Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Ujawniono dane wyrzutni Buk, która zestrzeliła pasażerski MH-17

Dziennikarze śledczy z grupy Bellingcat ustalili ostatecznie, że wyrzutnia Buk-M1, z której odpalono rakietę i zestrzelono malezyjski samolot pasażerski nad wschodnią Ukrainą w lipcu 2014 r., pochodziła z 3 baterii 3 dywizjonu rosyjskiej 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej z Obwodu Kurskiego.

  • Wyrzutnia systemu Buk M2E. Fot. Yuriy Lapitskiy/CC-BY-SA-2.0/Wikipedia.
    Wyrzutnia systemu Buk M2E. Fot. Yuriy Lapitskiy/CC-BY-SA-2.0/Wikipedia.
  • Fot. mil.ru.
    Fot. mil.ru.

Dziennikarze z grupy Bellingcat doszli do tego wniosku analizując setki wpisów, dokumentów i zdjęć pochodzących z ogólnodostępnych źródeł - w tym z portali społecznościowych. Na podstawie zebranych danych opracowywane są specjalne raporty, w których wskazano nie tylko winnych tragicznych wydarzeń, ale również drogę, jaką dochodzono do poszczególnych wniosków.

Dokumenty są przekazywane prokuratorom holenderskim, którzy prowadzą oficjalne dochodzenie w sprawie katastrofy samolotu pasażerskiego lot MH17. Część z danych tam zawartych ujawnił w styczniu br. Eliot Higgins - założyciel grupy Bellingcat. Poinformował on m.in., że udało się już zidentyfikować dwudziestu rosyjskich żołnierzy zamieszanych w całe zdarzenie, którzy mogą z dużym prawdopodobieństwem wiedzieć, kto odpalił pociski. Nie wykluczono przy tym, że winny znajduje się właśnie w tej grupie osób.

Najtrudniejsze okazało się zidentyfikowanie wyrzutni, którą widziano 17 lipca 2014 r. na terenach opanowanych przez prorosyjskich tzw. separatystów i z której najprawdopodobniej wystrzelono rakietę w kierunku samolotu pasażerskiego. Od 2014 r. było prawie na pewno wiadomo, że wyrzutnia pochodziła z konwoju rosyjskiej 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej, która na co dzień stacjonuje w okolicach Kurska. Zachowały się bowiem materiały filmowe, które pokazywały ten zestaw na terenie zajętym przez siły prorosyjskie z kompletem rakiet przed tragedią i bez jednego pocisku – tuż po zestrzeleniu samolotu.

Oczywiście wyselekcjonowana wyrzutnia Buk-M1 mogła należeć do innej rosyjskiej jednostki wojskowej, jednak w śledzonym przez obserwatorów konwoju byli na pewno żołnierze 2 dywizjonu 53. Brygady przeciwlotniczej.

Kluczem do wyjaśnienia sprawy – numer boczny wyrzutni

Nie wiadomo jednak było, do której konkretnie baterii należała wskazana wyrzutnia. Materiały filmowe i fotograficzne wyraźnie wskazywały bowiem, że Rosjanie zamalowali środkową cyfrę numeru „bocznego”. Chciano w ten sposób prawdopodobnie utrudnić dokładną identyfikację poszczególnych systemów uzbrojenia, które zostały wysłane w pobliże lub na terytorium Ukrainy. Numer taki składał się standardowo z trzech cyfr, z których pierwsza wskazywała numer dywizjonu w brygadzie, druga na numer baterii, a trzecia była indywidualnym identyfikatorem zestawu rakietowego (rosyjskie brygady przeciwlotnicze składały się standardowo z trzech dywizjonów, które dzielono na trzy baterie wyposażone w kilka wyrzutni). Dlatego nie znając środkowej cyfry, podejrzany zestaw rakietowy można było oznaczać jedynie jako „3X2”.

Dziennikarze z Bellingcat nie dali jednak za wygraną i zaczęli analizować setki zdjęć rosyjskich zestawów rakietowych Buk-M1, które pojawiły się w sieci internetowej, wykonane zarówno w Donbasie i w Rosji. Starano się przy tym odszukać te elementy, które są indywidualne i charakterystyczne dla określonego zestawu rakietowego.

Buk-M11
Fot. mil.ru.

Okazało się, że przeglądając portale i fora społecznościowe, gdzie coraz częściej są obecni rosyjscy żołnierze oraz strony poświęcone armii Federacji Rosyjskiej można był skompletować zdjęcia wszystkich „podejrzanych” wyrzutni rakietowych Buk-M1 wykorzystywanych w 53. Rakietowej Brygadzie Przeciwlotniczej z Kurska. Udało się dzięki temu wyróżnić pewne cechy charakterystyczne dla zestawów „312”, „322” i „332” (a więc tych, które mieszczą się w zapisie „3X2”), nawet jeżeli nie jest widoczny ich numer boczny.

Analitycy wykryli i udokumentowali, że wyrzutnię „332” wyróżniało siedem cech niespotykanych na innych zestawach rakietowych tego typu:

  • wyraźne, charakterystyczne wgniecenie na pokrywie bocznej, znajdującej się z przodu na lewej stronie wyrzutni;
  • indywidualny sposób ułożenia kabli podłączonych do bloku urządzenia startowego;
  • kształt i układ bocznych osłon gąsienic;
  • układ specyficznych, białych znaków umieszczonych na bocznych klapach osłaniających od góry gąsienice;
  • kombinacja sześciu głównych kół jezdnych z obu stron podwozia gąsienicowego, które jak się okazało mogą być dwóch typów i są dowolnie montowane na różnych egzemplarzach wyrzutni. Zdjęcia wyraźnie wskazywały, że wyrzutnia „312” miała po obu stronach tylko koła pierwszego typu, wyrzutnia „322” tylko koła drugiego typu, natomiast „332” ma z lewej strony tylko koła drugiego typu a z prawej pięć kół drugiego typu ze i jedno pierwszego typu;
  • kształt i rozmiar plam oleju/sadzy przy otworze rury wydechowej;
  • czcionka oraz sam sposób namalowania numeru bocznego (każda cyfra była malowana z pojedynczego szablonu – stąd widać było różnice w rozstawie pomiędzy nimi).

Wszystkie te charakterystyczne cechy zauważono również na pojeździe „3X2” widzianym na wschodzie Ukrainy w dniach 17 i 18 lipca 2014 r.

A jednak Rosjanie?

Analiza przeprowadzona przez Bellingcat być może pozwoli również odpowiedzieć na jedno ważne pytanie, czy do MH-17 otworzyli ogień członkowie prorosyjskich bojówek, czy też żołnierze regularnej jednostki Sił Zbrojnych FR. Okazało się bowiem, że egzemplarz, z którego w feralnym dniu odpalono rakietę był unikalny jeżeli chodzi o konstrukcję i połączenia. Operator, który na co dzień nie miał kontaktu właśnie z tą wyrzutnią miał małe szanse by ją obsłużyć.

Na takie unikalne zmiany wskazuje wyraźnie analiza połączeń kablowych przy bloku urządzenia startowego. W egzemplarzach wyrzutni nr „312” i „322” cztery przewody są podłączone do czterech gniazd w skrzynce rozdzielczej w tych samych miejscach. W egzemplarzu „332” dwa przewody (oznaczone ideowo cyframi „3” i „4”) są podłączone odwrotnie (do gniazd „4” i „3”). Takie spostrzeżenie wskazuje wyraźnie, że z analitykami z Bellingcat musieli w tym przypadku pracować specjaliści zajmujący się wyrzutniami Buk-M1 – najprawdopodobniej z Ukrainy.

Opierając się tak niezbitych cechach identyfikacyjnych dziennikarze śledczy definitywnie wskazuję, że podejrzana wyrzutnia miała numer burtowy „332”, a więc należała do 3 baterii 3 dywizjonu rosyjskiej 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej z Obwodu Kurskiego.

Dzięki pracy analityków z Bellingcat można już określić nazwiska żołnierzy, którzy byli w obsłudze wyrzutni w czasie, gdy doszło do zestrzelenia samolotu. I nawet jeżeli przekazali oni swój sprzęt prorosyjskim tzw. separatystom, to musieli to zrobić na rozkaz (z najwyższego poziomu np. z Kremla) i konkretnie wskazanej osobie lub grupie osób.

Winę za zestrzelenie ponoszą również ci, którzy dostarczyli broń. Dokładne wyjaśnienie sprawy wymaga jednak współpracy z Rosją, a Moskwa najprawdopodobniej nie udzieli pomocy w tym zakresie, gdyż byłoby to równoznaczne z automatycznym przyjęciem na siebie dużej część odpowiedzialności za katastrofę malezyjskiego samolotu.

Cały raport Bellingcat jest dostępny na stronie internetowej.

 

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama