Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Śmieci radioaktywne narzędziem polityki Kremla

Utylizacja pozostałości okrętu podwodnego projektu 949 typu Granit (wg. NATO typu Oscar) w Siewierodwińsku – fot. US Navy/Wikipedia
Utylizacja pozostałości okrętu podwodnego projektu 949 typu Granit (wg. NATO typu Oscar) w Siewierodwińsku – fot. US Navy/Wikipedia

Opublikowany ostatnio w Rosji raport na temat utylizacji wycofanych, atomowych okrętów podwodnych podaje, że udało się zakończyć ten proces wobec 195 z 201 takich jednostek. Nie wspomniano jednak, że sukces ten osiągnięto w dużej mierze za pieniądze z Zachodu.

Utylizacją rosyjskich okrętów podwodnych zajmuje się państwowy koncern Rosatom. Zgodnie z ostatnim, opublikowanym raportem tego koncernu, do zutylizowania pozostały jeszcze radioaktywne pozostałości z sześciu okrętów, czternastu jednostek technicznego wsparcia oraz dwóch statków z konsorcjum Atomflot. Prace mają zostać potrwać do 2020 r.

Rosjanie podkreślają przy tym, że na rozpoczęcie procesu utylizacji nie oczekuje w tej chwili już żaden okręt podwodny, tymczasem jeszcze w 1999 r. takich jednostek było ponad 120. Oznacza to, że obecnie prowadzone są równolegle prace na sześciu okrętach podwodnych oraz dwóch statkach wykorzystywanych w Związku Radzieckim do składowaniu odpadów radioaktywnych, „Wołodarski” i „Lepse”.

Kto naśmiecił niech sprząta - ale nie w Rosji

Raport Rosatom mówi o opracowaniu przy tej okazji zupełnie nowych technologii pozwalających, między innymi, na recykling paliwa z reaktorów chłodzonych mieszaniną płynnego ołowiu i bizmutu (a później sodu), wykorzystywanych na okrętach podwodnych projektu 705 typu Lira (według NATO – Alfa). Jednostki te poruszały się pod wodą z prędkością ponad 44 węzłów ale w rzeczywistości przez cały czas groziły katastrofą.

Rosyjski dokument pomija ten fakt, podobnie jak kilka innych, ważnych aspektów całej sprawy. Brak, przykładowo, informacji o tym, jak doprowadzono do sytuacji, w której 120 okrętów z niebezpiecznymi reaktorami składowano w warunkach grożących katastrofą ekologiczną. Przemilcza się też fakt eksperymentowania w Związku Radzieckim z technologiami, których nie potrafiono później zneutralizować.

Nie ma też żadnej wzmianki o setkach milionów dolarów pomocy ze Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Norwegii i Japonii, przekazanych Rosjanom na oczyszczenie skażonych składowisk. Współpracę zorganizowano, między innymi, w ramach programu Nunna-Lugara, czyli Programu Kooperatywnego Zmniejszania Zagrożeń (Cooperative Threat Reduction). Jego zadaniem było wzmocnienie kontroli nad poradzieckimi instalacjami nuklearnymi oraz demilitaryzacja i konwersja zużytego sprzętu i materiałów radioaktywnych.

Koniec współpracy amerykańsko-rosyjskiej

Raport nie mówi, rzecz jasna, że pod koniec trwania programu, w grudniu 2014 r. władze na Kremlu zrezygnowały z pomocy Stanów Zjednoczonych i od tego momentu mówią już tylko o własnych sukcesach.

Niestety, w ten sposób w Rosji zatrzymano, między innymi, proces poprawiania zabezpieczeń w siedmiu „zamkniętych centrach atomowych”, zawierających największe zapasy wysoko wzbogaconego uranu i plutonu.

Rosjanie poinformowali również Amerykanów o zakończeniu współpracy nad zabezpieczeniem osiemnastu cywilnych obiektów z zapasami materiałów niebezpiecznych oraz zakończeniu prac nad budową dwóch zakładów, które miały się zajmować przerabianiem wysoko wzbogaconego uranu w postać mniej niebezpieczną.

Trudno jest dokładnie określić, jak poważna była pomoc finansowa, otrzymana przez kraje Wspólnoty Niepodległych Państw i, przede wszystkim, Rosję. Wiadomo, że tylko do 2000 r. na Program Kooperatywnego Zmniejszania wydano ok. 2,4 miliarda dolarów. Dodatkowo, pieniądze przekazywano także w ramach mniejszych dofinansowań, jak japońska decyzja z połowy 2009 r. o przekazaniu prawie 30 milionów dolarów na utylizację rosyjskich okrętów podwodnych w 2010 r.

Kwoty pomocy są tak trudno dostępne do weryfikacji, ponieważ program pomocy okazał się mieć skutki zarówno pozytywne, jak i negatywne. Do pozytywów należy, niewątpliwie, uznać fakt zapobieżenia wielkiej katastrofie ekologicznej – szczególnie w rejonie północno-zachodniej Rosji (w pobliżu granicy z Norwegią).

Negatywnym skutkiem jest jednak to, że Rosjanie nie musieli naprawiać tego, co przecież sami zniszczyli. Środki zaoszczędzone na sprzątaniu radioaktywnych śmieci, władze na Kremlu mogły przeznaczyć na zbrojenia i prowadzenie wojen w Gruzji i na Ukrainie.

Reklama

Komentarze (5)

  1. fef2

    Ciekawe, gdy czytałem na innych portalach na ten temat to pisano o amrykańskiej pomocy, a autor twierdzi, że się nie przyznają. Zresztą ta sprawa trwa od wielu lat i każdy kto interesuje się flotami podwodnymi wie o tym programie.

  2. Marek

    Przekonany jestem, że autor artykułu się poważnie myli. Rosjanie przy swojej mentalności, biorąc pod uwagę gęstość zaludnienia i powierzchnię państwa, takie drobiazgi jak lokalne radioaktywne skażenie mieliby raczej w głębokim "poważaniu". Tak więc nie wydaliby ani grosza na utylizację skażeń, prowadząc wymienione w tekście wojenki tak, czy siak. Oni niejeden już raz pokazali jak do takich zganień podchodzą. Choćby nawet w taki sposób, że przeprowadzali próby z bronią jądrową bez ewakuacji mieszkającej w pobliżu ludności.

  3. rober cik

    2.4 miliarda usd to zadna zawrotna suma, pomijajac ze duza jej czesc poszla na czarnobyl, takie drobne przemilczenie...

  4. Sky

    Polecam: https://pbs.twimg.com/media/CIGTmRNUwAAhf9M.jpg - "peace & security" to wydatki między innymi na utylizację materiałów radioaktywnych.

  5. ~pług

    Trudno powiedzieć, żeby Rosjanie na sprzątaniu za hajs z zachodu oszczędzili. Im walające się przerdzewiałe atomówki nie przeszkadzały, więc zamiast oszczędności mają jeden problem mniej - niezadowolenie zachodu - ale tym też się raczej zbytnio nie przejmują.

Reklama