej Szkole Studiów Międzynarodowych w Łodzi. Autor bloga gajda.natemat.pl.
Reklama

Komentarze

    Reklama