Reklama

Siły zbrojne

NATO-wski zwrot na wschód. Konieczne "twarde" zdolności [KOMENTARZ]

Holandia podjęła decyzję o przywróceniu wojsk pancernych do czynnej służby, ale będą one liczyć zaledwie 18 czołgów. Fot. Ministerstwo obrony Holandii.
Holandia podjęła decyzję o przywróceniu wojsk pancernych do czynnej służby, ale będą one liczyć zaledwie 18 czołgów. Fot. Ministerstwo obrony Holandii.

Szefowie resortów obrony państw NATO zdecydowali się na wzmocnienie obecności we wschodnich rejonach Sojuszu. Szczegółowe ustalenia będą dopiero przedmiotem dyskusji, ale jednym z założeń jest zapewnienie o spójnej reakcji wszystkich państw członkowskich w wypadku agresji na kraj NATO. Podjęte decyzje, jakkolwiek stanowią istotny krok w dobrym kierunku, nadal nie są  wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa Europie Środkowo-Wschodniej.

Sekretarz generalny Jens Stoltenberg zaznaczył, że rozszerzona obecność NATO na wschodniej flance będzie mieć charakter „wielonarodowy”, aby zapewnić iż atak przeciwko jednemu z państw Sojuszu będzie traktowany jako napaść na NATO jako całość, i spotka się z odpowiedzią Paktu. Co więcej, będzie wsparta przez program ćwiczeń, a także odpowiednie rozwiązania z zakresu logistyki i infrastruktury w celu przyśpieszenia rozmieszczenia sprzętu i ułatwienia szybkiego wzmocnienia wojsk znajdujących się w regionie.

Na razie nie jest znany dokładny zakres obecności, wiadomo jednak że będzie ona opierać się o zasadę rotacji. Istotne znaczenie ma tu jednak deklaracja o jej połączeniu z systemem przyjmowania wsparcia, co wskazuje na traktowanie jako element architektury kolektywnej obrony. Do chwili obecnej pododdziały biorące udział w ćwiczeniach rotacyjnych, w większości raczej nie były zdolne do samodzielnych działań bojowych (głównie jednostki wielkości kompanii – około 200 żołnierzy) a ich podstawowym przeznaczeniem było szkolenie. Oznacza to, że ustalenia spotkania ministrów stanowią jakościową zmianę, w stosunku do wcześniejszego stanu. Trzeba też zwrócić uwagę na dalszą rozbudowę systemu przyjmowania sił wzmocnienia, co jest równoznaczne z dalszym zwiększeniem "regionalnej" zdolności obronnej.

Oczywiście jeszcze są uszczegóławiające prace sztabów wojskowych przed nami, ale decyzja co do trwałej obecności NATO na wschodniej flance została podjęta. (…) Jedno jest pewne - chodzi o to, by na terenie Polski, zarówno w wymiarze ćwiczeń jak i w wymiarze bojowej gotowości były stale, nieustannie rotujące się, być może czasem ćwiczące, wojska zarówno NATO, jak i Stanów Zjednoczonych. I to jest kierunek, w jakim prace będą szły w najbliższym czasie

szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz wskazał na znaczenie gotowości bojowej (a nie tylko ćwiczeń) rotujących się jednostek. Na razie nie są znane ich struktura ani skład. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że w manewrach jak i w utrzymywaniu gotowości kolektywnej obrony w istotnym zakresie będą uczestniczyć pododdziały pancerne US Army, jako że zakres ich rotacji na rok fiskalny 2017 został znacznie rozszerzony. Wiele wskazuje na to, że w Europie w każdym czasie będzie się znajdować jedna pełna brygada pancerna, stacjonująca na stałe na kontynencie amerykańskim i używająca wyposażenia rozlokowanego w Europie, a sprzęt dla kolejnej również zostanie rozmieszczony.

The Telegraph wskazał z kolei, powtarzając wcześniejsze doniesienia dziennika The Wall Street Journal, że pod uwagę brane jest rozlokowanie w krajach bałtyckich jednostek wielkości batalionu, czyli do około 1000 żołnierzy w każdym z państw bałtyckich, jak również w Polsce. Wspomniano też o wsparciu tych oddziałów za pomocą śmigłowców, czy pododdziałów obrony przeciwlotniczej. Istotne jest również dalsze rozszerzenie zdolności przyjmowania sił wzmocnienia, co zwiększa ogólną zdolność sojuszniczej obrony w regionie. W tym miejscu warto jednak zadać pytanie – jakich sił potrzebowałoby NATO, aby móc przeciwstawić się agresji skierowanej przeciwko krajom Europy Środkowo-Wschodniej?

Amerykański think-tank RAND przeprowadził niedawno badania, zlecone przez biuro podsekretarza do spraw wojsk lądowych USA, dotyczące możliwości potencjalnego odparcia agresji skierowanej wobec państw bałtyckich. Założono przy tym konfrontację z udziałem sił zbrojnych rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego z jednej strony i sił państw bałtyckich z drugiej. Przy opisywaniu modelu mobilizacji armii rosyjskiej uwzględniono doświadczenia z Ukrainy, w szczególności szybkie tworzenie wspieranych przez artylerię batalionowych grup bojowych na bazie brygad. Z kolei siły zbrojne państw bałtyckich zostały wsparte przez lekkie jednostki lądowe NATO, jeden batalion piechoty zmotoryzowanej na transporterach Stryker oraz siły powietrzne i oddziały lotnictwa wojsk lądowych (w tym śmigłowce szturmowe).

Założono, że Rosja przeprowadzi atak na Estonię lub Łotwę, a przemieszczenie wojsk Sojuszu rozpocznie się na około tydzień przed rozpoczęciem działań. Do rejonu operacji zdołano jednak przerzucić jedynie pododdziały lekkie (powietrznodesantowe i podobne oraz lotnictwo wojsk lądowych). Pomimo wsparcia kilku batalionów NATO, siły państw bałtyckich uległy naciskowi ze strony Rosjan i w ciągu najwyżej 60 godzin wojska potencjalnego przeciwnika były w stanie dotrzeć do stolic Łotwy i Estonii. Pytanie o obronę Tallinna i Rygi pozostawiono otwarte, wskazując że o ile dobrze wyposażone i wyszkolone jednostki powietrznodesantowe mogłyby prowadzić skuteczne działanie przeciwko siłom ciężkim właśnie w terenie zurbanizowanym, to takie rozwiązanie wiąże się z ryzykiem strat wśród ludności cywilnej.

Głównym czynnikiem, jaki w trakcie symulowanych starć przesądził o zwycięstwie Rosjan była przewaga w wojskach pancernych i zmechanizowanych, wspieranych przez silną artylerię i korzystające ze słabości obrony przeciwlotniczej bardzo krótkiego zasięgu wojsk NATO lotnictwo. Autorzy raportu wskazali, że rozmieszczenie na Łotwie jednej brygady pancernej US Army, czy też przeprowadzenie kontrataku za pomocą dwóch „ciężkich” związków taktycznych tego typu nie okazało się skuteczne, właśnie z uwagi na możliwość wykonywania przez Rosjan uderzeń artyleryjskich i lotniczych.

W konkluzji raportu stwierdzono, że w celu uzyskania zadowalającego stopnia zdolności obronnych, pozwalającego na odparcie pierwszego uderzenia i w miarę bezpieczne wprowadzenie do walki sił głównych potrzebne byłoby dysponowanie w rejonie działań siedmioma brygadami NATO spoza państw bałtyckich, w tym trzema jednostkami pancernymi, wspieranymi przez artylerię, logistyków czy obronę przeciwlotniczą, oraz oczywiście przez siły powietrzne i morskie Sojuszu. Szczególne znaczenie w kontekście obecności w regonie działań miały jednak właśnie jednostki pancerne, z uwagi na trudność z ich przerzutem, a także cięcia strukturalne, które ograniczyły dostępność tego rodzaju sił w państwach europejskich (do puli 7 brygad zaliczają się też np. jednostki powietrznodesantowe, które mogą być szybko przerzucone z miejsc stałego stacjonowania).

Analiza RAND pokazuje wyraźnie, że niewielkie wzmocnienie obecności jednostek bojowych może się nie okazać wystarczające, szczególnie dla skutecznej osłony państw bałtyckich. Obecnie największym zagrożeniem dla krajów NATO wydaje się być właśnie konwencjonalna, pełnoskalowa agresja zbrojna, oczywiście z elementami ataków cybernetycznych czy wojny informacyjnej. Podjęcie ograniczonych działań, np. podobnych jak na Krymie, dałoby bowiem NATO czas na reakcję, choćby właśnie poprzez przerzut większej ilości wojsk do zagrożonych państw. A świadomość „hybrydowych” zagrożeń jest z całą pewnością większa, niż jeszcze kilka lat temu, i to zarówno w samych krajach bałtyckich, w państwach europejskich jak i w Stanach Zjednoczonych.

Czytaj więcej: Rosja „zamknie” siłom NATO dostęp do państw bałtyckich?

W celu zapewnienia odpowiedniego stopnia kolektywnej zdolności obronnej niezbędne jest po pierwsze znaczne wzmocnienie konwencjonalnego potencjału wojsk NATO, szczególnie w najbardziej zaniedbywanych obszarach. Analiza RAND potwierdziła podnoszoną wcześniej na Defence24.pl tezę, że do takich należą pododdziały artylerii czy OPL krótkiego zasięgu. Zamknięcie luk w tych zdolnościach jest koniecznym warunkiem dla skuteczności obrony kolektywnej, wobec stosowania przez potencjalnego przeciwnika strategii antydostępowej, czyli dążenia do odcięcia terenu działań od sił interwencyjnych, w połączeniu z wykorzystaniem środków rażenia w taki sposób, aby w maksymalnym stopniu utrudnić operacje sojusznicze. Przykładem jest choćby użycie artylerii dalekiego zasięgu przeciwko wojskom lądowym, czy naziemnych systemów przeciwlotniczych klasy S-400, mogących znacznie utrudnić działania siłom powietrznym.

Czytaj więcej: Przeciwlotnicza "tarcza" British Army ofiarą cięć

Dopiero zdecydowane działania w celu modernizacji konwencjonalnego potencjału państw Paktu Północnoatlantyckiego zapewnią zadowalający stopień zdolności obrony kolektywnej. Mam tu na myśli szczególnie kraje europejskie, gdyż Stany Zjednoczone, poza „lukami” w określonych obszarach jak OPL krótkiego zasięgu czy środki walki elektronicznej, dysponują wojskami zdolnymi do działania w pełnym spektrum zagrożeń. Armie państw zachodniej Europy znacznie ograniczyły zakres użycia artylerii rakietowej i zdolność atakowania celów obszarowych (wycofanie amunicji kasetowej), nie dysponują też w zasadzie taktycznymi pociskami balistycznymi, odpalanymi z ziemi, o zasięgu ponad 100 km. Podobna sytuacja jest widoczna również w zakresie nasycenia pododdziałów piechoty nowoczesną bronią przeciwpancerną, czy możliwości szybkiego odtworzenia gotowości jednostek pancernych. I to właśnie na Europejczykach spoczywa największa odpowiedzialność.

Decyzja polityczna o ustanowieniu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej wzmocnionej obecności wojskowej, będącej elementem systemu kolektywnej obrony i połączonej z systemem przyjmowania wsparcia jest bardzo istotnym krokiem w rozwoju bezpieczeństwa tzw. wschodniej flanki NATO. Specyfika zagrożenia w rejonie Morza Bałtyckiego, w tym przeciwdziałanie strategii antydostępowej (A2/AD) wymaga jednak podjęcia szerzej zakrojonych działań, ukierunkowanych na wzmocnienie ogólnej zdolności obronnej państw NATO, ze szczególnym uwzględnieniem krajów regionu i rozwiniętych państw zachodniej Europy. Do chwili obecnej padły już deklaracje ze strony Niemiec czy Wielkiej Brytanii o zwiększeniu finansowania obronności, ale skupiają się one raczej na zapewnieniu sprawności istniejących, szczupłych struktur niż budowie nowych. 

Oczywiście konwencjonalna modernizacja nie może zastąpić działań podejmowanych w obszarach cyberobrony, rozpoznania, czy przeciwdziałania terroryzmowi. Oznacza to, że kraje kontynentu muszą znacznie zwiększyć finansowanie sił zbrojnych, tak aby były gotowe do przeciwdziałania szerokiemu spektrum zagrożeń. Potencjalny przeciwnik może bowiem użyć takiej kombinacji środków, aby zmaksymalizować oddziaływanie na cały układ sojuszniczy. I tak np. uderzeniu jednostek zmechanizowanych czy artylerii mogą towarzyszyć ataki w przestrzeni informatycznej, skierowane także przeciwko państwom, które nie znajdują się bezpośrednio w rejonie działań.

Kolejną kwestią jest sposób i zakres obecności sojuszniczej w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej, a także jej trwałość. System obrony powinien być skuteczny, czyli zapewniać w jak największym zakresie możliwość odparcia zdecydowanego, nagłego ataku zbrojnego w regionie. Oczywiście uwzględnione tutaj muszą być również siły wzmocnienia, warunkiem jest jednak uzyskanie zdolności ich bardzo szybkiego przerzutu (przyśpieszonego np. przez rozmieszczenie sprzętu) oraz odpowiednie rozpoznanie zagrożeń. Szczegółowe decyzje dotyczące skali sojuszniczej obecności dopiero zapadną. Na ich kształt w dłuższym okresie z pewnością wywrze wpływ ogólny poziom zdolności obronnej państw NATO, który powinien być zwiększany w znacznie szerszym zakresie niż ma to miejsce do chwili obecnej.

Należy też pamiętać o pewnym ryzyku politycznym, związanym z rotacyjnym charakterem obecności. W wypadku negatywnych zmian na scenie politycznej, zarówno w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych (w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych) podjęte niedawno przez ministrów obrony decyzje mogą zostać cofnięte. Pomimo wszystkich wymienionych zastrzeżeń, decyzje zakończonego wczoraj spotkania szefów resortów obrony należy ocenić pozytywnie. Stanowią one jeden z kroków na drodze do trwałego wzmocnienia zdolności obrony NATO przeciwko zagrożeniu w Europy Środkowo-Wschodniej. Muszą jednak zostać uzupełnione przez całościowe działania państw Sojuszu, tak aby polityczne decyzje o budowie systemu kolektywnej obrony z uwzględnieniem zarówno obecności w rejonie działań jak i sił wzmocnienia zostały wypełnione przez "twarde" zdolności wojskowe.

Czytaj więcej: Amerykańskie czołgi i artyleria wracają do Europy

 

 

Reklama

Komentarze (15)

  1. myslacy

    Ależ tutaj mistrzowie analizy, stratedzy. Rosja jest słaba, Rosja tego nie zrobi a to zrobi. Skąd wy czerpiecie wiedzę?. Rosja jak zwykle rozgrywa mistrzowsko całą partię polityki od kilku lat. Krym odzyskała - i co zrobiła całą UE i USA - wprowadziła "straszliwe" sankcję - które NIC NIE ZMIENIŁY. Krym pozostanie rosyjski na lata. Rosja miała już upaść, miała przestać modernizować armię - i co - i analitykom pospadały okulary - jak pokazała Kailbry, jak pokazała możliwości bojowe lotnictwa w Syrii, jak rozwija nowe programy wojskowe, cywilne i kosmiczne. Niskie ceny ropy miały ją dobić - spowodowały spadek PKB o 4,5% /obecnie spadek jest mniejszy/ - to tyle co we Włoszech w 2013 r - i co jakoś Włochy się nie zawaliły i Rosja się nie zawali. Rosja spłaciła 1/3 swojego zagranicznego zadłużenia. W Syrii poparła właściwą stronę - która przejmuje kontrolę nad państwem - cała UE i USA nie wiedzą co robić - KOMPLETNIE. USA posyła broń "umiarkowanej opozycji" a Rosja posyła broń Asadowi + tony pomocy humanitarnej - Rosjanie otworzyli obóz dla uchodźców w Syrii za własną kasę, odbudowują młyny, i mają gotowy plan na odbudowę Syrii po wojnie. Cały świat w końcu łyknie Asada - bo jak się okazuje "umiarkowana" opozycja to 40+ różnych ugrupowań niezdolnych do niczego poza walką - nie stworzą ani rządu, ani Państwa - nic. I cały świat zrzuci się na odbudowę Syrii - którą odbudują Rosjanie. Z Kurdami Rosjanie zagrali koncertowo z Turcją - Turcja pod ścianą - cokolwiek zrobi będzie źle - a za chwilę do Turcji przyjdą "prawdziwe" problemy gospodarcze - kto pojedzie na urlop do kraju na skraju wojny? Kto zainwestuje pieniądze w takim kraju? Erdogan i jego sojusznicy myśleli że Rosja jest słabiutka i dali jej prztyczka zestrzeliwując Su - Turcja tym posunięciem narobiła sobie takiej biedy o jakiej nie śniła - sprawa powstania Kurdystanu jest w zasadzie przesądzona i to kosztem Turcji - a to na początek. Cały świat postawił na Chiny - UE i USA - a Chiny to wielka pompowana kredytami inwestycyjna bańka - i zaczyna się walić. NATO jest świetne na papierze - tylko jak Rosja od 2011 roku samych śmigłowców NOWYCH dostarczyła do armii ponad 500!!! to w tym czasie co robiło NATO - SPAŁO - a teraz trzeba zacząć wydawać kasę na uzbrojenie - a kasy NIE MA. Grecja PKB kolejny rok - 2,0% ; Litwa, Łotwa, Estonia - tam nie ma kasy na nic - nie ma dotacji nie ma nic - tak samo z Polską - bez dotacji z UE nie ma NIC ani km autostrady nie wybudujemy, wybory wygrywają populiści. UE trzeszczy w szwach. Ukraina - na granicy wizerunku Somalii - już UE jest zmęczona jej problemami i obwinaniem o wszystko Rosji. Teraz Polska , Litwa i Łotwa chcą stawiać jakieś warunki? komu? Niemcom, Francji; Włochom? Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria nie maja jednego sprawnego samolotu bojowego, Czechy i Słowacja raptem łącznie z 8 - i co te kraje mogą. Teraz rozgrywa się wojna USA vs Rosja - i to wojna na wyniszczenie, wojna ekonomiczna, wojna o technologie - kto je opanuje będzie hegemonem. Chiny dołączają się do tej wojny, ale w wielu dziedzinach odstają znacznie od 2 graczy. A UE stoi w rozkroku. Ale Rosja ma napisany plan na następne 10 lat - tam nawet wiadomo kto będzie po Putinie. I tylko naiwni mogą twierdzić że są nieprzewidywalni - są przewidywalni aż do bólu, przewidziane mają wszystko, i nawet niskie ceny ropy, i sankcje, i ewentualny konflikt ze wszystkimi scenariuszami. TO UE nie ma nic przewidziane.

    1. weteran

      Szanowny Kolego "myslący" (ortodoksyjnie?) jeżeli zwracasz nam uwagę, że mylimy się to bądź łaskaw wskazać źródła twej przepastnej i zaiste imponującej wiedzy. Szkoda, że jest ona dziwnie i jednoznacznie ukierunkowana. Rozumiem - znaczy się obiektywna!!! Dyskurs z tobą będzie trudny bo myślisz podobnie do jednego wąsatego Gruzina - "..Papież, a ile on ma dywizji?..". Bardzo wątpię, żeby Rosja miała plan rozpisany na 10 lat, oraz rozpracowane wszelkie scenariusze, bo nie widzę tam ludzi zdolnych do takiego przedsięzięcia. Trochę cię poniosła wyobraźnia, albo uwielbienie dla swego guru. Najbliższe otoczenie Putina to kolesie z KGB, nie są oni specami od strategii, raczej od mokrej roboty, z której zawsze słynęli. Sankcje gospodarcze kładą Rosję na łopatki!! Kolego, trzeba zmienić źródła wiedzy, albo źródła informowania. Nikomu nie spadły okulary, bo miotanie się Putina i tego jego małego zmiennika w garniturze Armaniego nieczego nie zmienią. Zostało im najwyżej 1,5 roku, jeżeli kolesie z KGB to wytrzmają i wcześniej nie zareagują. W tym kraju wszelkie zmiany można dokonać w bardziej lub mniej specyficzny sposób - to jest ten ich wynalazek, jedyny w swoim rodzaju. Nie wyprodukowano 500 śmigłowców od 2011 roku, a o połowę mniej. Możliwości bojowe lotnictwa rosyjskiego nie zachwycają, bo w stosunku do standardów zachodnich, to niestety trzecia liga. Używają głównie bomb grawitacyjnych 250 kg. Czasami dla telewizji zrzucają jakiś pocisk kierowany, bo to przecież niemało kosztuje, ale właściwie nie wiadomo w co trafił i czy w ogóle trafił. Na temat skuteczności rosyjskiego lotnictwa jest naprawdę sporo materiału w internecie. Poszukaj i poczytaj. Nawet tradycyjni odbiorcy rosyjskiej techniki (Indie, Afryka Północna) dziekują im za wspólpracę. Chiny zrobiły to już lata temu. A przy takim podejściu do polityki współistnienia nie wróżę Kremlowi większych sukcesów na niwie politycznej i gospodarczej w najbliższych latach. I powstaje pytanie skąd wezmą kasę i produkty wysoko przetworzone? Oni potrafią jedynie wytapiać stal i wydobywać surowce, a od czasu do czasu podgapić jakieś rozwiązanie techniczne na Zachodzie. Od reszty są uzależnieni. Nawet B-29 niepotrafili skopiowac dobrze, chociaż dysponowali kilkoma nietkniętymi egzemplarzami. UE nie jest organizacją obronną tylko polityczną i gospodarczą, to też warto wiedzieć. Na temat NATO nie będę się wypowiadał bo to by była starta czasu. Mógłbyś chociaż wymienić jakieś fiasko tej organizacji. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.

  2. Al.S

    Aby należycie ocenić ewentualne zamiary Rosji, nie zależy zapominać o jednej podstawowej, rzeczy. Jej zaangażowanie zarówno na Ukrainie, jak też na Krymie, miało na celu utrzymanie wcześniejszej sytuacji politycznej, a nie wytworzenie nowej. W przypadku Ukrainy chodziło zarówno o utrzymanie dotychczasowych powiązań gospodarczych, jak też o pomoc dla niezadowolonych ze zmiany władzy, wschodnich, tradycyjnie prorosyjskich części tego kraju. Pewnie był w tym również element ambicjonalny rosyjskich władz, które chciały pokazać, że nie dadzą sobie odebrać wpływów we wschodniej Ukrainie, za pomocą wspieranego przez Zachód puczu w Kijowie. Jako że kraj ten jest podzielony na dwie części, całkowicie różniące się swoim spojrzeniem na kwestię przynależności Ukrainy do zachodniego, bądź rosyjskiego kręgu wpływów, to metodami demokratycznymi bardzo ciężko było zapewnić ciągłość prozachodniej władzy na Ukrainie. Każde dojście do władzy rządów prozachodnich kończyło się tym, że ludzie w regionach nie posiadających stałych preferencji wyborczych, niezadowoleni z jakości rządów, vide - afery korupcyjne, głosowali w kolejnych wyborach za pozbawieniem ich władzy. Partia Regionów Janukowycza tradycyjnie wygrywała na wschodzie kraju, notabene w Donbasie miała miażdżącą przewagę, więc wsparta głosami z innych części kraju, zazwyczaj wracała do rządów. Putin poparł separatystów, wspomógł swoim uzbrojeniem i dostawami zaopatrzenia, ale pomimo wielu prób, wciąż nie udało się wykazać obecności wojsk rosyjskich na wschodzie Ukrainy. Wojnę toczą tam w większości siły lokalne, które mają dla swoich działań poparcie miejscowej ludności. Oczywiście, że są tam rosyjscy żołnierze i instruktorzy, ale Putin wciąż powtarza swoją mantrę, że nikt nie może zabronić swoim wojskowym spędzania tam urlopów. Analogie do powyższej sytuacji istnieją w przypadku interwencji Putina w Syrii - nie ma tam mowy o zajęciu i okupacji kraju przez oddziały rosyjskie, zamiast tego wspiera on legalne rządy al-Asada. Wcześniej władzę syryjskiego "dyktatora" uznawały wszystkie kraje świata, więc tej legalności bardzo ciężko jest zaprzeczyć. Znów więc mamy tu do czynienia ze wspieraniem przychylnych sobie społeczeństw i rządów, a nie jawną agresją na państwo nieprzyjazne. Czy taki scenariusz jest możliwy do przeprowadzenia w Krajach Nadbałtyckich? Można wskazywać na istnienie w tych krajach dużych rosyjskich mniejszości, albo na wciąż istniejącą tam pewną nostalgię za ZSRR. Taka nostalgia za czasami Gierka istnieje również w naszym kraju. Niemniej jednak Putin musi mieć świadomość, że obecne status quo nie daje mu żadnych nadziei na realizację prorosyjskiego przewrotu, który będzie można wspomóc "zielonymi ludzikami". W tych krajach sytuacja jest bowiem diametralnie różna od tej w Donbasie i na Krymie. Ludzie żyją tam bowiem na poziomie co najmniej nie gorszym niż w bogatszych regionach Rosji, do tego mogą swobodnie podróżować i pracować w UE, co również tyczy się mniejszości rosyjskiej w tych krajach. Rosyjskojęzyczni pracownicy są dziś powszechnie spotykani w Berlinie, Paryżu i Londynie. Ci ludzie, choć są etnicznymi Rosjanami, raczej nie będą chętni do zamiany swojego obecnego statusu na niepewną przyszłość w "Pribałtyce", zaanektowanej przez putinowską Rosję. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można zatem założyć, że nie przekształcą się oni w "zielone ludziki" i nie dadzą Putinowi szansy się wykazać, jak bardzo on i Matuszka Rosja ich wspiera. O ile nie dojdzie do jakiegoś tąpnięcia w gospodarce UE, żeby miało to przełożenie na niezadowolenie ludności, która da się wtedy "wyprowadzić na ulice", taki stan będzie się utrzymywać przez kolejne dekady. A wtedy, dzisiejsza sytuacja geopolityczna może zmienić się na tyle, że obecne strachy wydadzą się nam tak odległą przeszłością, jak dla obecnego młodego pokolenia, czasy Zimnej Wojny.

    1. Robin

      Masz we wszystkim racje ale tu nie chodzi o zielone ludziki ale możliwy w przyszłości atak bespośredni na państwa bałtyckie, zielone ludziki były by bardziej ryzykowne od zwykłego ataku, to była by potważ dla nato i ameryki, wszystkim by zaczeły puszczać nerwy i niewiadomo jak by się to skończyło

    2. Vvv

      Jak to nie ma dowodów? Są i to setki ale ruskie uznaja zasadę ze jak są jakieś dowody to tylko gorzej dla tych dowodow

    3. gosc

      Ciekawe dlaczego przemilczales kradziez Krymu. Cos ci nie pasowalo?

  3. SZELESZCZĄCY W TRZCINOWISKU

    "Człowiek bro­ni się przed strachem za po­mocą lęku" ...Zygmunt Freud.. i jak mawiał Napoleon są dwie rzeczy które jednoczą ludzi strach i interes ...czego mamy obraz w naszych czasach a dla poprawienia samopoczucia dodam .....Strach nie jest długot­rwałym nau­czy­cielem obowiązku..Cyceron.

    1. Podpułkownik Wareda

      SZELESZCZĄCY W TRZCINOWISKU! To bardzo dobrze, że przypomniałeś na forum D24 fragmenty wypowiedzi Napoleona Bonaparte, Zygmunta Freuda oraz Cycerona. Ale w przyszłości pamiętaj, aby każdorazowo podawać również: kiedy i w jakich okolicznościach, znani skądinąd ludzie, wypowiedzieli bądź napisali swoje przemyślenia. Moim zdaniem, to bardzo istotne. W wielu przypadkach, bardziej istotne niż sama treść. Wówczas, będzie można łatwiej zrozumieć kontekst (czyli związek, zależność) wypowiedzi. Ponadto, pamiętaj - to że ktoś coś powiedział lub napisał, to nie znaczy iż każdorazowo wygłosił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Z tzw. prawdami, które przy różnych okazjach były wygłaszane przez znanych ludzi - różnie bywało. Często (podobnie jak zwykli śmiertelnicy), oni także nie mieli racji. A propos cytatów, ze swej strony, dorzucę także jeden fragment wypowiedzi Napoleona Bonaparte. Otóż, na początku maja 1821 roku, na kilka dni przed swoją śmiercią - na Wyspie Świętej Heleny leżącej na Atlantyku - będąc więźniem Anglików, Napoleon wypowiedział pamiętne słowa: UMIERAM, ALE ZOSTAWIAM DWÓCH MYŚLĄCYCH LUDZI - ROSJĘ I STANY ZJEDNOCZONE AMERYKI !

  4. Wojciech

    Zakupić licencję na koreański czołg i tłuc w kraju do 1000 sztuk.

    1. Hammer

      Dokładnie. T72/PT91 są przestarzałe (mimo tego potrzebujemy ich moderki bo nic innego póki co mieć nie będziemy) Na Leopardach poprzestańmy (dobry krok to ich pozyskanie ale z Niemcami nam nie po drodze a i drogie pieruńsko) K2 Black Panther to świetny wybór i chyba jedyny sensowny obecnie. Koreańczycy nie powinni stwarzać problemów z odsprzedaniem licencji na niego a sam czołg jest nowoczesny. Myślę że realnie ok. 600 szt powinniśmy posiadać.

  5. maniuś

    Jak zwykle KIKS - bredzisz ? Co zachodnie to lepsze od innych państw .

  6. Nabucco first

    Sankcje i niskie ceny ropy mogą powstrzymać rosyjski sen o potędze. Trzeba przestawiać Europę na dostawy z innych kierunków geograficznych i budować unię energetyczną. Konfrontacja militarna jest jedynym obszarem w którym FR jest realną siłą. Osobiście zbudowanym gazociąg Hiszpania - Francja jako priorytet.

  7. Jack Bauer

    Ochłońcie trochę. Odsyłam do wykładów Jacka Bartosiaka na You Tube. Sami zobaczycie gdzie tak naprawdę jest centrum wydarzeń i dlaczego oraz jakie to może mieć konsekwencje dla bezpieczeństwa Polski.

    1. Robin

      Ten Bartosiak ciekawie mówi, dzięki

    2. okoniek

      Bartosiak może i ciekawie mówi, ale nie jest wizjonerem. Jego koncepcja geopolityki jest bardzo ciekawa, ale nie ma wiele wspólnego z rzeczywistym rozwojem wydarzeń. Przykład: koncepcja hegemonii zakłada, że prócz Chin i USA nie liczą się żadne kraje w skali globalnej, Tymczasem gospodarka Chin słabnie, USA zagrożona kryzysem gospodarczym a Rosja, która jest poza "starciem imperiów" w tej koncepcji, prze do wojny. W ogóle Bartosiak nie bierze pod uwagę bliskiego wschodu, Europy środkowej, Indii czy nawet Iranu. Przedstawię rozwój wydarzeń "według koncepcji okońka" na najbliższy rok: Rosja, Iran, Turcja, USA i część NATO będą zaangażowane w Syrii. Niewypowiedziana wojna światowa będzie trwać na eksperymentalnym froncie syryjskim a tymczasem w krajach nadbałtyckich (raczej w Łotwie niż Litwie czy Estonii) pojawią się "zielone ludziki". USA powie, że to sprawa NATO w Europie, która to umyje ręce zajęta "imigrantami". Nastąpi podział NATO, przyspieszenie organizacji "Międzymorza" i rozpad UE. Koniec 2016 roku to krok przed wybuchem otwartego konfliktu światowego

  8. zarembiak

    i bardzo dobrze by sie stało. Niemcy straciłyby swojego najlepszego i prawdziwego sojusznika przeciw Polsce.

  9. Krzysiek

    Należy się zastanowić w chwili obecnej liczą się tylko 2 Państwa na świcie USA i Chiny pytanie gdzie my jesteśmy i co możemy na tym zyskać=stracić to muszą rozważyć politycy polscy a nie zajmować się Rosją. Rosja tak ja my walczy już tylko o przetrwanie.

    1. wasa

      Zgadzam się, tylko czy nie jest tak, że przetrwanie Rosji odbywać się będzie naszym kosztem? Wyobrażam sobie nawet scenariusz w którym obrócenie Rosji (przez USA) przeciw Chinom, odbywa się właśnie kosztem oddania krajów Europy Środkowej ponownie do strefy wpływów Rosji (chociaż na razie na to nie wygląda)

  10. gimbus

    Zaatakowanie państw Sojuszu jest dla Rosji samobójstwem, ostatecznym i definitywnym .Rosja przestałaby istnieć w obecnym kształcie.Nawet jeśli na początku odniosłaby jakieś sukcesy, to ostatecznie, to starcie przegrałaby z kretesem.Porównanie potencjałów gospodarczych i militarnych nie kłamie.Obecna sytuacja finansowa Rosji i państw zachodnich też jest znana.Rachuby rosyjskie liczące na brak solidarności państw sojuszniczych, są tylko pobożnym życzeniem.Liczyli przecież na szybkie zniesienie sankcji i rozbicie jedności państw zachodnich ( po zajęciu Krymu i wojnie w Donbasie) i bardzo się przeliczyli.Sankcje trwają i są przedłużane, pomimo oporów prorosyjskich grup nacisku.Rosyjscy analitycy na pewno biorą ten fakt pod uwagę i nie są już skłonni zakładać ,że scenariusze wojenne będą rozwijać się po ich myśli.Stąd wysnuwam wniosek,że owa retoryka, o możliwości zaatakowania państw bałtyckich w przypadku gdyby Turcja zniszczyła ruski potencjał wojskowy w Syrii to zwykłe pieprzenie, obliczone na przestraszenie zachodniej opinii publicznej.Moim zdaniem politykę sankcji wobec Rosji należy kontynuować a nawet rozszerzać , jeżeli awanturnictwo Putina będzie postępowało,a z drugiej strony NATO powinno wycofać się z ustaleń Aktu Stanowiącego NATO-Rosja i przesunąć infrastrukturę wojskową na wschód.Tylko twarde i bezkompromisowe postępowanie wobec Rosji daje nadzieję na zatrzymanie dalszej eskalacji napięć i prowokacji.Osobiście uważam ,że Rosja z obecnego konfliktu z Zachodem (choćby nawet do wojny nie doszło) wyjdzie osłabiona a wewnętrzne problemy spowodują rozpad tego państwa.Rosja (tak uważam),walczy w tej chwili nie tylko o pozostanie w I lidze, utrzymanie wpływów i statusu mocarstwa.Zdaje się ,że walczą w ogóle o przetrwanie państwa w obecnych granicach.Ale to przegrana wojna.

    1. Hammer

      Nie sądzę. Rosja dzięki sankcjom strasznie traci ale nie upadnie. To boksowanie się zachodu ze wschodem zakończy się kompromisem. Takie glosy już na zachodzie słychać. Kwestia czasu to jest (Ukraina-Syria być może kwestia Turecka to przyśpieszy) EU nie jest monolitem bo takowym być nie może! Federacja Rosyjska ma potencjał by uderzyć na zachód (wojna zakończy się na Odrze kompromisem by nie wszczynać IIIWŚ) stąd zagrożenie jakie stoi przed nami a któremu musimy starać się zapobiec! Brak stałych baz NATO w Europie środkowo-wschodniej może to tylko potwierdzać. Z kilkoma ostatnimi twoimi zdaniami w ogóle się nie zgadzam. Są to czcze życzenia bez żadnych sensownych powodów które by to potwierdzały.

  11. Darnok

    Dwa pytania dla ekspertów: 1) po co Rosja miałaby atakować konwencjonalnie jakiegokolwiek członka NATO? (czy ktoś w ogóle pokusił się o kalkulacje koszt/efekt, uwzględniając np. skalę środków, jakie Putin musiałby przeznaczyć na utrzymanie choćby krajów bałtyckich)? 2) Czy szefostwo NATO doprecyzowało już, jakie działania byłyby podjęte w sytuacji, gdyby np. w ataku Turcji na Syrię zniszczono legalnie znajdujące się tam rosyjskie bazy, a Rosja pokusiła się o odwet na Turkach (czy np. atak z terenu Polski i Litwy na Ob. Kaliningradzki, jako sojusznicze zobowiązanie do obrony Turcji jest możliwy)? O odpowiedź poproszę zwłaszcza zajadłych rusofobów i domorosłych analityków zapatrzonych w Żurawskiego vel Grajewski czy Kostrzewę-Zorbasa. Dziękuję.

    1. bronco

      Dla Kremla koszt-efekt ataku na członka NATO jest korzystny. Nic innego nie byłoby w stanie tak zjednoczyć głodnych ruskich wokół cara.

    2. dropik

      Ile Rosja miałaby płacić ? nic. Nie to te państwa musiałyby same utrzymać ruski kontyngent i armię namiestników. Turcja to inna polityka. Jeśli by się zdecydowali pomóc bratniemu narodowi syryjskiemu to pomoc ze strony nato jest jak najbardziej uzasadniona ;) Rosja to skorumpowany rezim totalitrny. Nie zapominaj

    3. tak tylko...

      Ależ my już znamy wasze teorie: im Polska słabsza i bardziej osamotniona tym bezpieczniejsza. Od kilku lat przekonują nas o tym internetowe trolle. Skoro Rosji opłaciło się walczyć w Gruzji, walczyć na Ukrainie, to czemu nie W Polsce? Chcecie abyśmy witali wasze czołgi na ulicach Warszawy z kwiatami?

  12. born in the USA

    A jakie będą ustalenia w wypadku agresji kraju NATO?

    1. dropik

      popracie i dostawy F16;)

  13. dropik

    cóż . szkoda że Finowie byli pierwsi i łyknęli te A6 bo może Litwa by sie namyśliła i sama stworzyła jedna cieżką brygadę (leo i mardery, których Niemcy mają sporo na składach). Każde z tych panstwo powinno taką posiadać. lotnictwo można uznać w ich przypadku za fanaberię ale czołgi i bwp już nie. Takie minium to po 60-80 czołgówi i bwp + 16 haubic Ogolnie Litwini są biedni bo ich stolica jest w ogole nie do obrony - 30km od granicy . Tallin i Ryga ok 200 (Warszawa 160)

    1. bob

      Problem w tym, że w Talinie i Rydze jest więcej Rosjan niż w Wilnie. V kolumna może skutecznie robić dywersję.

  14. zLoad

    A co na te zapowiedzi "Pakt"?. Ludzie 'na stanowiskach' grzeja sie w swietle fleszow.

  15. ja

    Tak się zastanawiam, gdzie się podziewają te wszystkie środki NATO w Europie, skoro na papierze mają przygniatającą przewagę liczebna nad Rosją. Może to jest podobna sytuacja jak na Urainie, która miała 2 tys, czołgów, z czego większość zgromadzona w jednym miejscu powoli sobie rdzewiała.

    1. Dropik

      Tylko usa ma znaczne ilosci sprzetu. Pozostale duze panstwa ,z wyjatkiem Turcji, maja mniej niz 400 czolgow itd. Ukraina nigdy nie miala na stanie 2000 czolgow. To że przejeli po zssr kilka tysiecy to nie znaczy , że byly w jednostkach. Staly na skladach i rdzewialy. No i szly na sprzedaz.

Reklama