Reklama

Siły zbrojne

Polska taktyka użycia okrętów podwodnych do wymiany

  • Prorosyjscy separatyści przed budynkiem władz samorządowych w Słowiańsku - 14 kwietnia 2014 roku. Fot. Yevgen Nasadyuk/CC BY-SA 3.0
  • photo
    photo

Kilka dni temu minęła 80. rocznica podpisania przez polski rząd ze Zjednoczeniem Stoczni Holenderskich umowy na budowę dwóch okrętów podwodnych: ORP „Orzeł” i ORP „Sęp”. O ile same okręty tej klasy przeszły od tego czasu prawdziwą rewolucję, o tyle taktyka ich wykorzystania w Polsce praktycznie pozostała niezmieniona.

Przeprowadzenie ataków rakietowych na cele w Syrii z okrętu podwodnego Rostow-na-Donu typu 636.3, należącego do Floty Czarnomorskiej pod koniec ubiegłego roku (uderzenia miały miejsce w listopadzie i grudniu) ostatecznie pokazało, że polska doktryna wykorzystania okrętów podwodnych różni się zasadniczo od tej, jaką wdrożyli Rosjanie, choć w obydwu wypadkach mamy do czynienia z użyciem konwencjonalnych okrętów. Okazuje się więc, że obowiązujące dotychczas w Polsce założenia, dotyczące wykorzystania jednostek podwodnych i przekładające się w dużej mierze na plany rozwoju floty nie nadążąją za światowymi tendencjami.

Holenderski okręt podwodny HNLMS „Bruinvis” i polski ORP „Orzeł” w porcie Gdynia 5 czerwca 2014 r. Od tego czasu okręt ORP „Orzeł” nie działa operacyjnie i jest remontowany w Stoczni Marynarki Wojennej - fot. M.Dura

Różnice widać przede wszystkim w ogólnych wymaganiach operacyjnych – czyli w zadaniach, jakie mają wykonywać w przyszłości nowe, polskie jednostki. O ile bowiem Rosjanie starają się dopasować do potrzeb wynikających z obecnej sytuacji geopolitycznej, to poszczególne osoby ze Sztabu Generalnego czy kierownictwa Marynarki Wojennej w swoim sposobie myślenia, jakby zatrzymały się na czasach II wojny światowej.

I nie ma tu znaczenia, że same założenia techniczne były już współczesne. Różnica pomiędzy Orkami, a niemieckimi U-Bootami, Sępem i Orłem polegała bowiem jedynie na tym, że Orki miały wykonywać swoje zadania za pomocą nowszych rozwiązań technicznych – tych które są obecnie dostępne. Ponadto, polskie okręty decyzją m.in. dawnego kierownictwa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (BBN), powinny być przygotowane przede wszystkim do działań na Bałtyku, podczas gdy już w czasie II wojny światowej zakładano (i wykorzystywano) konwencjonalne okręty podwodne w działaniach oceanicznych, w oddaleniu od stałych baz.

Małe okręty nie zawsze, są lepsze niż średnie

Koncepcja BBN, by skupić się przede wszystkim na obronie własnego terytorium (a więc również wód terytorialnych i morskiej strefy ekonomicznej) była niezrozumiała w kontekście zobowiązań sojuszniczych Warszawy. Wstępując do NATO zdecydowaliśmy się bowiem na uczestniczenie w kolektywnej obronie – nawet wtedy, gdyby była ona organizowana z dala od granic Polski.

Oczywiście istotną rolę odgrywają tutaj też zdolności ochrony państw bałtyckich, narażonych na atak, ale w ich wypadku posiadanie potencjału odstraszającego przez jedyne państwo, dysponujące połączeniem lądowym (z Litwą) jest zdecydowanie bardziej korzystne. Należy dodatkowo pamiętać o zobowiązaniach do prowadzenia operacji w innych obszarach, choćby w rejonie Morza Śródziemnego, w celu obrony państw NATO przed zagrożeniem terrorystycznym - co wymaga zdolności morskich.

Decyzja, by rozwój Marynarki Wojennej planować zgodnie z koncepcją „Bałtyk plus” w przypadku okrętów podwodnych jest tym bardziej niezrozumiała, że Morze Bałtyckie nie sprzyja działaniu tej klasy jednostek pływających i to nie tylko przez warunki geograficzne, ale również operacyjne. Specjaliści MW RP już dawno stworzyli mapę Bałtyku, na której zaznaczyli akweny: dostateczne, dogodne i bardzo dogodne dla okrętów podwodnych. Tych pierwszych jest najwięcej, tych ostatnich - najmniej.

O tym, że Bałtyk jest trudnym akwenem dla wszystkich okrętów podwodnych naukowcy Marynarki Wojennej wskazywali już wielokrotnie. Widać to wyraźnie na mapie z zaznaczonymi akwenami: dostatecznymi, dogodnymi i bardzo dogodnymi – fot. z prezentacji prof. A.Makowskiego/M.Dura

Równie niekorzystne dla okrętów podwodnych są uwarunkowania operacyjne. W przypadku wybuchu ewentualnego konfliktu zbrojonego jest bowiem prawie pewne, że na Bałtyku automatycznie zostanie przerwana komunikacja morska – przede wszystkim w jego wschodniej i środkowej części – nie będzie więc celów dla ewentualnego ataku torpedowego. Należy wspomnieć tutaj choćby o możliwościach działań lotnictwa, czy nadbrzeżnych dywizjonów rakietowych.

Trudno jest nawet przypuszczać, że Rosja w obecnych czasach organizowała transport drogą morską zaopatrzenia i posiłków pomiędzy Sankt Petersburgiem i Bałtijskiem - przechodząc wzdłuż Finlandii, Estonii, Łotwy i Litwy oraz podpływając w rejonie Kaliningradu na kilkanaście - kilkadziesiąt kilometrów od naszych granic. O wiele prostsza, szybsza i bezpieczniejsza dla Rosjan będzie po prostu droga lądowa. Podobnie ma się rzecz z prowadzeniem ewentualnego ataku na kraje bałtyckie, choć oczywiście zdolności przeciwdostępowe, dotyczące zwalczania wrogich jednostek marynarki wojennej czy statków powietrznych odgrywają ważną rolę.

W Polsce zarówno Marynarka Wojenna, jak i część zewnętrznych specjalistów, chce by Orki były przygotowane przede wszystkim do działania na Bałtyku. Często podkreśla się więc, że mają to być okręty niewielkie, których liczbę można by dzięki temu zwiększyć – nawet do 6 sztuk. Niektórzy analitycy wojskowi wskazują jednak, że taki sposób myślenia jest spuścizną po czasach Układu Warszawskiego, gdy panowało przekonanie, że potrzebna jest flota pasywna (podporządkowana wojskom lądowym, czekająca na rozwój wydarzeń, mało innowacyjna) i z niewielkimi okrętami (przystosowanymi przede wszystkim do działań przybrzeżnych, bez większych możliwości oddziaływania bojowego, o stosunkowo małej autonomiczności i bez możliwości współdziałania sojuszniczego – a więc stojącego głównie w deprawującej załogi „gotowości portowej”).

Dla rakiet manewrujących nie wystarczą już standardowe wyrzutnie torpedowe, jakie zastosowano np. na starych Kobbenach – fot. M.Dura

Takie założenia budzą jednak wiele wątpliwości, w tym wśród decydentów politycznych. Pojawiają się głosy, że kosztowne okręty podwodne nie są Polsce potrzebne (zważywszy na ogólny zły stan modernizacji Sił Zbrojnych RP), jeżeli ich jedynym zadaniem byłoby zwalczanie jednostek marynarki wojennej nieprzyjaciela, co może być z powodzeniem realizowane przez inne środki rażenia.

Polska koncepcja wykorzystania okrętów podwodnych na Bałtyku

Zadania, jakie początkowo postawiono przed okrętami podwodnymi nowego typu (OPNT) wskazują na brak zmian w doktrynie wykorzystania okrętów podwodnych od II wojny światowej. Jak wykazaliśmy, zwalczanie morskich linii komunikacyjnych Morza Bałtyckiego jest bardzo słabym uzasadnieniem na wydanie ponad półtora miliarda euro. W przypadku konfliktu zbrojnego ruch handlowy na Bałtyku po prostu zaniknie, a nawet jeżeli nie, to wysiłki w celu jego przerwania okrętami podwodnymi będą nieadekwatne do uzyskanego efektu.

Równie chybiony argument dotyczy współdziałania z siłami specjalnymi, jako jednego z podstawowych zadań OP w ramach koncepcji działań na Bałtyku (a nie podczas operacji ekspedycyjnych). Ryzyko związane z wysadzenie komandosów w Obwodzie Kaliningradzkim jest o wiele bowiem większe niż zysk, jaki taka operacja specjalna mogłaby ewentualnie przynieść.

Niebezpieczne jest również stawianie min z okrętów podwodnych. Należy pamiętać, że Polska ma do wyboru o wiele więcej możliwości blokowania obcych portów. Stawianie min za pomocą okrętów podwodnych należy więc traktować jako ostateczność, i to bardzo niebezpieczną biorąc pod uwagę fakt, że porty są z zasady chronione własnymi zagrodami minowymi.

Rakiety manewrujące – czyli odstraszanie obu stron

Dopiero trzy lata temu naciski zewnętrznych specjalistów zmusiły Marynarkę Wojenną i Inspektorat Uzbrojenia do zweryfikowania swojego podejścia do okrętów podwodnych i do wzięcia pod uwagę możliwość ich wykorzystania jako filaru polskiego systemu odstraszania. „Nagle” okazało się bowiem, że polski Orki można by uzbroić w rakiety manewrujące. 

Jednym z czynników powodujących opór wobec uzbrojenia okrętów podwodnych w rakiety manewrujące było forsowanie, przez dużą grupę oficerów, pozyskania, również drogą leasingu jednostek podwodnych z Niemiec. Najpierw, do 2012 roku wskazywano na okręty typu 214, z kolei w 2013 roku dążono do wdrożenia do polskich Sił Zbrojnych jednostek typu 212A.

Opinii publicznej wskazywano, że decydując się na rakiety manewrujące decydujemy się również na francuskie okręty podwodne typu Scorpène. Z deklaracji producentów z Niemiec jak i Szwecji wynika jednak jednoznacznie, że również oferowane przez nich jednostki mogą zostać dostosowane do przenoszenia pocisków manewrujących na życzenie klienta.

Ignorowano również to, że wcześniejsza argumentacja przestała już wystarczać, by program Orka w ogóle ruszył. Świadczy o tym nie tylko przesuwany termin rozpoczęcia postępowania, ale również coraz częściej wygłaszane opinie różnych polityków - przeciwne klasycznym okrętom podwodnym. Ostrzeżeniem dla podwodniaków powinna być m.in. wypowiedź wiceministra obrony Bartosza Kownackiego, który w wywiadzie dla „Wprost” z 20 grudnia 2015 r. wyraźnie wskazywał: „Trzeba się zastanowić, czy łodzie podwodne w czasie konfliktu są nam potrzebne. Bo może skończyć się tak jak w czasie II wojny światowej, że uda im się uciec z Bałtyku, a potem będą wykorzystywane przez inne floty sojusznicze”.

Polskie okręty Kobben w Gdyni – fot. M.Dura

Innym podejściem wykazał się jednak Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, który w książce „Wygaszanie Polski 1989-2015” zwrócił uwagę na niezrozumiały dla niego spór o okręty podwodne. Według niego, dysponując takimi jednostkami, uzbrojonymi w rakiety samosterujące średniego zasięgu, niewykrywalne przez radar, dysponowalibyśmy „istotną siłą odstraszającą, a Rosjanie byliby świadomi, iż agresja na Polskę oznacza możliwość zniszczenia ich ośrodków rakietowym atakiem z podwodnych okrętów”.

Macierewicz przypomniał przy tym Francję - marginalizowaną politycznie w latach 50, która tworząc siły uderzeniowe („force de frappe”) odstrasza teraz przeciwnika, który „stale musi spodziewać się skutecznego ciosu, być może nawet wyprzedzającego”. Wskazał też na Izrael ze wszystkich stron otoczony przez wrogie państwa. Uznał również, że okręty podwodne z rakietami średniego zasięgu są jedyną bronią, „która rzeczywiście zmieniłaby strategiczną sytuację Polski”. Podwodniacy jednak nie chcieli tego wykorzystać.

Odstraszanie - ostatnia deska ratunku dla polskich podwodniaków

Nowe podejście resortu obrony do rakiet manewrujących oznacza automatycznie, że odstraszanie staje się najważniejszym zadaniem okrętów podwodnych. To szansa dla Marynarki Wojennej, która nie będzie już miała jednostek pływających zdolnych tylko do działania przeciwko jednemu rodzajowi sił zbrojnych, ale uzyska narzędzie do absorbowania całego systemu obrony przeciwnika na morzu oraz na lądzie i to w promieniu może nawet ponad 1000 km. Takiej możliwości nie miała jak dotąd nie tylko Marynarka Wojenna, ale również całe Siły Zbrojne RP.

I nie będzie tu miało znaczenia, że każdy okręt podwodny może zabrać na pokład maksymalnie kilkanaście pocisków i to z głowicami konwencjonalnymi. Możliwość pojawienia się nawet kilku rakiet stanowi już wystarczające zagrożenie, by trzeba było zorganizować obronę przeciwlotniczą na całym obszarze ich rażenia. Takiej potrzeby potencjalny przeciwnik do tego czasu nie miał, mogąc się skupić przede wszystkim na osłanianiu swoich wojsk na pierwszej linii - nasycając ją ogromną ilością środków zwalczania celów powietrznych.

Przy obecnym podejściu podwodników, już niedługo może im pozostać jedynie symulator zabudowany przez AMW w starym Kobbenie – fot. M,Dura

Zmieni się nie tylko znaczenie Marynarki Wojennej, ale również sposób jej działanie. Priorytetem stanie się bowiem zapewnienie obecności co najmniej jednego okrętu podwodnego w morzu i jego ukrycie przed wykryciem przez potencjalnego przeciwnika. Okręty będą więc musiały długo przebywać w zanurzeniu, wykorzystując napęd niezależny od powietrza (AIP) – a więc musi być on tani w eksploatacji i łatwy do uzupełnienia.

Trzeba przejść również na system dwuzałogowy - taki, jaki stosuje się na atomowych okrętach podwodnych z rakietami balistycznymi i manewrującymi. Stawiając przy tym wymaganie dostępności technicznej na poziomie około 80% będzie można zapewnić w razie potrzeby stałą obecność w morzu nawet dwóch okrętów podwodnych. Wymagać to będzie wprowadzenia w Polsce pełnej infrastruktury technicznej i kompetencji pozwalających na ich niezależne utrzymanie w sprawności.

By odstraszanie miało sens musi być również wiarygodne. Trzeba więc być niezależnym w podejmowaniu decyzji o użyciu rakiet manewrujących i o wyborze celów ataku oraz mieć możliwość jego przeprowadzenia. Odstraszanie jest bowiem skierowane nie tylko we wroga, ale również w sojuszników, którzy muszą wiedzieć, że jesteśmy zdolni by silnie odpowiedzieć na agresję zmuszając ich również do reakcji zgodnej z podpisanymi zobowiązaniami sojuszniczymi.

„My otrzymaliśmy dalej model sił morskich kraju kontynentalnego – flotą pasywną, która w sposób stały i statyczny przygotowuje się do kolejnej klasycznej wojny, pomimo że wojna, współcześnie w formach działań asymetrycznych czy hybrydowych, rozumiana jako rywalizacja, gra, współzawodnictwo trwa na dobre od dawna, a morzu od zawsze. Taka Marynarka w obecnych czasach okazała się mało przydatna, zarówno z punktu widzenia sojuszniczej (nieprzystający model) jak i narodowej (zdominowanej przez wojska lądowe) doktryny obronnej. Inaczej – Polska Marynarka pozostała „flotą przednowoczesną”, to znaczy marynarką walczącą o przetrwanie. Taka Marynarka nie jest potrzebna także samej Marynarce – flota wiecznie się szkoląca, nie podejmująca wyzwań, statyczna – nie jest w stanie utrzymać morale załóg na wymaganym poziomie. Morale buduje się w oparciu o „zwycięstwo” odniesione podczas aktywnej, wytrwałej i kreatywnej służby, i wbrew pozorom, jest ono najważniejszym z czynników składających się na ocenę stanu floty”.

Kmdr rez. Maciej Janiak – przewodniczący Rady Budowy Okrętów

Budowa pierwszego okrętu podwodnego ORP „Orzeł” w Holandii – fot. Damen

Przypomnienie: 29 stycznia 1936 roku w Hadze, Szef Kierownictwa Marynarki Wojennej – kontradmirał Jerzy Świrski (w imieniu Rządu RP) i dyrektor N.V. Koninklijke Maatschappij „De Schelde” inżynier H. C. Wesseling (w imieniu Zjednoczenia Stoczni Holenderskich N.V.S.B. – Nederlandsche Vereenigde Scheepsbouw Bureaux) podpisali umowę na dostawę dwóch torpedowych okrętów podwodnych o wyporności 1100 ton dla polskich sił morskich („Contract for the supply of two Torpedo-Submarines of 1100 tons to the Polish Navy”). Projekt i założenia taktyczno – techniczne opracowało Kierownictwo Marynarki Wojnnej. Umowa złożona z 29 artykułów na 38 stronach zakładała: budowę okrętu ORP „Orzeł” w stoczni N.V. Koninklijke Maatschappij „De Schelde” we Vlissingen (na co wraz z próbami odbiorczymi przewidziano 30 miesięcy) i ORP „Sęp” w stoczni Rotterdamsche Droogdok Maatschappij w Rotterdamie (na co zarezerwowano 33 miesiące).

Reklama

Komentarze (62)

  1. Lbn

    Wreszcie dobry artykuł. OP z programu orka muszą mieć rakiety manewrujace AIP oraz być w stanie bez problemu prowadzić misję poza Bałtykiem oraz mieć rotacyjna załogę. Okrety około 4 myślę że na poczatem byłyby ok. Tych wszystkich staro myślących dowódców marynarki rozgonic bym na 3 wiatry.

  2. Marek

    W mojej ocenie jeden z najlepszych z Pana artykułów w ostatnim czasie i wnoszący najwięcej wartości dodatniej do polskich sił zbrojnych. Osoby z grona decyzyjnego nie przyjmujące tych argumentów do wiadomości powinny zastanowić się nad odejściem ze struktur MW i zrobić miejsce innym, może bardziej otwartym na nowe możliwości osobą. My jako kraj nie mamy możliwości skorzystania z broni niekonwencjonalnej, ale wrogie elektrowni atomowe są jak najbardziej w naszym zasięgu w przypadku posiadania OP z rakietami manewrujacymi.

    1. Majestic

      Poczytaj najpierw doktryny wojenne państw, które już w myślach atakujesz.. Taka Rosja ma tam zapis, że każdy nawet konwencjonalny atak na instalacje nuklearne, będzie traktowany jako atak nuklearny i spotka się z takim odzewem.

  3. Szymon

    Przedstawione argumenty są słuszne jedynie w zakresie zdolności do uderzenia na dużą odległość od granic. Do okrętów podwodnych ma się to nijak. Znacznie taniej, i lepiej jest kupić więcej rakiet średniego zasięgu bazowania lądowego, niż dla kilku-kilkunastu rakiet tworzyć środki przenoszenia za bardzo ciężkie miliardy dolarów - po to, żeby kochani marynarze mieli czym pływać. Relacja koszt-efekt się kłania. A do wspierania sojuszników na M.Śródziemnym, czy działań asymetrycznych nie potrzebujemy okrętów podwodnych, tylko logistycznych.

    1. Sphinx

      Umowy międzynarodowe zabraniają sprzedaży rakiet ziemia-ziemia o zasięgu powyżej 300 km. Ograniczenie to nie dotyczy rekiet woda-ziemia ani rakiet powietrze-ziemia.

    2. BRT

      Problem to umowy międzynarodowe rakiet taktycznych o zasięgu ponad 500 km nikt nam nie sprzeda. Zresztą na zachodzie takich wynalazków chyba nie ma.

  4. BOXIN

    O tym, że Bałtyk jest trudnym akwenem dla wszystkich okrętów podwodnych naukowcy Marynarki Wojennej wskazywali już wielokrotnie. Bałtyk jest zbyt płytki i mały. Wystarczy przeczytać książkę „Torpeda w celu” – Bolesława Romanowskiego (komandora, dowódcy okrętów podwodnych) opowiadającą o II WŚ z punktu widzenia podwodniaka, aby zrozumieć jakie problemy napotkały nasze u-boty. My na Bałtyku nie potrzebujemy okrętów podwodnych, bo tu sprawdzą się lepiej zwrotne i szybkie rakietowce lub torpedowce realizujące taktykę „przywal i uciekaj”. U-boty są świetne na głębokie akweny, czyli nie na nasze wody, chyba, że jak w czasie II WŚ chcemy je komuś gdzieś posłać gratis. Amen!

  5. xw

    Widzę, że zdecydowana większość komentatorów ni w ząb nie zrozumiała na czym polega wartość odstraszająca parunastu/kilkudziesięciu pocisków. Nie polega ona na wysłaniu iluś kilogramów materiałów wybuchowych w stronę przeciwnika, ale na zdolności do przekształcenia regionalnego konfliktu w udziałem Polski w konflikt angażujący naszych sojuszników. Tym samym zwiększa poziom ryzyka dla wszystkich potencjalnych stron konfliktu, czyli zmniejsza prawdopodobieństwo jego wybuchu. Okręty są do tego narzędziem, lepszego i możliwego do pozyskania przez Polskę (traktaty...) na razie nie widać. Niezrozumiały jest więc opór naszych "ekspertów" przed takim rozwiązaniem. Jeśli nie chcecie okrętów podwodnych z pociskami, pokażcie coś, co może odgrywać taką samą rolę (ograniczenie ryzyka niewywiązania się sojuszników ze zobowiązań w przypadku lokalnego "problemu" z naszym wschodnim sąsiadem) w naszych, polskich, realiach.

  6. wqq

    Panie Maksymilianie nie ma Pan "sumienia" pastwiąc się nad MW .Śledzę pańskie artykuły na temat tego co dzieje się w naszej MW wychodzące spod pańskiego pióra i dochodzę do wniosku że NASZA MW powinna już tylko bronić tradycji a nie wybrzeża Bałtyku . Poziom niekompetencji , zaniechań , brak koncepcji w tym rodzaju SZ jest dla przeciętnego czytelnika porażający .Oczywiście lata zaniedbań , brak inwestycji , wszystko to złożyło się na taki ponury obraz .Osiągnięcie przysłowiowego dna może być dobrym punktem wyjścia do tworzenia nowej doktryny wykorzystania MW jej kształtu i miejsca w SZ RP .Może nad tym należałoby popracować nim utopi się miliardy w sprzęt który będzie problemem dla samej Marynarki Wojennej bez rozsądnej i skutecznej koncepcji wykorzystania.Po lekturze Pana artykułu doszedłem do wniosku że tytuł powinien brzmieć - DOWÓDZTWO MW ZA CAŁOKSZTAŁT "OSIĄGNIĘĆ" DO CYWILA.

  7. wqq

    To są faktycznie sny o potędze bez realnych możliwości ich realizacji .Chcemy dla MW okręty podwodne dwa , może trzy z rakietami o zasięgu ok.1000 km . Dobrze ale kto będzie to serwisował , naprawiał . Orzeł - ile stoi w porcie po remoncie ? , Ślązak - co mu właściwie dolega ?. Czy z takimi stoczniowcami , remontowcami można coś zdziałać w współczesnej na dodatek obcej technice okrętów podwodnych .Obawiam się że za te pieniądze przeznaczone na program ORKA można by zakupić parędziesiąt rakiet o zasięgu jak wyżej na mobilnych wyrzutniach lub w kontenerach . Efekt odstraszania zdecydowanie większy a i przeżywalność również .Nam do szczęścia potrzebna jest dobrze zorganizowana obrona wybrzeża z dywizjonami rakietowymi oraz lotnictwem morskim .Darujmy sobie mity o morskiej potędze , nigdy jej nie było i nie będzie - sąsiadów mamy jakich mamy a Bałtyk to nie Atlantyk w sytuacjach konfliktowych żegluga na Bałtyku zamiera .Jakie drogi zaopatrzenia morskiego chronić skoro nic cywilnego pływać nie będzie ?.

  8. tom

    Pociski manewrujące z głowicami konwencjonalnymi odpalane z OP nie pełnią żadnej roli odstraszającej. Głowica o masie kilkuset kilogramów nie zniszczy żadnego celu strategicznego o znaczeniu wojskowym. A 20 czy 30 rakiet nie są w stanie nawet zastraszyć Litwy nie mówiąc o Rosji.

  9. AXI

    Na defence24 jest art. mówiący o zakupie 4000 pocisków samosterujących za 2 mld USD przez flotę USA. Jeżeli Polska nie jest ograniczona traktatami i możemy posiadać tego typu pociski o zasięgu powyżej 500 km, to ile mobilnych wyrzutni z pociskami Hyunmoo-3 w wersji C można kupić za jeden o.podwodny ?! Francuzi zaoferują nam pociski o zasięgu do 1000 km i będziemy musieli odliczyć odległość do brzegu. Amerykanie sprzedadzą nam co tylko zechcemy (za 300% wartości), ale pod warunkiem, że tego nie użyjemy...przeciw Rosji. Koreański pocisk to 1500 km i może czekać przy granicy. Na jednej platformie do 6 pocisków... Oczywiście flota może obejść wroga i uderzyć z innego kierunku, ale...bardziej prawdopodobne jest to, że nigdy nie opuści ...portu (nie wspominając o opuszczeniu Bałtyku). Iskander w najnowszej wersji ma zasięg ok 2000 km. Rosja wg. defence24 chce postawić 120 nowych wyrzutni tego typu (240 pocisków w jednej salwie), do tego dochodzą pociski samosterujące (od ,,zamaskowanych" wersji ,,kontenerowych" po ,,zamaskowane" o.podwodne). Później z... ziemi, wody i powietrza, a na dokładkę bomby szybujące. Port to priorytet uderzenia. Flota o.podwodnych będzie prawdopodobnie kupiona, a nie budowana w Polsce. Jeżeli serwis techniczny będzie tak samo dostępny jak ten z F-16, to wartość bojowa tych jednostek może być...średnia (zwłaszcza w przypadku ataku z zaskoczenia). Możliwość osłony floty przed atakiem z powietrza i szturmami 72 tys. spadochroniarzy i 12 tys. Specnazu, też raczej na kolana nie rzuci (zwłaszcza atak od strony morza). Artyleria rakietowa (chińsko-białoruski Polonez 200km zasięgu, czy Tornado-S 120km) szybko mogą zostać przerzucone jako wsparcie jednostek szturmowych (zbyt wielu baz dla o.podwodnych u nas nie ma). Do tego dochodzą koszty społeczne -wytransferowanie ciężkich miliardów w cywilizowanej walucie z kraju, w którym (jak informował onet) mamy 100 tys. bezdomnych dzieci i 1,5 mln głodujących dzieci (jak informował rząd PO w czasie rządów PO). Może się okazać, że prędzej sami wysadzimy ten kraj, niż obcy go zaatakują.

  10. Varan

    Tak czytam to wszystko i zastanawiam się czy takie analizy powinny być uprawiane publicznie? Ale moźe jesteśmy juź tak przeźoczyści dla Rosjan źe nie warto silić się na jakiekolwiek tajemnice? A moźe dziś tajemnicą są zupelnie inne "parametry" rozwaźań strategicznych? Tylko tak, raczej retorycznie, pytam. Bo znalazlem tu głos najzupełniej powaźnie chwalący autora. Kto jest autorem? Komandor MW Maksymilian Dura. Czy dziś juź nie obowiązuje minimalizm obnażania "rewelacji" dotyczących naszych słabych a zapewne i mocnych (jeśli wogóle istnieją jakiekolwiek) stron w kwestiach rozpoznania ewentualnych poczynań kolejno: rządu, ministrstw, sztabów i sojuszników. Oczywiscie domyślam się ze wróg ma swoje źrodła, ale dlaczego mamy mu jeszcze tu ułatwiać zadanie i wyręczać go w mniej lub bardziej udanych analizach? Jestem tylko czytelnikiem ktory przykłada swoją własną miarę, miarę logika i programisty. Możliwe że dziś nie trzeba zachowywać tajemnicy na poziomie strategii a za to sedno tkwi w samej technice. Ale temu przeczą przytaczane tu co chwila jak się orientuję znakomicie wszystkim dane techniczne i osiągi róźnych rodzajów broni. Zatem co? Efekt zaskoczenia ma być tą tajemnicą? Sposób wykorzystania? Zakres skali uźycia? Jak doświadczenie pokazało na Ukrainie, sposób wykorzystania źołnierzy zaskoczył wszystkich tak bardzo że przez jakiś czas nie potrafiono sobie poradzić z tym typem agresji. I to nie tylko od strony polityki i mediów. Zatem pytanie juź nie merytoryczne: Czy wiemy czego się bać? Albo inaczej, czy znamy dostatecznie filozofię wroga by móc przewidzieć jego potencjalne zamiary? A w takim razie co my sami możemy zaproponoać wrgowi? Zakładając źe na żadnym etapie wojny (takiej czy innej) nie staniemy się agresorem, to chyba mamy z góry ustalony wynik? Czemu tak naprawdę ma służyć taki tekst, jeśli jest oparty na prawdzie, na którą tak tęsknie czeka wróg?

    1. Antex

      W stosunku do Rosjan jestesmy nie tylko przezroczyści ale i zacofani (doktrynalnie). Sądzę że Rosjanie mają juz na własną rękę rozpracowanych co najmniej kilkanaście alternatywnych programów rozwoju polskich sił zbrojnych na najbliższe lata. I przygotowane swoje taktyczne i strategiczne odpowiedzi. Dane techniczne i osiągi różnych rodzajów broni (w prezentowanym tu zakresie) są znane z targów, wystaw, literatury - bezpośrednio od producenta. Każdy się reklamuje aby sprzedać ... To co rzeczywiscie podlega ochronie - kryje się w elektronice: wykrywanie, zakłócanie, szyfrowanie ... i w technologii materiałowej. A nie w mieszance amatorskich i profesjonalnych rozważań na D24. Choc znając nasze mechanizmy decyzyjne - to zanim dojdzie do finalizacji decyzji ... szukania pokrycia finansowego ... a potem ich realizacji (produkcja sprzętu, certyfikaty..) to nasze dzisiejsze rozwaząnia bedą tak aktualne jak polska taktyka z wojny bolszewickiej była aktualna w 1939 r.

    2. bibi

      W samo sedno. Mam takie same przemyślenia i to nie tylko w odniesieniu do tego artykułu. Jest cała masa podobnych analiz, która wystawia na patelni nasze słabości i obawy. Być może prawda jest bardziej zatrważająca, może jesteśmy tak łatwym celem, że nic tego nie jest w stanie zmienić przez najbliższe 20-30 lat, a właśnie w tym czasie może przyjść śmiertelny cios. Tak czy inaczej, dołączam się, po co ułatwiać sprawę potencjalnemu agresorowi.

  11. zLoad

    Trzeba budowac male okretu + infrastrukture do nich, i tak dalej powiekszac infrastrukture wraz z budowa wiekszych jednostek. Osoby ktore narzekaja, ze nie ma spojnej koncepcji wykrozystania jednostek morskich powinny zrozunmiec ze to jest efekt tego ze poprzedni rzad nie odpowiedzial narodowi na podstawowe pytanie - jaka ma byc rola Polski na swiecie. Gdzie sa nasze kluczowe interesy i miejsca ktore powinnismy starac sie zabezpieczyc poza naszymi granicami. Poprzednia ekipa skupila sie na budowaniu boisk bez zastanawiania sie nad polozeniem globalnym naszego kraju. Wydaje sie, ze najodleglejszymi miejscami ktore starali sie poznac byly brukselskie gabinety. Tak jak sie tworzy narzedzie do rozwiazani konkretnego problemu tak tutaj trzeba stworzyc narzedzie do realizacji wizji. Jedna rzecza ktora jest pewna, to ze musimy byc zdolni budowac okrety podwodne. Z czasem te o napedzie atomowym.

    1. zLoad

      A dokladniej , powiekszac infrastrukture naszych firm je produkujacych wraz z poszerzaniem technologii ktora dysponujemy wraz z doswiadczeniem w budowie kolejnych jednostek wraz z coraz wiekszymi jednostkami wraz z nauka zarzadzania.

    2. były_kanonier

      Tu nie ma co odpowiadać Narodowi. To sami rządzący Polska i to niezależnie od orientacji politycznej,powinni wreszcie przyjąć do wiadomości,ze Polska nie jest żadnym mocarstwem w skali europejskiej czy nawet wschodnioeuropejskiej. I w związku z tym powinni podchodzić do polityki zagranicznej w sposób racjonalny - tj. pilnując polskiego interesu narodowego, a nie interesów innych państw, nacji i korporacji. Polskie stocznie od 1949 roku nie wybudowały żadnego dużego i skomplikowanego okrętu bojowego, pomocniczego czy specjalnego przeznaczenia. Przed wszystkim nie wybudowały żadnego okrętu podwodnego. Polscy stoczniowcy od 1980 roku specjalizowali się głownie w technice strajkowania, a nie budowania okrętów. Polskie stocznie i stoczniowcy nie mają odpowiedniego potencjału, aby budować cokolwiek powyżej małego lub średniego niszczyciela min. Znowu Kłania się "Ślązak" jako sztandarowy przykład. Liczenie na to, że bez doświadczenia, potencjału można zacząć budować małe, większe, a potem nawet atomowe okręty podwodne jest oczywistą głupotą. Okręt podwodny ma żywotność ok. 30 lat. Czas od rozpoczęcia programu do wejścia okrętu do służby to co najmniej 10 lat. Trzeba tez zauważyć, że państwa budujące okręty podwodne mają kłopoty z dotrzymaniem terminów. Dotyczy to Niemiec z ich U-2xx, Francji ze "Scorpene" cze Hiszpanii z S-80. W Polsce nawet podjecie jakiejkolwiek konkretnej decyzji w sprawie jaki typ okrętu podwodnego należy budować jest opóźnione o kilka lat.. Poza tym po co polskim okrętom podwodnym napęd atomowy, na Bałtyku w zupełności wystarczy napęd niezależny od powietrza plus diesel/elektryczny. Szwedzki A-26 spełnia wszystkie założenia stawiane przyszłym polskim okrętom podwodnym. Ma mieć odpowiedni napęd, uzbrojenie (rakiety, torpedy,miny), może też skrycie przewozić płetwonurków. Do tego ma bardzo udanych protoplastów. Szwedzi proponują też współpracę. Czego jeszcze szukać? A może program "Orka" to najzwyklejsze science fiction.

  12. zaciekawiony

    Posiadanie przez polską flotę wojenną 3 okrętów podwodnych uzbrojonych w 24 pociski manewrujące będzie miało znaczenie w obszarze taktyczno-operacyjnym.Natomiast nie będzie miało żadnego znaczenia strategicznego, gdzie przewaga Rosji jest absolutna. Historia już nam dobitnie pokazała, czym mogą skończyć się sny o potędze...

    1. autor komentarza

      Głownym zadaniem dwu flot sowieckich będzie nie dopuścić do odpalenia rakiet z tych 3 okrętów. Ponieważ istnieje nieakceptowalny stopień prawdopodobieństwa, że tym 3 okrętom jednak uda się odpalić rakiety, potencjalne cele muszą być bronione. A od Kaliningradu po Poliarnyj i kilkaset km w głąb jest tych celów wiele. Pomyśl, ile środków nasz przeciwnik musi zużyć. To JEST wymiar strategiczny, a nie sny o potędze. Nikt nie wątpi, że przewaga Rosji jest absolutna. Chodzi o to, by atak na Polskę był nieopłacalny.

  13. Ari

    MOŻECIE PODAĆ TYPY MAŁYCH OKRĘTÓW PODWODNYCH I ŚREDNICH CZY DUŻYCH??

  14. zLoad

    Pytanie kluczowe odnosnie okretow podwodnych jest jedno - czy bedziemy je sami budowac, czyli czy pieniadze z polskiego budzetu , pojda do polskich firm, potem do ich pracownikow, na zakup sprzetu tych firm itp czyli czy wroca do gospodarki, czy radosnie je wydamy na produkcje innego kraju. Przy kwotach jakie wchodza w gre od tego nalezaloby chyba podejmowac wszelkie decyzje co do kierunku rozwoju polskiej marynarki wojennej.

  15. były_kanonier

    Kilka uwag do tez zawartych w artykule. 1. „(…)polska doktryna wykorzystania okrętów podwodnych różni się zasadniczo od tej, jaką wdrożyli Rosjanie, choć w obydwu wypadkach mamy do czynienia z użyciem konwencjonalnych okrętów. Okazuje się więc, że obowiązujące dotychczas w Polsce założenia, dotyczące wykorzystania jednostek podwodnych i przekładające się w dużej mierze na plany rozwoju floty nie nadążąją za światowymi tendencjami.” Polska posiada jedynie doktrynę medialną wykorzystania całości swoich sił zbrojnych. 2. „Koncepcja BBN, by skupić się przede wszystkim na obronie własnego terytorium (a więc również wód terytorialnych i morskiej strefy ekonomicznej) była niezrozumiała w kontekście zobowiązań sojuszniczych Warszawy. Wstępując do NATO zdecydowaliśmy się bowiem na uczestniczenie w kolektywnej obronie – nawet wtedy, gdyby była ona organizowana z dala od granic Polski.” Nikt (chyba) dotychczas nie wykazał, że NATO oczekuje od Polski, aby jej marynarka wojenna realizowała zobowiązania sojusznicze poza Bałtykiem. Polska nie ma żadnych realnych możliwości, aby działać poza Bałtykiem. Obecnie jedyny zdolny do tego prezentat, to przebudowany okręt demagnetyzacyjny. Zmian na lepsze nie widać – nawet w odległej przyszłości. 3. „W Polsce zarówno Marynarka Wojenna, jak i część zewnętrznych specjalistów, chce by Orki były przygotowane przede wszystkim do działania na Bałtyku. Często podkreśla się więc, że mają to być okręty niewielkie, których liczbę można by dzięki temu zwiększyć – nawet do 6 sztuk. Niektórzy analitycy wojskowi wskazują jednak, że taki sposób myślenia jest spuścizną po czasach Układu Warszawskiego, gdy panowało przekonanie, że potrzebna jest flota pasywna (podporządkowana wojskom lądowym, czekająca na rozwój wydarzeń, mało innowacyjna) i z niewielkimi okrętami (przystosowanymi przede wszystkim do działań przybrzeżnych, bez większych możliwości oddziaływania bojowego, o stosunkowo małej autonomiczności i bez możliwości współdziałania sojuszniczego – a więc stojącego głównie w deprawującej załogi „gotowości portowej”).” Jeżeli autor twierdzi, ze obecne myślenie o siłach morskich to spuścizna po czasach, to jest w wielkim błędzie. Bowiem bez trudu można dostrzec, że po 1989 roku nie było i nie ma w ogóle żadnego sensownego myślenia o siłach morskich. Najlepsze przykłady to przejecie przez PMW tych fregat typu OHP, całkowita likwidacja lotnictwa morskiego, budowa „Ślązak”-a, zakup drugiego dywizjonu NSN czy podejście do planów budowy nowych okrętów. Nie wiem po co w ogóle rozważa się jako wielkość powinny mieć nowe okręty podwodne, skoro sprawdził się poradziecki „Orzeł”, a nowe szwedzkie A-26 są podobnej wielkości. Tak samo nie wiadomo po co planuje się budowę trzech okrętów patrolowych z funkcją zwalczania min, skoro wiadomo, że w zwalczaniu min najlepiej spisują się okręty wyspecjalizowane w tych działaniach - trałowce i niszczyciele min. Poza tym po ponarażać duży okręt bojowy na utratę w działaniach przeciwminowych. Uzasadnienie jest tylko jedno takie termin pięknie brzmi w mediach. 4. „„My otrzymaliśmy dalej model sił morskich kraju kontynentalnego – flotą pasywną, która w sposób stały i statyczny przygotowuje się do kolejnej klasycznej wojny, pomimo że wojna, współcześnie w formach działań asymetrycznych czy hybrydowych, rozumiana jako rywalizacja, gra, współzawodnictwo trwa na dobre od dawna, a morzu od zawsze. Taka Marynarka w obecnych czasach okazała się mało przydatna, zarówno z punktu widzenia sojuszniczej (nieprzystający model) jak i narodowej (zdominowanej przez wojska lądowe) doktryny obronnej. Inaczej – Polska Marynarka pozostała „flotą przednowoczesną”, to znaczy marynarką walczącą o przetrwanie. Taka Marynarka nie jest potrzebna także samej Marynarce – flota wiecznie się szkoląca, nie podejmująca wyzwań, statyczna – nie jest w stanie utrzymać morale załóg na wymaganym poziomie. Morale buduje się w oparciu o „zwycięstwo” odniesione podczas aktywnej, wytrwałej i kreatywnej służby, i wbrew pozorom, jest ono najważniejszym z czynników składających się na ocenę stanu floty”. Kmdr rez. Maciej Janiak – przewodniczący Rady Budowy Okrętów” Dziwię się, że można głosić takie oczekiwania i to piastując taka funkcję Najwyraźniej kmdr rez. Janiakowi marzy się oganianie za piratami po morzach i oceanach albo szukanie tam innych zwycięstw. Polska powinna posiadać nowoczesna i silną flotę przeznaczona do działań na morzu śródlądowym jakim jest Bałtyk. Można zbudować okręt szkolny mający zdolność do udziału w misjach bojowych poza Bałtykiem. To w zupełności wystarczy, aby współdziałać z sojusznikami na odległych akwenach i przynosić korzyści szkoleniowe.

  16. Emeryt z Intelligence

    >>>>>Zapewne wielu po lekturze uzna mnie za fantastę, czy marzyciela, nie biorącego pod uwagę kosztów, mającego wręcz mocarstwowe ambicje. >>>>>Rafale - Ty za dużo czytasz literatury S-F. Mamy rok 2016, czasy się zmieniły. Bałtyk nie będzie żadnym Teatrem Działań , więc WM musi wymrzeć. Oczywiście Kompania Honorowa MW niech pozostanie, głupio będzie wyglądało brak marynarzy przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Na początek konieczna jest likwidacja źródła tych megalomanii mocarstwowych w postaci AMW. Czy ta "uczelnia pseudo-wojskowa" szkoli jakiś marynarzy? Chyba z ichtiologii. Dołożymy dywizjon rakietowej artylerii nabrzeżnej i to będzie najlepszy straszak dla ewentualnego agresora planującego desant morski.

  17. 123456

    O czym my mówimy. O okrętach podwodnych. IU od ponad 30 miesięcy prowadzi dialog techniczny na holowniki. Jest jakaś umowa ? Nie. IU od ponad 4 lat mówi o czapli i mieczniku. Jest jakaś umowa? Nie. Od 15 lat rodzi się Ślązak. Wyszedł za główki portu? Nie. Może Kormoran powstanie ale czy będzie spełniał zakładane wymogi (amagnetyczność) to dopiero się sprawdzi. Podobno 1 kwietnia miał wyjść w morze. Wyjdzie? Zobaczymy. Czy okręty podwodne powstaną. Raczej nie. Droga decyzyjna za długa, brak specjalistów do określenia warunków technicznych, brak kwalifikowanej kadry w IU, Nie realistyczne prognozy i brak prawdziwego dialogu z przemysłem prowadzą do wynaturzeń, których żadna jednostka na świecie nie potrafi spełnić - przykład holownik, który jest budową prostą jak cep do wykonania przez wszystkie stocznie w kraju, ale przy założeniach IU nie wybuduje go żadna stocznia na świecie bo się nie da.

  18. mc

    Cena - efekt. Jeżeli OP mają służyć głównie do odstraszania, to mają małą siłę rażenia (16 do 24 rakiet, na tych które są w morzu). Bałtyk jest jaki jest, a atakowanie Murmańska czy Władywostoku w czym nam pomoże ? Nasze siły zbrojne muszę "obezwładnić" przeciwnika zanim on dośle swoje rezerwy i zanim nasi przyjaciele zdecydują czy warto nam pomagać. Niestety ten artykuł tylko potwierdza moje przekonanie, że efektywniejsze będą samoloty z rakietami manewrującymi dalekiego zasięgu (mogą wlecieć w dowolny rejon kraju przeciwnika, i bez znaczenia jest odległość celu od wybrzeża morskiego).

  19. Rafale

    Tak czytam niektóre komentarze i zaskakuje mnie podejście do polskiej floty. Były głosy typu "po co nam OP, a nawet pół floty", po co nam śmigłowce szturmowe. To może w ogóle po co nam armia? Ogłosić neutralność, zaorać granice, zbudować mury z betonu grubości 1 km i odgrodzić się od wszystkich, a co! Taniej wyjdzie! Cały czas ludzie zapominają kogo mamy za przeciwnika (potencjalnego) i czym on dysponuje! Niestety taka jest prawda, że w obecnej sytuacji geopolitycznej, strategicznej i wzbogaconej niekoniecznie pozytywnymi doświadczeniami historycznymi musimy wręcz posiadać rozwiniętą i wszechstronnie uzbrojoną armię, nawet jeśli wiązałoby się to miejscami z wyższymi niż "norma" przewiduje kosztami. Obecna taktyka użycia naszych OP ogranicza się do pytania: Czy wrócimy cali i zdrowi z misji? Ten pływający złom nie ma już żadnej, ale to żadnej wartości bojowej, za to jest groźny dla nich samych. Pan Maksymilian Dura w pierwszej części artykułu kładzie znaczny nacisk na realizację zobowiązań sojuszniczych i pływanie po obcych akwenach. Panie redaktorze, jak Pan to sobie wyobraża? Przy 3 (max 4 okrętach) jeden, lub dwa oddalone o tysiące kilometrów, a na naszych wodach jeden lub dwa stateczki? Nie bardzo, jeżeli tak bardzo istotnym są patrole i misje oceaniczne, to musielibyśmy dysponować przynajmniej dwukrotnie większą ilością OP, a to wiadomo - koszty. Poza tym Panie redaktorze, na pewno Pan wie, że do długich patroli oceanicznych nie da się wykorzystać OP z konwencjonalnym napędem, albo trzeba byłoby zaplanować po drodze listę punktów "uzupełniających". Dla malkontentów, w kwestii posiadania OP - przytaczacie argumenty, że co możemy zrobić tymi OP - porozwalać flotę przy Obwodzie Kaliningradzkim i koniec zabawy. A jak wejdą do tego pociski manewrujące to też koniec zabawy? Możliwość podpłynięcia blisko przeciwnika i uderzenie nawet w góra dwa, ale ważne obiekty to też nic? Zgoda, generalnie okręt podwodny powinien służyć do walki z innymi OP, albo jednostkami nawodnymi. Trudno wymagać, żeby OP zajmował się w pełni szpiegostwem zwłaszcza elektronicznym, albo zwalczaniem statków powietrznych. Nie przekonuje mnie także argument, że Bałtyk to trudny do operowania akwen. A podczas konfliktu, to jest pełen chill-out, wojskowi strzelają popijając wódeczkę, albo grając na komputerach? W starciach powietrznych prosi się pogodę, żeby nie padał deszcz, a niebo było bezchmurne? No nie! Planowanie i rozpoznanie to jedne z kluczowych elementów, mamy od tego specjalistów, możemy współpracować z innymi państwami, trzeba te wszystkie czynniki wykorzystać. Cała procedura zakupów OP jest tak żenująca, że ktokolwiek planujący dalsze przesuwanie przetargu powinien być z urzędu zdymisjonowany! Niestety takich mamy ministrów, Siemoniak jarający się JASSM-ami w liczbie, z której śmieją się nawet Talibowie, albo Macierewicz, który pomylił powołania i póki co nie zajmuje się wojskiem, lecz wyręczaniem Ministerstwa Gospodarki. Wracając do meritum, okręty podwodne są nam bardzo potrzebne i to najlepiej w takiej ilości, jaką mamy obecnie, czyli 5 (bo sowiecka konstrukcja nie dobije do setki...). Można będzie wtedy wysłać w razie potrzeby jeden okręt na patrol oceaniczny, a pozostałe jednostki będą operować w pobliżu terytorium RP. Pozostaje jeszcze jedna ważna kwestia, w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego - nie oszukujmy się, ryzyko zniszczenia wielu krytycznych elementów infrastruktury i sprzętu lądowego jest olbrzymie. Jednostki te zostaną wyłączone z akcji, zostawiając niejako nasz kraj wpół nagi i tylko częściowo zdolny do odparcia agresji. Ostatnią deską ratunku pozostaje wtedy właśnie flota. Oczywistym jest, że flota nie będzie w stanie bronić całego kraju, bowiem to nie statki mają latać i niszczyć wrogie maszyny, nie posiadają ppk, ani nie przeistoczą się w UAV i nie wylecą w powietrze. Natomiast solidnie uzbrojone będą mogły w jakimś stopniu skutecznie wspierać działania obronne na ograniczonej części terytorium RP (północ i granice z państwami bałtyckimi). Aby to jednak było możliwe do realizacji należy przede wszystkim zaplanować tak zakup OP, aby wreszcie to była prawdziwa broń odstraszania (nawet nie planować, tylko realizować, bo papier już gotowy...), a jednostki nawodne silnie uzbrajać w broń przeciwlotniczą i naturalnie w rozwinięty systemy samoobronne. Dlatego według mnie, nasza flota powinna wyglądać następująco: I. 4/5 okrętów podwodnych (6, jeśli jeden miałby zasuwać z dala od naszego terytorium). Popieram pomysł, że nie musi to być krótki okręt, powinien przenosić minimum z 8 pocisków manewrujących, choć 12, czy nawet 16 brzmi lepiej, oraz naturalnie uzbrojenie torpedowe. Nie ma raczej większego sensu uzbrajania w broń OPL, bowiem wymagałaby wynurzenia, a to dla OP oznacza szybki koniec. Biorąc także fakt, że żaden OP nie może być wielkim magazynem broni, pozostają pojedyncze pociski typu np. Harpoon, choć uważam, że można zastąpić je torpedami. Najchętniej widziałbym A26 z pociskami Popeye. Nie dla Tomahawków! Pozostałe też nie wchodzą w grę, no chyba że dziwnym cudem np. Kongsberg z Saabem opracują dla A26 nowy PM, ale pomarzyć zawsze można :) W przypadku fiaska z A26 brać Scorpene, bowiem rozwiążemy od razu problem kwestii pocisków na OP, postarać się jedynie, aby jedna Scorpenka mogła przenosić znaczącą liczbę MdCN. II. Obecne i przyszłe okręty nawodne powinny również przenosić znaczącą liczbę, tyle że środków obrony przeciwlotniczej i to dalekiego zasięgu. Przeciwnicy od razu wytkną mi, olbrzymie koszty, a ja na to: na bezpieczeństwie nie ma co oszczędzać, może lepiej przeznaczać pieniądze w sprawdzoną broń zagraniczną niż projektowanie (najczęściej nieudolne), a potem kasowanie kolejnych projektów... Uważam, że większość jednostek nawodnych powinno posiadać chociaż kilka pocisków przeciwlotniczych dalekiego zasięgu, bliskiego do samoobrony, kilka sztuk do konfrontacji z okrętami nieprzyjaciela i naturalnie rozbudowane systemy samoobrony. W przypadku nawodniaków można sobie odpuścić montowanie pocisków manewrujących, bo i tak nie byłoby już chyba gdzie ich pomieścić :) Zapewne wielu po lekturze uzna mnie za fantastę, czy marzyciela, nie biorącego pod uwagę kosztów, mającego wręcz mocarstwowe ambicje. Moja odpowiedź na to - bo po prostu nie wierzę w sojusze. Nie wierzę, że w razie agresji sąsiadujące i bliskie nam kraje przyjdą z pomocą, nawet podstawową w postaci kilku samolotów, jednostek pancernych, ludzi, czy chociaż "gołego" sprzętu. Jeśli nawet jakimś cudem przyjdą, będziemy musieli sami się niemal ze wszystkim mierzyć i bronić. Dlatego musimy posiadać wszechstronny, nawet czasami przeładowany, ale uzupełniający się sprzęt, który w krytycznych momentach będzie w stanie choć częściowo uzupełnić, albo zastąpić wyeliminowane jednostki.

    1. zLoad

      Drogi Rafale bo niektorym tu placa za okreslone wpisy pewne firmy , inni chcieliby zeby wiecej srodkow z budzetu trafilo do ich formacji wojskowych. O ile kupione wpisy mozna zrozumiec to ciezej tych , ktorzy jakby sie zdaje nie rozumieja ze sila armii to jest mix wszystkich rozwiazan.

    2. niCk

      Rzeczowy komentarz i wszystko się zgadza tylko jednego brakuje rachunku ile? (ma być ogólny koszt zakupu, uśredniony koszt rocznej służby, terminów płatności, przyjmowania nowego uzbrojenia na te jednostki od kogo czy nam sprzeda i za ile? środków na pozostałe cele(bazy, ćwiczenia perspektywy wprowadaniainnych jednostek) ;-) dalej pisze WP to nie tylko marynarka jaki ma być udział marynarki w całym budżecie WP i czy "To" się w nim mieści. Tak na razie mam Cię za fantastę przedstaw że nas na to stać i ze jest to racjonalny wydatek(koszty-efekt) że inne platformy do rakiet są gorsze i nie spełnia wymagań to może zmienię zdanie.

    3. Dropik

      skoro nie wierzysz w sojusze to powinieneś pisać , że skoda kasy na jakiejkolwiek uzbrojenie bo sami przed Rosja i tak sie nie obronimy. Bądź realistą

  20. ja

    Każdy piszący na "nie" jest przeciwnikiem modernizacji MW i całych SZ. W konsekwencji można go nazwać sa ........ą

  21. BOSS

    oj tam ,oj tam ,pomarzyc mozna !!! ? jak na razie to nawet mw rp oszczedza na wodzie na ..flocie na basenie do plywania i trenowania nawet zabrali prawo do korzystania z tego dla emerytow i rencistow tego resortu ..wstyd !!! chyba o to chodzi by nas zrobic ..kiepskich i nie daj Boze godzina ,,W ,,

  22. Realista33

    Powinnismy dbać i rozwijać flotę OP zdolna do ataku na Rosje ... Od strony władywostoku ! I nie piszcie ze sie nie da lub nie ma sensu

  23. poznaniak

    Polska po prostu potrzebuje 4 okrety podwodne uzbrojone w rakiety manewrujące na tyle duże by mogły operować i na Atlantyku i na Pacyfiku wykorzystując bazy amerykańskie przy logistyce.Wbrew pozorom tak postawione zadania ułatwiają wybór gdyż można również pomyśleć również o okrętach z Korei południowej.Jak dla mnie optymalnym byłby wybór scorpiena ,który jest w zestawie z rakietami,jest okrętem praktycznie oceanicznym.Dlaczego taki okręt ?Żeby nie było wiadomo gdzie jest i skąd zaatakuje.Satelity nie widzą okrętów podwodnych.Generalnie przyszłość marynarki to korwety i fregaty z pionowymi wyrzutniami rakiet woda-woda,woda -ziemia i opl oraz okręty podwodne.Era lotniskowców powoli się kończy.

  24. XR

    Krótkie wtręty: Autor i duża część komentujących, nie zauważyli, że Dania po raz pierwszy od XII wieku (i kilku lat w XVII) jest po tej samej stronie barykady co my (i to zdecydowanie bardziej niż np. Niemcy). To: po pierwsze otwiera nam droge poza Bałtyk, po drugie sprawia, że zyskujemy głebię operacyjna i możliwość korzystania z baz np. na Bornholmie. A w komentarzach nadal wynurzenia, z których wynika, że mamy pas szerokości 70 km między Vaterlandem a Prusami i wroga jako "korek od butelki".

    1. Marek

      Kolego, kilka grup dywersyjnych Specnazu jest w stanie w kilka godzin zablokować wrakami statków ciesniny duńskie na wiele tygodni. A dodatkowo system Kalibr-NK może zrobić to samo z okolic Petersburga. Największym błędem w czasie tzw. przedwojnia jest lekceważenie lub/i niedostrzeganie potencjału ewentualnego przeciwnika.

    2. oszolm

      Bazy na Borholmie? Dobre. Zapraszam na Borholm. Podróż z Kołobrzegu do Nexo to 3-4 h i ok. 170 zł. Borholm polecam jest uroczy. Ale baz to tam nie mają....

    3. hmm

      czego te bazy na Bornholmie maja bronic? rządu na uchodźstwie? dani? to niech Duńczycy lożą na ich utrzymanie

  25. zLoad

    Absolutna pomylka jest , zakup okretow podwodnych do zwalczania innych tego typu jednostek. Powinny one raczej plywac swobodnie po oceanie zaopatrzone w bron atomowa i taki sam naped. Brak wiedzy o polozeniu tej jednostki skutkowalby bezpieczenstwem naszego kraju. W to zdecydowanie warto zainwestowac. Odstraszanie jest takty skuteczna od prawie 100 lat.

Reklama